Od godziny czekał w kuchni, aż jego szanowny właściciel raczy ruszyć dupę z łóżka i zwlec się, żeby zjeść śniadanie. Camus nie miał bladego pojęcia, czy będzie mógł samemu cokolwiek zjeść - ten kretyn nic mu wczoraj wieczorem na ten temat nie powiedział, właściwie, jak się nad tym głębiej zastanowić, z ust tego nieszczęsnego łamagi nie wyszło żadne pożyteczne słowo, kurza twarz - dlatego zapobiegawczo i ukradkiem, w stu procentowej konspiracji przed gospodarzem, zjadł komkę chleba tostowego z masłem, trochę płatków śniadaniowych i popił wszystko szklanką wody. Oczywiście zaraz potem posprzątał starannie wszystkie ślady popełnionego przez siebie przestępstwa. Był pewien, że jego właściciel będzie zbyt durny albo chociaż zbyt zaspany, żeby zauważyć.
Camus wiedział jedynie, że powinien pomagać swojemu właścicielowi w pracach domowych. Tylko tyle udało mu się wysłyszeć, kiedy mężczyzna rozmawiał z handlarzem przez telefon.
- Ależ oczywiście, że potrafi gotować i sprzątać. Tak, tak, kundel przeszedł wszystkie treningi, mówię panu, pięcio gwiazdkowy zakup! - Mówił handlarz, przesadnie opisując aparycję Camusa. Nie, żeby Camus nie był urodziwym młodzieńcem, ale jego oczy wcale nie były tak niebieskie i błyszczące jak woda na Karaibach, a jego ciało z pewnością nie należało do herosów greckich. Ale Camus nie był w miejscu, z którego mógłby sobie pozwolić na jakiekolwiek komentarze. Dlatego potulnie siedział teraz w kuchni.
Cztery jajka, szynka, pomidor i ser czekały spokojnie obok patelni, przygotowane by zostać jajecznicą, omletem albo częścią kanapki. Camus nie wiedział, czego zażyczy sobie jego nowy właściciel, więc dla pewności, przygotował kilka wariantów. Nie wiedzał też, czy może siedzieć na krześle czy raczej klęczeć na zimnych kafelkach, toteż wybrał opcję najbardziej neutralną i po prostu stał, opierając się nieznacznie biodrem o blat kuchenny.
O 7:40 usłyszał dźwięk budzika docierający z sypialni mężczyzny. Już czwarty, ale tym razem zdawało się, że ten został usłyszany. Zaraz potem do kuchni dobiegły odgłosy szamotania, potem głuche łupnięcie, jakby ktoś zlatywał z łóżka i cała masa niewyrafinowanych przekleństw. Camus westchnął cicho pod nosem i wyniośle pokręcił głową. Na tę wyniosłość mógł sobie pozwalać jeszcze przez 3 minuty, zanim w progu kuchni zjawił się jego, pożal się Boże, właściciel.