Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Irish drinks with lemon

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptySob Cze 09, 2012 11:02 pm

Arjun Ceatadain

Dzień zapowiadał się na spokojny, ciepły i leniwy. Irlandia nigdy nie mogła poszczycić się dużą ilością słońca, co było prawdą, jednak nikt nigdy na to nie narzekał. Ludzie z czasem zamieszkujący wyspę przyzwyczaili się do raczej chłodnego klimatu. Przynajmniej na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku nikt nie przejmował się pogodą.
Arjun obserwował polityczne wydarzenia z czającym się w kąciku duszy niepokojem. To przeczucie, że stanie się coś złego, że jego rodzina będzie w niebezpieczeństwie - rosło z każdym dniem.
Nie od dziś było wiadomo, że Wampiry istnieją. Ba, istniały niemalże od zawsze. Żyły z ludźmi w zgodzie; nie zabijały bez potrzeby. Ale przestępstwa się zdarzały i co gorsze, były one w pełni legalne. Krwiopijcy, zwłaszcza ci Czystej Krwi uwielbiali zawierać z ludźmi układy, na mocy których mogli ich zabić, jeśli nie spłacą długu. Oczywistym było, że Anglikanie, ba cały naród Chrześcijański zacznie sprzeciwiać się takim praktykom. Odkąd tylko Wampiry wkroczyły w świat ludzi powołano specjalną Inkwizycję. A teraz, po blisko tysiącu lat nieustannych wojen pomiędzy rasami - zapanował złudny pokój. Wampiry zajęły wszystkie państwa pogańskie. Irlandia od 1605 roku była państwem Chrześcijańskim. I problem polegał na tym, że Wampiry chciały to zmienić...

Rodzina Arjuna mimo iż byli rdzennymi Irlandczykami była bardzo blisko z królem Anglii. Mieli duży wpływ na to, co dzieje się w ich państwie, teraz podporządkowanym Anglikom i Angielskim Wampirom. Codziennie docierały do nich rozmaite listy meldujące o sytuacji w kraju. Niedawno wydano akt, na mocy, którego chrześcijanie zostali pozbawieni wszelkich praw. W tym także prawa do życia.
Arjun i jego rodzina nie wierzyli w Boga. Inaczej nie mogliby zajmować i pełnić w kraju tak ważnego stanowiska i tak znaczących funkcji.

Nadchodziła wiosna, kwiaty powoli rozkwitały. Nadal jednak było chłodno, chociaż nie pochmurnie. Arjun wszedł do salonu w jednym z dworków należących do jego rodziny - Ceatadain. Jego nazwisko budziło respekt. A teraz on sam został wezwany na dywanik do ojca. Doradcy Króla. Był najstarszym synem w rodzinie, miał dwie młodsze siostry - Caora`e i Jasmine, oraz dziewięcioletniego braciszka - Eolais`a. On sam, w wieku lat trzydziestu dwóch opiekował się połową majątku i przejmował powoli obowiązki po starym już ojcu.
- Chciałeś mnie widzieć ojcze? - Zapytał, kłaniając się lekko nim podszedł do dużego fotela. Ojciec Ajruna Tiarnan był już mocno schorowany. Tej zimy dopadła go gorączka. Starzec skinął głową, by jego syn podszedł. Ajrun wykonał polecenie bez szemrania. A potem nachylił się tak, by stary Ceatadain mógł szeptać mu na ucho.

Oczy Ajruna rozszerzyły się w bezbrzeżnym zdziwieniu. I kiedy tylko ojciec skończył mówić - wybiegł z pokoju. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza.
Gdy tylko znalazł się w ogrodzie oparł się rękoma o najbliższe drzewo.
- Niech to cholera... - Warknął pod nosem, próbując poukładać myśli. Nie codziennie powiem człowiek dowiaduje się o tym, że umrze. Umrze w rękach wampira, u którego jego ojciec zaciągnął dług. Jutro o tej godzinie Ajrun będzie stracony...

Owen Reynard

Na dużym łóżku, które spokojnie pomieściłoby czterech rosłych mężczyzn leżało niezbyt duże, purpurowe zawiniątko.
Zawiniątko poruszyło się niespokojnie, a po chwili wynurzyła się z niego rozczochrana blond czupryna.
Owen wyplątał się z pościeli i przeciągnął, jednocześnie ziewając - światu ukazały się nieco wydłużone kły.
Blondyn leniwie przetarł oczy i wstał. Nieco chwiejnie podszedł do okna i odsunął kotary - do pomieszczenia wpadły pierwsze promienie słońca.
Blondyn nieco zmrużył oczy, nakrywając powiekami krwiście czerwone tęczówki.
Zbliżała się wiosna, a co za tym idzie nieco wyższe temperatury - Owen nie narzekał. Przepadał za słońcem. Pod warunkiem, że nie świeciło na niego wtedy, kiedy stało bardzo wysoko na niebie.
Był wampirem; ale nie takim ot, zwyczajnym. Był jednym z nielicznych przedstawicieli Czysto-krwistych. Miał umierać od wczesno-porannego słońca? No bzdura. Czy woda święcona, którą wieśniacy tak często go traktowali? Dziecinada.
Zabicie go wymagało dużo większego zachodu.
Chłopak niedbale odgarnął włosy i poszedł do łazienki.
Już po chwili otoczył go wianuszek służących - w większości wampirów klasy średniej, mieszańców - którzy pomogli mu się umyć i ubrać.
Owszem, mógł zrobić to sam; ale po co?

Godzinę później siedział wraz z rodziną - dziadkami, rodzicami, i piątką rodzeństwa - przy suto zastawionym stole.
Ktoś mówił, że wampiry nie jedzą normalnego jedzenia? Hmpf, dobre żarty. Owszem, Owen wcale nie musiał tego jeść; ale lubił. Nie samą krwią człowiek żyje, czyż nie?
W rodzinie Owena śniadanie było nie tylko czasem na posiłek, ale również rozmowę. Jako stary, szanujący się ród, starali się utrzymywać ze sobą jako-takie kontakty. Poza tym, ojciec Owena często przynosił nowinki. Był naprawdę ważnym człowiekiem, często przebywał w towarzystwie króla; i po prawdzie zdominował większość jego rządów. Stary człowiek bał się wampira jak ognia, a Owen wcale mu się nie dziwił. Jego ojciec, jeśli był wściekły, był naprawdę groźny. Sam Owen odczuwał w stosunku do niego silny szacunek i respekt. Ale nie ważne jak bardzo starał się Randolph - bo tak miał na imię ojciec Owena - to nie potrafił zmusić króla do zlikwidowania tej irytującej Inkwizycji.
Owen prychnął cicho. Cholerna Inkwizycja. Durni chrześcijanie! Wymyślali coraz to głupsze sposoby na zabijanie wampirów i coraz bardziej uprzykrzali im życie. Wprawdzie nie odkryli jeszcze jak zabić jakiegokolwiek Czystokrwistego, ale potrafili stanowić pewne zagrożenie dla mieszańców, a już na pewno dla wampirów stworzonych z ludzi.
Z natłoku zażaleń na głupich kapłanów Owen wychwycił jedną, interesującą informację - najstarszy syn rodziny Ceatadain miał zostać zabity, bo jego ojciec nie wywiązał się z umowy zawartej z Reynardami.
Całkiem nieźle się składało! Akurat ostatnimi dniami Owen rozglądał się za nową zabawką...

Po kilku godzinach blondyn wraz z ojcem stali w salonie jednego z dworków należących do Ceatadain'ów.
Cała służba była spięta i zaniepokojona - dwaj Czystokrwiści w ludzkim domu to nie było coś, z czego ludzie byli zadowoleni.
Niedługo miał przyjść syn pana domu. Owena aż nosiło, żeby go wreszcie zobaczyć; od jego w'idzimisię' zależało w tej chwili życie chłopaka..

Ajrun Ceatadain

Takim młodym chłopakiem to on wcale nie był. Ale nie narzekał na swój wiek. Był dobrze zbudowany - wychowany na ciężkiej pracy, pomimo tego jak majętna była jego rodzina. Miał krzepę w dłoniach i potrafił ją dobrze wykorzystywać. Jednak na co człowiekowi siła mięśni jeśli ma przed sobą wampira? W dodatku czystej krwi?

Ajrun ostatnie kilkanaście godzin spędził rozmyślając. Pierwszym, co zrobił było wybranie się na bardzo, bardzo długi spacer. Prawdopodobnie zszedł piechotą pół Dublinu. Nie przejmował się tym - musiał przemyśleć bardzo wiele spraw. Po pierwsze; dlaczego ojciec nie powiedział mu, że zaciągają kredyt u rodziny Reynardów? Po drugie, czemu akurat u nich? Tiarnan na pewno zdawał sobie sprawę jak niebezpieczną rodziną są. A jest przecież jeszcze tyle innych rodów! Po za tym, po jaką cholerę był im kredyt? Ostatnio bardzo uważali na wydatki - w obliczu kolejnej wojny między Wampirami, a Chrześcijanami warto było zaoszczędzić trochę grosza na czarną godzinę. Mimo tego...
Ajrunowi bardzo ciężko było przełknąć fakt, że został skazany na śmierć. Bo chyba tylko cud mógłby go ochronić od takiego losu. Niby nikt nie powiedział, że Wampiry zabijają za długi. Jednak człowiek stawał się wtedy ich własnością i naprawdę rzadko zdarzało się, by ktokolwiek wychodził z tego żywy. W dodatku jeśli on umrze, to nie będzie nikogo, kto obejmie po ojcu stanowisko.

Ajrun zatrzymał się gwałtownie.

Może o to właśnie chodziło!? By ktoś inny objął stanowisko jego ojca? By odsunąć jego rodzinę od władzy!? Ajrun westchnął głęboko. Teraz już nic nie dało się zrobić. A on był rozsądnym mężczyzną. Nie chciał narażać swojej rodziny na niebezpieczeństwo. Jeśli ma umrzeć dla ich dobra - zrobi to. Nie ma innego wyjścia.

Spał jakieś siedem godzin, więcej nie był w stanie. A potem, zgodnie z przykazaniem ojca poszedł się odświeżyć i przebrać w czyste, nowe i eleganckie ubrania. Frak przywieziono z Anglii jakieś dwa dni temu - jakby właśnie na tą okazję. Z wypastowanymi butami najstarszy dziedzic rodziny Ceatadain wszedł do salonu - by spotkać swoje przeznaczenie.
Rude włosy, dość krótko ścięte ułożone były tak, by wyglądać dystyngowanie oraz dodawać powagi. Jednak same rysy twarzy Ajruna pokazywały, że jest osobą zupełnie sympatyczną i przyjacielską i nawet jeśli jego ojciec patrzył na to sceptycznie - mężczyzna już taki był. Ze swoją mlecznobiałą karnacją mógłby śmiało udawać wampira. Przeszkadzały by mu w tym jedynie zarumienione od chłodu policzki, gdy zbyt długo przebywał na zewnątrz.
Ajrun spojrzał na dwa Wampiry Czystej Krwi. Byłby głupcem gdyby nie odczuwał strachu. Nie była to jednak panika.
Skłonił się tak, jak poddany kłania się królowi, zginając się w pół.
- Miło mi powitać szanownych panów na dworze rodziny Ceatadain - powiedział oficjalnym tonem, kiedy już wywindował się do pozycji pionowej. Wyprostowany, wyciągnął rękę najpierw do starszego Wampira, później do młodszego (przynajmniej według wyglądu, miał nadzieje, że nie popełnił błędu...).
- Niestety mój ojciec, Tiarnan Ceatadain nie mógł powitać panów osobiście - zaczął po wymienieniu uprzejmości. - Wyraził swą wolę, by sprawa została załatwiona jak najszybciej.

Owen Reynard

Klasyfikowanie wampirów po wyglądzie było rzeczą dosyć intuicyjną, łatwo było o pomyłkę; zwłaszcza w przypadku wampirów najniższej klasy, narodzonych z ludzi. Często zdarzało się tak, że dwunastoletniej dziewczynce należał się większy szacunek niż czterdziestoletniemu mężczyźnie - tylko i wyłącznie dlatego, że wampirem była dużo dłużej niż on. Co prawda takie wampiry starzały się - choć dużo wolniej niż ludzie - ale rzadko kiedy można było odnaleźć wyjątkowo długowiecznego, bo naprawdę łatwo było je zabić. Sprawa robiła się nieco łatwiejsza w przypadku mieszańców; rodzili się jako dzieci wampira i człowieka i już od małego byli wampirami - tudzież, jeśli geny ludzkie zdominowały geny wampirze, hybrydami nie dorastającymi wampirom do pięt, ale przewyższającymi ludzi - ich wiek dało się w jakiś logiczny sposób określić. Z czasem ich wygląd się zmieniał; byli naprawdę długowieczni, ale nie nieśmiertelni.
Nieśmiertelność tak naprawdę mieli tylko Czystokrwiści; teoretycznie z czasem się zmieniali, ale był to proces tak długi, że niemalże niezauważalny.
Przykładowo taki Owen: dla ludzi wyglądał na siedemnasto czy osiemnastoletniego młodego chłopaka, a w rzeczywistości w tym roku miał obchodzić swoje 611. urodziny. Nie oznaczało to bynajmniej niczego wielkiego: w oczach swojej rodziny dalej był głupim młodzikiem.
Właściwie Owen w ogóle nie wyglądał na osobę groźną; miał zaledwie 165 cm. wzrostu, ważył niewiele ponad 58 kg., był szczupły i niezbyt mocno umięśniony, a blada cera i bardzo jasne blond włosy tylko potęgowały wrażenie jego delikatności.
Tylko te krwistoczerwone tęczówki i nienaturalnie wydłużone kły świadczyły o tym, że jest istotą stworzoną do zabijania, perfekcyjnym zabójcą. I ten wyraz twarzy... Owen patrzył na większość śmiertelnych dosyć bezczelnie i pretensjonalnie: z góry.

Kiedy do pokoju wszedł młody mężczyzna, blondyn uśmiechnął się lekko. Nadawał się. W dodatku całkiem przyjemnie pachniał; Owen miał wrażenie, że jego krew może być całkiem smaczna.
Przywitał się jak na dobrze wychowanego wampira przystało. Przyszedł czas na formalności. Po kilku minutach niejaki Arjun wreszcie dowiedział się, że w ramach wynagrodzenia za niewywiązanie się z umowy staje się własnością rodu Reynardów. W dodatku wampiry żądały, aby natychmiast spakował najpotrzebniejsze manatki i za piętnaście minut był gotów do opuszczenia dworu.
Tacy już byli Reynardowie - stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. I żaden zdrowy śmiertelny by im tego oporu nie stawił. Chyba, że życie mu było niemiłe.

Ajrun

Kiedy tylko wampiry zniknęły z jego salonu, pozwolił sobie na moment opaść na fotel. Służbę zagonił skinieniem dłoni do pakowania swoich ubrań i tych rzeczy, z którymi nie miał wielkiej ochoty się rozstawać.
Samemu zaś westchnął głęboko i na moment ukrył twarz w dłoniach. Oczywiście, że nie płakał. Chodziło raczej o pozbycie się uciążliwego chociaż lekkiego bólu w skroniach. Sytuacja powoli, aczkolwiek nieubłaganie zaczynała go przerastać. Ale był Ceatadainem; nie mógł się poddać i przynieść wstydu rodzinie. Honor był dla niego czymś bardzo ważnym. W dodatku chodziło też o bezpieczeństwo jego dwóch sióstr i braciszka.
Z Caorą i Jaseminą pożegnał się już rano, kiedy jego siostrzyczki wyjeżdżały na jeden z bali - poznać swoich narzeczonych. Współczuł im takiego losu - ale jego był jeszcze gorszy. Nie miały więc siły, by zawalać starszego brata swoimi żalami i niechęcią.
Wszystko dla majątku.
Został jedynie jego młodszy brat, teraz przebywający w jednej z lepszych szkół z internatem. Ajrun cieszył się, że nie musi się z nim żegnać. Zawsze przychodziło mu to trudno. Teraz będzie pamiętał chłopca jako uśmiechniętego, a nie zapłakanego.
Po pięciu minutach wstał z fotela.
Musiał się wziąć za siebie. Zszedł na dół, pożegnać się jeszcze ze starą służącą, jego guwernantką z dziecięcych lat. A potem również ze Złotą Rączką rodziny Ceatadain; mężem jego niańki który potrafił naprawić dosłownie wszystko.
Zaczekał jeszcze na swój bagaż, na który składał się jeden dość spory kufer podróżny oraz jedna torba podręczna.
Służba pomogła mu donieść bagaże na miejsce - do wampirzej karety. Oczywiście - czarnej i przyprawiającej o dreszcze.

Ajrun skłonił się ponownie - tym razem jedynie lekko się zginając - widząc blond wampira. Przypuszczał, że ten starszy, siedzi już w powozie.


Owen Reynard

Po załatwieniu sprawy, jego ojciec natychmiast wsiadł do karety. Od samego rana nie czuł się najlepiej, więc w miarę możliwości szukał cichy i spokoju.
Cóż. Owen przypuszczał, że jego samopoczucie musi mieć coś wspólnego z rodem Lamar - od wielu lat stosunki między nimi a Reynardami nie były najlepsze. Rodów czystej krwi na całym świecie było tylko pięć. Choć między wszystkimi rodzinami panował względny spokój, to zawsze trwała między nimi jakaś rywalizacja. A Reynard'owie i Lamar'owie od lat walczyli o dominację w wampirzym świecie.
Na razie szala zwycięstwa przechylała się w kierunku ojca Owena - ale tak naprawdę nikt nit wiedział, kiedy znów przechyli się w stronę wrogich wampirów. Między rodzinami powolutku narastało napięcie.
Do tego wszystkiego dokładały się ciągłe problemy z cholerną Inkwizycją.
Owen westchnął ciężko. Nie powinien myśleć o takich rzeczach: skoro ojciec nie mówił o nich głośno, oznaczało to, że jeszcze nie było się czym przejmować.
Blondyn pokręcił lekko głową i przeciągnął się jak rasowy kot. Oparł się o drzwi karety, starając się względnie przebywać w cieniu. Nie, że odrobina promieni słoneczych mogła zrobić mu krzywdę... Ale, mimo wszystko, miał zbyt wrażliwe oczy. Zbliżało się południe, więc automatycznie zaczynał widzieć trochę gorzej. To, że wcale nie próbował skryć się w karecie mogło wydawać się cokolwiek dziwnym; ale Czystokrwistych nie obejmowały prawie żadne reguły dotyczące pozostałych wampirów.
Prawda była taka, że ludzie naprawdę nie wiele o nich wiedzieli.

Kiedy pojawił się śmiertelny, Owem uśmiechnął się odrobinę. Służba człowieka natychmiast otworzyła im drzwiczki do karety. Oczywiście Owen wsiadł pierwszy; dopiero potem wpuścił niejakiego Arjuna.
Kiedy byli już w środku blondyn ściągnął cylinder i bezpardonowo oparł nogi na siedzeniu na przeciwko.
- Jestem Owen - zaczął ni stąd ni zowąd. Mógł sprawiać wrażenie nawet sympatycznego... - I od dzisiaj, jesteś mój!

Ajrun Ceatadain


Nie czuł się pewnie, kiedy został tak sam na sam z dwoma krwiopijcami. Z drugiej strony to wcale nie będzie trwało długo, jak przypuszczał.
Zajął miejsce i kiedy tylko karoca ruszyła, jego myśli zajął blondyn. Ściślej jego nogi, które chłopak ułożył zaraz obok niego. Spojrzał na wampira nieco zdziwiony - skąd taki brak manier? Zaraz jednak stwierdził, że to nie jego sprawa.
Zamrugał jednak zaskoczony, na takie bezpośrednie słowa.
Nie bardzo wiedział co powiedzieć i sklecenie czegoś sensownego zajęło mu odrobinkę.
- To zaszczyt pana poznać - odpowiedział, po raz drugi dzisiejszego dnia. Skinął lekko głową. - Skoro taka jest Wasza wola nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia, czyż nie?
Sam zdziwił się na początku, jak spokojny jest jego głos. Ale to może tylko te lata praktyki? Faktem było jednak to, że głowa nadal go bolała, a on sam odczuwał stopniowo coraz większy strach o własne życie.
Eh.

Owen Reynard

Nie zdążył się nawet naprawdę wygodnie ulokować, kiedy siedzący ojciec trzepnął go w tył głowy, mówiąc coś o zachowywaniu się jak na wampira przystało i nie spoufalaniu się ze służbą - bo już do takiego stopnia zdegradował śmiertelnego.
Owen skrzywił się nieco, ale posłusznie ściągnął nogi z siedzenia, wyprostował i położył dłonie na kolanach.
Z rodzicami się po prostu nie zadzierało; nie tylko z powodu głębokiego szacunku, czy samego faktu, że dzięki nim jest się na świecie, ale także ze strachu.
Ojciec mógł Owena rozetrzeć na ścianie, jeśli tylko by chciał. Nie, że by to zrobił; ale blondyn wolał nie ryzykować skóry.
- Nie bardzo - przyznał, spoglądając ciekawsko na śmiertelnego. - Ale nie będzie tak źle, jak ci się wydaje, że będzie. Zawsze mogłeś skończyć jako lalka mojej infantylnej siostry...
Ojciec spojrzał na niego ostro, ale blondyn jedynie wzruszył ramionami. Przez 400 lat nie nauczyli go perfekcyjnej kultury, to teraz tym bardziej nie nauczą...
- To twój błąd wychowawczy, nie mój - odparł urażony.

Ajrun Ceatadain

Postanowił nie komentować. Nawet w myślach, chociaż ciężko było się pozbyć świadomości jak niekulturalnie zachowuje się jego obecny... pan. Westchnął w duchu, postanawiając nie przejmować się tym, że właśnie został służącym.
Pocieszał go jedynie fakt, że zawczasu nie stronił od pracy fizycznej. Często pomagał swojej guwernantce w przenoszeniu ciężkich rzeczy, zakupach czy chociażby gotowaniu obiadu. Może takie czynności były niegodne kogoś postawionego tak wysoko jak on ale w pewnym sensie lubił je. Mógł skupić się na pracy fizycznej albo po prostu przyjemnie spędzić czas.
Nie podjął także tematu siostry Pana Owena. Jakoś intuicyjnie przypuszczał, że jego ojciec potrzebuje teraz spokoju. Postanowił uszanować tę potrzebę nie tylko ze względu na własną skórę. Jeśli ktoś starszy chciał odpocząć po męczącym dniu zwyczajnie wypadało mu taką możliwość zapewnić.

Owen Reynard

Nieco niechętnie w końcu zamknął buzię. Fakt, że ojciec z takim trudem znosił jego pyskówki - bo kiedy Owen po raz kolejny powiedział do niego coś bezczelnego czarnowłosy błyskawicznie chwycił go za podbródek niemalże przebijając paznokciami skórę, rzucił mu mordercze spojrzenie i kazał natychmiast zamknąć usta - oznaczał, że miał na głowie dużo zmartwień.
Z reguły, pomimo swojego średniego wieku był pełen energii. Dzisiaj wyglądał tak, jakby ktoś dołożył mu na barki jakieś 400 lat.
Nie ważne jak bezczelnym wampirem by nie był, jakiś tam szacunek okazywał...
No. I może nie bardzo chciał skończyć z rozbitą głową.

Po kilkudziesięciu minutach dojechali na największy dwór należący do Reynardów; potężne, stare budynki połączone gościńcem stały na uboczu, niedaleko lasu.
Jak na dom wampirów, dwór nie sprawiał wybitnie złego wrażenia: stare, aczkolwiek niezbyt ciemne kamienne ściany były ładnie oświetlone przez słońce, którego promienie odbijały się od dużych, wysokich okien.
W widocznym fragmencie ogrodu były kwiatowe rabatki, w tej chwili porośnięte wczesnowiosennymi przebiśniegami.
Kiedy tylko kareta się zatrzymała, natychmiast znalazła się przy niej grupka służących; głównie Mieszańców. Zajęli się odprowadzeniem karety.
Pan domu bez słowa skierował się do drzwi: ewidentnie żądał samotności.
Kiedy Owen skinął ręką służący zabrali bagaże Arjuna.
- Zanieście to wszystko do mojej komnaty - powiedział stanowczo. Spojrzał na swojego nowego sługę. - Będziesz mieszkał w moim pokoju. - uśmiechnął się, ale w tym grymasie było coś.. niepokojącego. - Chyba, że wolisz przebywać wśród grupy nieokiełznanych Mieszańców gotowych poszarpać ciebie, a potem siebie nawzajem, o twoją krew. Wybieraj.

Ajrun

Podróż upłynęła mu całkiem przyjemnie, bez większych ekscesów. No, może poza jednym, niewielkim zdarzeniem, kiedy to Panicz Owen uraził swojego ojca swym językiem. Ajrun musiał się naprawdę wysilić, by zatrzymać swoje, naprawdę szybko bijące serce. W życiu nie dane mu było obserwować tak szybkich i tak silnych ruchów. Ba, głowa rodziny Reynardów była naprawdę przerażająca i przerażająco silna na dodatek. Rudy postanowił w duchu jak najmniej narażać się na gniew zwłaszcza tego jednego wampira.
Kiedy tylko zajechali na miejsce, Ajrun nie mógł pozbyć się ze swoich myśli jednego stwierdzenia : o mamo.
Raz jeden dane mu było gościć na królewskim dworze, a przybytek należący do wampirów robił dokładnie takie samo wrażenie. Ajrun nie wiedział co prawda, czy spodziewał się strasznego zamczyska jak to, które jest w Transylwanii i należy do innego Czysto-krwistego rodu, czy nie. Jednakże cały kompleks budynków po prostu sprawiał, że normalny człowiek nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
Ajrun wysiadł z karety jako ostatni, dyskretnie się rozglądając. Nieco przeraził się, widząc u wszystkich ludzi zamieszkujących dwór czerwone tęczówki. Na boga, czy tylko on nie jest wampirem?
W chwilę potem, wszystko się wyjaśniło.
- Będę zaszczycony możliwością dzielenia z Panem komnat - odparł, nie zastanawiając się długo.

Owen Reynard

Wbrew pozorom naprawdę zamierzał przyjąć do wiadomości decyzję śmiertelnego: jeśli wolałby zamieszkać z Mieszańcami to Owen nie buntowałby się.
- Całkiem mądry wybór - stwierdził dosyć obojętnie i nie czekając na nic ani na nikogo ruszył przed siebie. Po kilku krokach zatrzymał się i zerknął przed siebie.
Człowiek stał jak wryty nie do końca wiedząc czy ma za Owenem iść, czy nie.
Blondwłosy wampir uśmiechnął się z nutką rozbawienia i skinął na śmiertelnika dłonią.
- Nie, że nie możesz się ode mnie ani na krok oddalać - zaczął swobodnie. Może aż zbyt swobodnie jak na tak wysoko postawioną osobę, zwłaszcza, że mówił do swojego nowego niewolnika, bo tym właśnie stał się Arjun.
- Ale póki co trzymaj się mnie, bo jak nie, to się zwyczajnie zgubisz. To duży dom. I nie do końca bezpieczny - w głosie młodego panicza czaiło się coś nieprzyjemnego.
Ledwie mężczyźni przekroczyli drzwi wejściowe, przez hol przemknęła czerwono-brązowa plama. Owen widział ją całkiem dobrze, ale dla Arjuna musiała być niezbyt wyraźna. Okazała się być biegnącą dziewczynką, na oko mającą jakieś 13 lat. Rzuciła się Owenowi na szyję. Miała długie, skręcone w loki jasnobrązowe włosy i była ubrana w różanoczerwoną suknię ładnie komponującą się z jej bladą cerą i czerwonymi oczyma.
Owen wywrócił oczyma przytrzymując dziewuszkę.
- A to - zerknął znacząco na dziecko - jest moja młodsza siostra.
Dziewczyna wtuliła się w starszego brata i spojrzała ciekawsko na Arjuna, a w jej oczach zalśniła niezdrowa radość.
- O, o, to dla... - zaczęła. Miała dosyć wysoki, dziecinny głos.
- Nie - odparł twardo Owen - on jest dla mnie.
- Ale ja chcę się pobawić! - spojrzała urażona na śmiertelnego. - Pobawisz się ze mną, prawda? Brat jest samolubny!

Ajrun

Nie miał pojęcia, czy ma iść bezpośrednio za swoim nowym Panem, czy może ktoś ze służby domowej odprawi go do jakiegoś zajęcia... czy czegokolwiek. Właściwie, to czuł się dziwnie, ze świadomością iż od teraz jest zwykłym niewolnikiem.
Przynieś, wynieś, pozamiataj jednak zdawało się nie definiować jego nowego położenia aż tak dobrze, jak Irlandczyk by chciał. Chyba wolałby już pracować na polach trzciny cukrowej w Luizjanie. Przynajmniej nie groziłoby mu to śmiercią...
Skinął jedynie głową, w uniżonym geście, kiedy Panicz Owen zwrócił się do niego. Wziął sobie jego słowa do serca. Lepiej nie narażać się na niebezpieczeństwo z byle głupoty. Westchnął ledwo zauważalnie, kiedy wchodzili do środka.
Widział ledwie cień tego, co poruszało się gdzieś przed nim. Instynktownie odsunął się na kilka kroków.
A potem zamrugał, zupełnie zaskoczony, widząc małą dziewczynkę w objęciach swojego właściciela. (Matko, miną wieki, zanim się do tego przyzwyczai...)
- Bardzo miło mi, panienkę poznać - odparł i skłonił się elegancko, jak nakazywało dobre wychowanie. Jednak potem kiedy dziewczynka zaproponowała - raczej zażądała - zabawy, zupełnie nie wiedział, co miałby odpowiedzieć.
Cóż, gdyby to była ludzka dziewczynka z przyjemnością by się zgodził. W końcu miał dwie siostry... Jednak nie miał pojęcia czego spodziewać się po wampirzycy, która mogła mieć dużo więcej lat niż on sam.
Spojrzał nieco zagubiony na Owena.


Owen Reynard

Westchnął ciężko.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Ailis? On nie jest twój, tylko mój . Jak chcesz nową zabawkę to idź po jakiegoś służącego albo poproś ojca, żeby ci jakąś skombinował, swojej zepsuć nie dam! - mówił nieco poirytowanym, ale w gruncie rzeczy sympatycznym tonem.
Tylko jego słowa zmieniały zupełnie wrażenie wywierane przez wypowiedź. Mówił o ludziach, o mieszańcach - o istotach żywych, ale traktował je przedmiotowo, bez emocji.Jak o zabawkach.
- Jak go ruszysz, to popsuję ci lalki.- burknął ostrzegawczo.
Owen spokojnie odstawił dziewczynkę i spojrzał na Arjuna. Podszedł i stanowczo chwycił go za nadgarstek po czym pociągnął w kierunku szerokich schodów. O dziwo ucisk nie był bolesny; Owen potrafił całkiem nieźle wyważyć swoją siłę.
Gdzieś z tyłu dało się słyszeć oburzone fuknięcie dziewczynki.
- To przed chwilą - wyjaśnił, wreszcie rozluźniając lodowaty uścisk - to była głupia Ailis. Nie jest złym dzieckiem, tylko głupim, i nie nauczyła się jeszcze jak postępować z ludźmi. Ignoruj ją, zawsze możesz się zasłonić mną i niszczeniem lalek.
Chwilę potem byli już w komnacie Owena. Pomieszczenie było pełne światła, przestronne i wyjątkowo mało wampirze. Jak cały dom zresztą. Pod ścianą stało ogromne, mogące pomieścić spokojnie cztery rosłe osoby łóżko (o dziwo nie było żadnej trumny), w kącie duża szafa. Jedną ze ścian niemalże całkowicie pokrywały okna, teraz częściowo zasłonięte purpurowymi zasłonami. Nad łóżkiem znajdował się duży portret wampirzej rodziny: będący na nim Owen był jeszcze dzieckiem, wyglądał na maksymalnie 15 lat. Oprócz tego było biurko, biblioteczka, dwa duże fotele, kominek i przejście do łazienki. Całkiem przytulne miejsce.

Ajrun

Z mieszanymi uczuciami przysłuchiwał się rozmowie tej dwójki. Wiedział, naprawdę, wiedział, że ta dziewczynka może mieć dziwne zamiłowania do zabawy. Właściwie, byłby zupełnie zdziwiony, gdyby okazała się być taka jak inne dzieci w jej wieku.
Jednakże nie spodziewał się po blondynie czegoś... takiego?
Takiego zachowania względem swojej siostry. Chociaż było to całkiem sympatyczne, to Ajrun odczuł w powietrzu niewypowiedzianą na głos groźbę. Jak dla niego, całkiem realną.
Posłał jeszcze jedno spojrzenie małej Ailise i już został pociągnięty w górę schodów.
W myślach stwierdził, że będzie musiał przywyknąć do frywolnego zachowania swojego pana. O jego braku manier wolał nie wspominać, chociaż gołym okiem było widać, jak jest to nie w smak jego ojcu.
- O-oczywiście - mruknął, w odpowiedzi na słowa Owen`a. Minęły lata od kiedy groził komukolwiek zniszczeniem lalek. Gdyby nie był aż tak zestresowany, prawdopodobnie uśmiechnąłby się lekko do swoich wspomnień.
Kiedy tylko weszli do sypialni, mimo wszystko, odetchnął z ulgą. Naprawdę nie chciał spać w lochach ani w trumnie... Rozejrzał się z uwagą. I zarejestrował, że w pomieszczeniu jest tylko jedno łóżko. Jego walizki stały zaraz obok szafy.
- Jeśli wolno mi spytać, paniczu... - Zaczął, spoglądając na blondyna by dostrzec pozwolenie na zadanie pytania. - Gdzie będę spał?

Owen Reynard

Ocenianie jego siostry po wyglądzie było dosyć ryzykowne; wyglądała jak wyglądała, ale była dużo, dużo starsza od Arjuna. Dobijała już 300 lat. A i tak dalej zachowywała się jak dziecko.
Cóż... Owen w zasadzie nie był lepszy. Miał dokładnie 487, a i tak swoim wyglądem i manierami przywodził na myśl niewychowanego podlotka.
- Jeśli będzie zbyt nachalna, to ewentualnie możesz zagrozić jej ojcem. Niczego innego robić nie radzę: może nie wygląda, ale gadzina naprawdę potrafi przyłożyć... - skrzywił się lekko, jakby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego.
Bo i przypomniał: kiedy byli dużo młodsi nie raz obrywał od dziewuszki. A oddać przecież nie mógł.
Miał wypracowane maniery, chociaż rzadko z nich korzystał, ale kilku zasad jednak przestrzegał.
Zerknął na zakłopotanego rudowłosego. Kiwnął głową dając znak, że może mówić.
- Cóż - zaczął, jednocześnie kierując się wgłąb pokoju.
Powoli zsunął z ramion płaszcz.
- Ze mną. Łóżko jest całkiem duże - widząc nieco niepewnie spojrzenie śmiertelnego uśmiechnął się z rozbawieniem - a ja wbrew pozorom sypiam, lubię. I nie zamierzam cię w nocy zabijać, to nie w moim stylu. Ale jeżeli wolisz podłogę, to proszę bardzo..

Ajrun

Kiedy dotarły do niego słowa jego nowego pana, z oburzenia nie mógł przez chwilę wydobyć z siebie głosu. Właściwie, to nie wiedział nawet jak powinien zareagować.
To było karygodne, by dwaj obcy mężczyźni spali w jednym łożu. Ba! Mężczyźni w ogóle nie powinni spać w jednym łóżku. To było zupełnie nieetyczne. Przynajmniej zdaniem Ajruna. Nie chodziło nawet o to, że kościół chrześcijański potępia homoseksualizm... Po prostu Ajrun został tak, a nie inaczej wychowany.
Przez chwilę patrzył to na jedno łóżko, to na młodego panicza.
Potem odetchnął głęboko.
- Skoro mogę, wybiorę podłogę - odpowiedział, po krótkiej chwili którą dał sobie na zastanowienie się. Jeszcze czego. Wampiry z pewnością zamierzając kiedyś go wykończyć, nawet jeśli nie chcą tego teraz powiedzieć. Musi być im posłuszny, ale nie będzie przy tym kalał honoru swojej rodziny, skoro nie jest to konieczne.
Jeśli może trzymać się zasad, nadal uchodzić za dobrze wychowanego i uczonego człowieka - będzie to robił.
Nie ośmielił się jednak upomnieć wampira, że taka propozycja jest po prostu niemoralna i niesmaczna. I że w wielu kręgach zostałaby bardzo źle przyjęta. Nie on powinien się o to martwić.

Owen Reynard

Wzruszył jedynie ramionami. Nie, to nie. To śmiertelnik wybierał dyskomfort. Uśmiechnął się tylko kącikami ust widząc oburzenie malujące się w oczach arystokraty.
Owen był w stanie całkiem nieźle zrozumieć jego decyzję: nie było nic dziwnego w tym, że Arjun nie uwierzył w to, że młody wampir nie zamierza go uśmiercać. Ponadto dla dobrze ułożonego mężczyzny propozycja dzielenia łóżka z osobą tej samej płci, w dodatku wampira nie uchodziło ani za kulturalne, ani za bezpieczne.
Co innego, gdyby byli braćmi czy przyjaciółmi, wtedy czasem się zdarzało. Tak samo w przypadku sióstr.
- Dobrze - stwierdził tak, jakby decyzja mężczyzny w ogóle go nie obeszła.
Bo nie obeszła. A miała wręcz swoje dobre strony: ojciec Owena już był zły, że blondyn uparł się na dzielenie sypialni ze służbą.
- Ale o dodatkową pościel będziesz martwił się sam. Złapiesz jakąś pokojówkę, kręci się ich tutaj całkiem sporo.
Blondyn odrzucił płaszcz na krzesło. Po chwili obok wylądował ciemny cylinder i górna część fraka. Podszedł do szafy, ale ewidentnie nie zamierzał sam schować tam swojej odzieży.
Jego usta wykrzywił niezadowolony grymas. Nowa pokojówka znów pomieszała rzeczy jego i brata. Nie ma mocnych, tym razem Owen dosadnie pokaże jej co myśli o takim roztrzepaniu.
- Możesz się rozpakować - mruknął, odrobinę poirytowany, niedbale wskazując dłonią na stojące przy przeciwległej ścianie duże skrzynie na ubrania. - Są puste.


Ajrun

Był nieco wdzięczny wampirowi, że ten nie robił mu żadnych wyrzutów odnośnie jego wyboru. Co jak co, ale nie mógł posunąć się tak daleko by zgodzić się na dzielenie łóżka z nieznanym mężczyzną. Naprawdę chciał, by jego rodzina mimo wszystko zachowała swój honor.
Nawet jeśli spadkobierca nie był w tej chwili osiągalny i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Przytaknął głową na znak, że rozumie. Zaczął się zastanawiać, jak ma jakąś pokojówkę złapać. Był chyba jedynym człowiekiem w tym zamku i wcale nie dodawało mu to otuchy. Czułby się zapewne pewniej gdyby miał w swoim otoczeniu chociaż jednego człowieka, obojętnie kim by nie był.
Potem podszedł do swoich walizek i posłusznie zaczął się wypakowywać. Cóż, w końcu od dzisiaj będzie mieszkał tutaj.
Zastanowił się przelotnie czy długo to potrwa. Nie był pewien co stanie się z nim w nocy, więc przypuszczał, że góra tydzień. Bo rano nie dawał sobie na przeżycie nawet jednego dnia.
- Czy mogę coś dla panicza zrobić? - Zapytał po chwili, czując na sobie jego spojrzenie.
Wyprostował się i odwrócił w stronę swojego pana.

Owen Reynard

Bezceremonialnie wyciągnął z szafy nienależące do niego ubrania i najzwyczajniej w świecie rzucił je na podłogę.
Zostawił wszystko tak jak było i położył się na skraju łózka. Oparł głowę na zwiniętej w dłoń pięści i przyjrzał się badawczo śmiertelnikowi.
- Jeśli chcesz, możesz swobodnie korzystać ze znajdujących się tutaj sprzętów, nie musisz mnie pytać o wszystko - powiedział, zupełnie ignorując wcześniejsze pytanie rudowłosego. Odruchowo wskazał podbródkiem na dwa, spore fotele. - Ale dotyczy to raczej tylko mojej sypialni, bo mój ojciec nie lubi samowolki w reszcie domu.
Okręcił kosmyk włosów wokół palca. Naprawdę nie wydawał się taki zły; może i trochę niewychowany, ale potrafił się wysławiać i nie sprawiał wrażenia psychopatycznego mordercy.
- I, nie, w tej chwili niczego nie potrzebuję.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się uważnie w oczy Arjuna. Błysnął w nich niepokój.
Owen mimowolnie uśmiechnął się z nutką rozbawienia.
- Nie zamierzam nagle rzucić ci się do gardła, nie jestem barbarzyńcą. Poza tym, nie wierzysz chyba w mit, że jako wampir jestem w stanie na jeden raz wypić całą twoją krew?

Ajrun

- Cóż... - Mruknął, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. - Nie mam pojęcia ile jest panicz w stanie wypić jednorazowo i wolałbym nie sprawdzać. Wiem jedynie, że mam tylko 4 litry krwi i wolałbym jej zbyt wiele nie tracić.
Nie wiedział, czy może sobie pozwolić na takie słowa, ale już się stało. Zaryzykował i najwyżej będzie musiał ponieść za swoje czyny odpowiedzialność.
Był jedynie zadowolony, że w pokojach należących do Panicza Owena mógł poruszać się w miarę swobodnie. Przynajmniej będzie to miejsce, w którym nikomu nie powinien sprawiać kłopotów.
Położył na wierzchu kufra dwie, dość grube książki. Od jego sióstr. Dały mu je kilka dni przed wyjazdem, bez okazji. Żeby miał się czym zająć w czasie nudy. Nie wiedział o czym są. Ale powiedziały, że to bardzo dobre kryminały, więc sądził, że będzie miał się czym zająć.
Kiedy tylko skończył, a nie zajęło mu to długo, w końcu nie brał ze sobą całego swojego majątku, nie wiedział co powinien teraz ze sobą począć.
Prawdopodobnie, powinien rozejrzeć się za jakąś służącą.

Owen

Mimowolnie roześmiał się cicho. Ewidentnie ten śmiertelny miał dostarczyć mu nie lada rozrywki.
- Nie martw się, nie będziesz musiał sprawdzać tego na własnej skórze. A i tak z góry informuję, że nie jestem w stanie pozbawić cię całej krwi. - zachowywał się tak, jakby to miało uspokoić Arjuna.
Ktoś zapukał do drzwi. Owen kiwnął głową na Arjuna, by ten je otworzył. Jak się okazało, pokojówki wcale nie trzeba było szukać; do pokoju weszła młoda wampirzyca. Skłoniła się pospiesznie i spytała, czy panicz Owen czegoś nie potrzebuje. Dopiero wtedy zauważyła rozsypane na podłodze ubrania.
Jeśli wampiry mogły blednąć, to ta pokojówka właśnie to zrobiła.
Owen podniósł się powoli. Zbyt powoli.
- Już raz zwracałem ci uwagę - powiedział nieprzyjemnym tonem, podbródkiem wskazując na ubrania brata.
Nie będzie tolerował takiego braku organizacji. Nie w tym domu. Żadna pokojówka nie będzie się wykazywać niesubordynacją; żaden Reynard, nie ważne jak źle wychowany, nie był pobłażliwy w tego typu kwestiach.
Blondyn podszedł do służącej i rzucił jej lodowate spojrzenie.
Momentalnie całkiem sympatyczny narwaniec sprzed chwili został zastąpiony przez poirytowanego Czystokrwistego.
Dziewczyna nie zdążyła nawet przeprosić - palce Owena chwyciły jej szczupłą szyję, rozcinając bladą skórę. Chłopak nie puszczał aż do momentu, w którym niemalże udusił pokojówkę.
- Idź po kogoś, kto posprząta to tak, jak trzeba. I przynieś drugą pościel - oświadczył tak samo nieprzyjemnym tonem.
Puścił dziewczynę i podniósł dłoń do ust - zlizał jej krew z czubków palców.
Jego nowy śmiertelny chyba o mały włos nie dostał zawału..

Ajrun

Bez szemrania poszedł otworzyć drzwi. Jeszcze wczoraj nie musiałby robić czegoś takiego. Ale nie był człowiekiem, który znał tylko i wyłącznie luksus, co bardzo mu teraz pomagało.
Nieco nieufnie spoglądał na młodą kobietę, bez wątpienia wampira. Doprawdy, chyba wszystkich tutaj będzie podejrzewał o chęć rzucenia się na niego i uczknięcia odrobiny krwi.
Kiedy jednak Panicz Owen zupełnie zmienił swoje podejście, Ajrun stał się podwójnie czujny. Wolał nie mieć nic do czynienia z choćby poirytowanym wampirem, a takiego wyprowadzonego z równowagi nie chciał nawet widzieć. Wiedział, jakby się to dla niego skończyło.
Lecz gdy pokojówka opadła na ziemię i zaczęła kasłać, jak zwykła bezbronna kobieta, nie mógł powstrzymać nieco karcącego spojrzenia. Migiem odwrócił wzrok w inną stronę.
On nie miał tutaj nic do gadania.
Zamiast tego podszedł do wampirzycy i pomógł jej wstać. Mimo wszystko, była kobietą. Należał jej się szacunek.
W domu Caetadain też panował rygor względem służek, jednak nikt nie karał ich za to fizycznie. Zwłaszcza, za takie zwykłe błędy wynikające z bycia nowym.

Owen Reynard

Najdziwniejszym elementem całej poprzedniej sytuacji mógł być fakt, że młoda wampirzyca nawet nie próbowała się bronić - świadomość różnicy sił jednym, ale strach przed walczeniem o własne życie to co innego.
Ewidentnie służba nie miała tutaj lekkiego życia.
Owen spojrzał przelotnie na pokasłującą, bliską łez wampirzycę i ze stoickim spokojem wrócił na łóżko.
Spojrzał nieco zaskoczony na Arjuna, kiedy ten pomagał służącej stanąć na nogi.
- Po co to robisz? - z odrobiną zaciekawienia przekrzywił głowę.
Młoda służka wydawała się być jeszcze bardziej zdziwiona: podziękowała cicho, otrzepała suknię i pospiesznie zabrała się za sprzątanie, choć ewidentnie dalej miała problemy z oddychaniem.
Owen zerknął na stojący na szafce nocnej zegar.
- Niedługo obiad - mruknął, pozornie sam do siebie. - A ty, w przeciwieństwie do mnie raczej nie wytrzymasz bez jedzenia.
Spojrzał wyczekująco na śmiertelnego, jakby oczekiwał reakcji. Bo i oczekiwał jakiejś odpowiedzi. Arjun chciał jeść tutaj, czy iść z Owenem... Obie wersje równie nieciekawe.

Ajrun

Posłał lekki uśmiech kobiecie - nawet jeśli miała go za kilka dni zjeść. Nie chodziło o to, że chciał się komukolwiek tutaj przypodobać. Raczej o maniery i dobre wychowanie.
Spojrzał na swojego pana, tym razem to on sam był zaskoczony. Jak to, po co to robi?
- Ponieważ to jest kobieta. Każdej damie powinno się okazywać szacunek - odpowiedział, nie znajdując lepszego wyjaśnienia. Miał cichą nadzieję, że to będą odpowiednie słowa i nie urażą Panicza. - Mężczyźnie nie przystoi obojętność, podczas gdy kobieta potrzebuje pomocy.
Gdyby role były odwrócone, z pewnością skarciłby wampira za takie zachowanie wobec pokojówki. Jednakże teraz po prostu nie mógł tego zrobić. Lepiej było się więc nie odzywać.
Potem jego myśli skierowały się w stronę jedzenia.
No tak, obiad. Jadł rano śniadanie, ale przecież na ile mogło mu to starczyć? Zastanawiał się, czy jedzenie ugotowane przez wampiry będzie smaczne.
- Jeśli Panicz pozwoli z przyjemnością skorzystam z zaproszenia na posiłek.

Owen

Owen spoglądał na swojego śmiertelnika z odrobiną niezrozumienia.
- Wiem, że kobietom należny jest szacunek - zaczął spokojnie - ale to była służka. Ba, w dodatku najgorszego gatunku wampir, ugryziona przez kiepskiego pochodzenia mieszańca.. - wzruszył ramionami.
- A zresztą, jak chcesz. Nie bronię ci.
Znów był tym pozornie dość sympatycznym paniczykiem, ale obraz ten skutecznie psuły jego słowa.
Miał ewidentnie bardzo wyklarowany światopogląd i spojrzenie na hierarchię istot żywych. Są równi i równiejsi, a Owen stanowczo uważał siebie za równiejszego. Nieco prostackie poglądy, ale czego można się było spodziewać po rozpieszczonym wampirze, w dodatku Czystej Krwi?
Owen wstał, przeciągnął się niczym rasowy kot i uśmiechnął się lekko do Arjuna.
- W takim razie poznasz resztę mojej rodziny. I pupilkę Ailis, ludzką krawcową - czyli rudowłosy nie był jedynym człowiekiem na dworze.
Było to na swój sposób pocieszające.
Nie czekając na odpowiedź wampir wyszedł z komnaty, wcześniej kiwając ręką na podwładnego.
Miał rację, kiedy radził śmiertelnemu, żeby się nie oddalał - zanim dotarli do jadalni minęli kilka par schodów, zeszli parę pięter i skręcili co najmniej kilkanaście razy - a Owen non stop nawijał o jakichś mało istotnych rzeczach.
Jadalnia była pierwszym typowo wampirzym pomieszczeniem, jakie miał okazję zobaczyć młody Ceatadain: długie, dość szerokie pomieszczenie o ciemnych ścianach, duży, bogato zdobiony, niemalże czarny stół i takie same krzesła, bordowo-czerwone obicia, serwety, całość oświetlana przez nieliczne okna i kinkiety. Nikogo poza krzątającą się służbą jeszcze nie było.

Ajrun

Westchnął jedynie cicho, widząc jakie podejście wyznawał jego Pan. Cóż, nie mógłby powiedzieć, że jeszcze się z czymś podobnym nie spotkał, bo byłoby to kłamstwem. Nie tylko wśród wampirów, ale szczególnie wśród ludzi widać było jak ci z wyższych sfer traktują tych pod sobą. Jak śmiecie.
Natomiast jedną z pocieszających rzeczy było to, że nikt nie zabronił mu pomóc tej kobiecie wstać. Był za to całkiem wdzięczny, nie lubił patrzeć na cierpienia innych. Jakoś wcale nie dawało mu to satysfakcji.
Ruszył zaraz za wampirem do jadalni.
I musiał tutaj przyznać - nie miał pojęcia jakimi drogami szli. Z pewnością zgubiłby się gdyby miał wędrować samemu. I miał cichą nadzieję na to, że dadzą mu chociaż odrobinę czasu na zapamiętanie przynajmniej podstawowych dróg.
Przez cały ten czas Panicz Owen cały czas mówił, nie pozwalając dojść do głosu Ajrunowi. Nie, żeby ten koniecznie chciał coś powiedzieć, jednak w miejscach, w których powinien mieć możliwość wypowiedzi - nie dostał jej. Cóż, było to trochę mało kulturalne zachowanie, ale powiedzmy, że zaczął się powoli do tego przyzwyczajać.
Ucieszyła go wieść, że nie będzie jedynym człowiekiem w tym miejscu. To naprawdę dodawało nieco otuchy. Być może uda mu się zaprzyjaźnić z krawcową jeśli będzie ku temu okazja.
Gdy weszli do jadalni Ajrun na moment przystanął, rozglądając się.
Zdecydowanie robiła wrażenie.
Dopiero po krótkiej chwili ruszył znów za swoim Panem. Zastanawiał się, czy będzie usadzony przy stole czy będzie jadł w kuchni, wraz z innymi służącymi.

Owen

Odruchowo zerknął na wiszący na ścianie masywny zegar z ciemnego drewna.
Na krótką chwilę wreszcie umilkł.
- O. Jeszcze kilka minut - z zastanowieniem spojrzał na krzesła, a potem nieco niepewnie zajął miejsce.
Wydawało się to dosyć dziwne - we własnym domu nie wiedzieć czy można usiąść tu, czy gdzie indziej.
Blondyn wskazał na krzesło obok siebie.
- Usiądź tutaj. Ojciec nie powinien się denerwować, mam nadzieję. A wolę, żebyś jadał z nami, bo mam pewność, że moja rodzina nie rzuci ci się bez zastanowienia do gardła, a co do nich... - spojrzał krytycznie na jakiegoś wampira w podeszłym wieku rozkładającego właśnie zastawę - nie ręczę.
To mogło na swój sposób uspokoić Arjuna; jego nowy pan ewidentnie nie miał w planach uśmiercania go.
- Będą tutaj mój ojciec, matka, dwóch braci, dwie siostry, być może narzeczony starszej z nich, pewnie ulubienica Ailis, wuj i ciotka ze strony matki wraz z najstarszym synem... - zawahał się. - nie jestem dokładnie pewien, czy ktoś jeszcze się pojawi, ojciec zapowiadał, że będzie musiał porozmawiać z rodziną. Wolę ci powiedzieć, żebyś nie zaczął panikować. Śmiertelni dziwnie reagują na dużą ilość wampirów..
Nieco zaskakujący mógł być fakt, że ewidentnie chodziło o jakąś naradę, a Owen nie wymienił żadnego krewnego ze strony ojca; dziwne, zwłaszcza że głowa domu sama ową naradę chciała zwołać.
Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Chcesz o coś spytać, póki ich wszystkich jeszcze nie ma?

Ajrun

Nie uszło jego uwadze, że Owen wymienił całkiem sporo wampirów. Nie udawał, że wcale go to nie przeraża. I tak marnie by mu to zapewne wyszło. Był poddenerwowany, przez co jego ciśnienie automatycznie skoczyło w górę. Niby Panicz Owen zapewnił, że jego rodzina nie zamierza go zabić, ale w końcu nigdy nie wiadomo, prawda?
Musiał mieć jedynie nadzieję.
I pozornie cieszył się z tego, że krawcowa Panienki Ailis też się zjawi. We dwóch zawsze raźniej, prawda?
Kiedy Panicz Owen pokrótce napomknął o tym, dlaczego rodzina wampirów się zjeżdża. Ajrun nieco niepewny, zmarszczył brwi.
- Za pozwoleniem. Jest Panicz pewien, że rozmowa, którą chce przeprowadzić Panicza Ojciec jest przeznaczona również dla moich uszu?
Nie był aż takim głupcem by szpiegować ród wampirów na którego był łasce. Z drugiej strony, nie wiedział, czy chce słyszeć o takich rzeczach. Jakiekolwiek one nie były. I jeszcze z trzeciej strony nie wiedział, czy ojciec Panicza Owena będzie chciał jego obecności.

Dlaczego ten zegar tak szybko chodzi!?

Owen

- Sądzę, że nie jest nawet przeznaczona dla moich - zaczął powoli, nie do końca pewnie. - Zapewne chodzi o zatargi z rodziną Lamar, a o tym z reguły ojciec nie pozwala słuchać ani mnie, ani Ailis. Naradę odbędą najprawdopodobniej po posiłku, więc nie masz się czym martwić. Nawet jeśli zechcą rozmawiać tu, to mój ojciec pewnie po prostu wyprosi niemile widziane osoby.
Na krótką chwilę zapadła cisza - i wtedy zaczęły schodzić się wampiry.
Randolpha Arjun zdążył poznać - głowa rodziny nawet bez ciemnego płaszcza i nerwowej atmosfery sprawiała wrażenie dumnej, pewnej i niesamowicie groźnej.
Na tle i tak przecież ciemnego pokoju czarne włosy wydawały się odcinać nienaturalnie głębokim odcieniem. Następnie pokazała się kobieta - wyjątkowo ładna, szczupła, o długich do pasa falowanych blond włosach, pewnym spojrzeniu i pełnej elegancji postawie. Matka Owena. Dobrze zbudowany, krótko ścięty szatyn był najstarszym bratem Owena, a spoglądający z nienaturalną powagą i dojrzałością brązowowłosy nastolatek - tym średnim.
Starsza siostra blondyna była łudząco podobna do Ailis, z tą tylko różnicą, że miała już urodę młodej kobiety, nie dziecka, a włosy odziedziczyła po ojcu.
Wszyscy tak samo dumni, patrzący na świat z góry i cholernie niebezpieczni.
Zapowiedzianych ciotki, wuja i kuzynki nie było, nie wiedzieć czemu.
Jako ostatnia weszła wysoka, aczkolwiek dosyć pulchna płowa blondynka o bardzo sympatycznej twarzy, mająca na oko jakieś 40 lat. Jako jedyna z przybyłych miała zielone oczy - ludzka kobieta.
Owen po cichu na bieżąco tłumaczył swojemu śmiertelnemu kto jest kim.
Małżeństwo zajęło honorowe miejsca przy stole. Ojciec Owena zerknął na śmiertelnego i rzucił synowi ostre spojrzenie, ale nie odezwał się.
Po chwili wniesiono liczne półmiski i wazy - dosłowny szwedzki stół, w końcu spodziewano się gości; spóźnialskich, ale jednak.
Owen uśmiechnął się ukradkiem do Arjuna.
- Postaraj czuć się całkiem swobodnie, jedz. - mruknął cicho.
Znów otrzymał ostrzegawcze spojrzenie od ojca.

Ajrun

Czuł się jak wystraszony i zupełnie ogłupiały dzieciak.
Z jednej strony Randolph, który wręcz mordował go wzrokiem za samą jego obecność - i Ajrun naprawdę miał ochotę zniknąć mu sprzed oczu jak najszybciej, co więcej nigdy nie wchodzić mu w drogę!
Z drugiej Panicz Owen, jego bezpośredni Pan, który tłumaczył mu jak dziecku, kto kim jest. Był mu za to wdzięczny, chociaż właściwie, Ajrun wiedział jak wygląda jego matka. Widział ją już nie raz na licznych spotkaniach. Głównie przelotnie, bo nigdy nie mieli okazji porozmawiać.
Ajrun miał nadzieję, że taka okazja nie nadarzy się zbyt wcześnie. Tylko i wyłącznie dlatego, że bardzo chciał zachować swoją krew dla siebie. No, przynajmniej jej większą część.

Pod kolejnym morderczym spojrzeniem Randolpha postanowił już więcej nie patrzeć w jego stronę. To naprawdę groziło utratą przynajmniej tej zdrowej części psychiki. Cóż... Ajrun nigdy jeszcze nie miał tak silnego wrażenia, że za chwilę zginie. Cały apetyt mu przeszedł. Najchętniej nie tknąłby niczego, ale maniery nakazywały zupełnie co innego.
Dlatego, jako ostatni, nałożył sobie jedzenia na talerz. Z nienagannymi manierami rozpoczął posiłek.

Owen

O dziwo wszystko było zaskakująco smaczne - jak widać, wampiry też potrafią gotować.
Jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że Owen doskonale wiedział jak zachować się przy stole i tę wiedzę wykorzystywał.
Albo po prostu się tak nauczył, albo wyczuwał podenerwowanie ojca.
Sam też zaczynał się denerwować; jak cała reszta wampirów, choć żaden nie powiedział tego głośno. Reynardowie się nie spóźniali. Nigdy; chyba, że mieli naprawdę ważny powód.
A zaproszonej rodziny jak nie było, tak się nie pojawiała. Coś było nie tak, ale oczywiście nikt nie poruszał tego tematu.Rozmawiano o raczej nieistotnych, codziennych sprawach; polityce, problemach z Inwizycją, wydaniu jakiegoś bankietu.
W końcu Flann - bo tak nazywała się krawcowa Ailis - uśmiechnęła się niepewnie i odezwała do Arjuna.
Owen nie miał nic przeciwko temu, wiedział, że ciągnie swój do swego.
Przez dłuższą chwilę po prostu zajmował się posiłkiem, w końcu spróbował włączyć się do rozmowy, którą jego ojciec prowadził z Liamem, jego starszym bratem. Mówili o zatargach z rodem Lamar. Owen nie zdążył nawet sformułować całego zdania, kiedy głowa domu przerwała mu ostro.
- Nie wtrącaj się w sprawy, do których jeszcze nie dorosłeś. Zajmij się tym swoim zwierzątkiem!
Blondyn ze złością wbił wzrok w talerz, ale nie kłócił się.
- Dalej traktuje mnie jak dziecko - burknął sam do siebie, a zrobił przy tym tak oburzoną minę, że było to aż zabawne.
Flann roześmiała się dyskretnie; miała protekcję panienki Ailis, czuła się dość swobodnie.
Może Arjunowi by się udzieliła jej pewność?

Ajrun


Dopiero kiedy wampiry zajęły się swoimi sprawami, Ajrun zwrócił uwagę na smak potraw, które zjadał. Wcześniej zajęty tylko tym by nie popełnić brzemiennego w skutkach błędu, po prostu zapełniał swój żołądek.
Jedzenie naprawdę okazało się smaczne, co było dla niego trochę zaskakującym odkryciem. Miłym.
Podobnie jak rozmowa z Panną Flynn. Okazała się bardzo sympatyczna, a on umilił jej obiad konwersacją na zupełnie niezobowiązujące tematy takie jak nowy typ tkanin sprowadzany ze wschodu czy doskonała kuchnia.
Oczywiście, dopóki głowa rodziny nie podniosła głosu.
Ludzie zamilkli od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ajrun poczuł się odrobinę urażony nazywaniem go "zwierzątkiem" niemniej przyjął to do wiadomości. Po prostu jego duma jeszcze nie do końca przywykła do podobnego traktowania. Nie okazał jednak w żaden sposób swojego niezadowolenia. Spojrzał jedynie na swojego Panicza z niejakim zdziwieniem. Dlaczego tak często podpadał ojcu?
Westchnął cicho w duchu.
On doskonale wiedział dlaczego, mimo, że znał tę rodzinę od niecałych kilku godzin. Nie wiedział, czy może pozwolić sobie na podobną samowolkę przy reszcie rodziny, niemniej jednak zaryzykował.
Dyskretnie oczywiście, odezwał się do wampira.
- Sądzę Paniczu, że gdyby wykorzystywał Pan swoje maniery częściej, Pański Ojciec byłby bardziej skłonny zmienić swoje podejście.

Owen

Dosłownie zamarł w bezruchu w przypadkowej, choć wyglądającej na wyreżyserowaną pozie - unoszony do ust widelec zaprzestał drogi, a sam Owen... Cóż.
Nieco zbyt gwałtownie odłożył sztućce i spojrzał na Arjuna jak na zdrajcę stanu.
Zawsze tak blade policzki pokryła delikatna czerwień, a wampir kilka razy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko się zapowietrzył.
Nie miał bladego ani zielonego pojęcia co zrobić - został publicznie poniżony przez zwykłego śmiertelnika,głupie domowe zwierzątko śmiało zwrócić mu uwagę, w dodatku przy całej rodzinie!
A Owen naprawdę starał się być miły, a on tak się odpłacał!
Rodzeństwo Owena spoglądało to na brata, to na Arjuna, to na ojca - sami nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć.
Jedynie w oczach Liama widać było jawne poirytowanie.
Arjun sobie nagrabił.
Randolph wyjątkowo spokojnie napił się wina, powoli odstawił kieliszek i spojrzał na Arjuna.
Spojrzenie czerwonych tęczówek było naprawdę trudne do zniesienia, ale tym razem było w nich widać mniej złości, raczej odrobinę zaskoczenia i zwykłą dezaprobatę.
- Odważne słowa. Ale czasem warto się zastanowić czy odwaga nie równa się głupocie - powiedział stanowczo.
Nie dodał niczego więcej; nie chciał ani karać śmiertelnego, ani go honorować, a więc reszta rodziny zaakceptowała to.
No, prawie cała reszta.
- Ojcze, ale jak... - Owen wreszcie się odezwał. Wręcz kipiał złością i zażenowaniem.
- Zamilcz. Przez ciebie boli mnie głowa.
I tyle..

Ajrun

Już w chwili kiedy wypowiadał te słowa, wiedział, że postąpił źle. Bardzo, bardzo, bardzo źle. Flynn patrzyła na niego niedowierzająco. Cóż, właśnie prawdopodobnie bardzo sobie nagrabił.
Niemniej jednak był szlachcicem i ciężko mu było znosić takie zachowania przy stole. Zwłaszcza ze świadomością, że taka osoba jest kilka razy starsza od niego i powinna wręcz świecić dobrym przykładem.
Mimo tego, że ciśnienie znów mu podskoczyło - będzie się musiał niedługo wystarać o jakieś tabletki na serce, to z pewnością - postanowił przyjąć wszystko jak przystało na mężczyznę. Może nie do końca z uniesioną głową, ale na pewno nie zamierzał uciekać. I plamić tym samym swój i tak już wątpliwy honor.
Westchnął głęboko w duchu, uspokajając rozlatane serce.
Skinął głową w stronę Pana Randolpha, nie ufając w tej chwili swoim strunom głosowym. Ostatnie czego teraz chciał, to podobna wpadka.
Przelotnie spojrzał na swojego Panicza, który wydawał się naprawdę bardzo zdenerwowany. W myślach Ajruna pojawiła się kolorowa myśl "ZGINIESZ".

Do końca posiłku nie odzywał się zbyt wiele, starając się nie zwracać na siebie uwagi.

Owen

Może byłby bardziej wyrozumiały, gdyby naprawdę zrobił coś głupiego; ale nie, do ciężkiej cholery, przy stole zachowywał się niemalże nienagannie!
Kiedy ojciec kazał mu się uciszyć w pierwszym odruchu chciał zacząć się kłócić - powstrzymała go tylko świadomość tego, że pogrążyłby się jeszcze bardziej.
Odwrócił się więc do Arjuna i rzucił mu mordercze spojrzenie. Mniejszy efekt niż w przypadku Randolpha, ale zawsze jakiś. Młody Reynard poniósł rękę na swoje nowe "zwierzątko", ale ostre słowa ojca, że ma natychmiast przestać zachowywać się jak barbarzyńca bez ogłady powstrzymały też to.
Zapewne gdyby Owen był o jakieś 400 lat młodszy, rozpłakałby się ze złości. Jako że nie był, ograniczył się do sięgnięcia po lampkę z winem: delikatne szkło nie wytrzymało nacisku jego palców i pękło.
Do końca posiłku Owen nie zjadł już niczego, a kiedy tylko ojciec dał znak, że wszyscy mogą wstać od stołu podniósł się aż nazbyt spokojnie, podziękował i chwyciwszy Arjuna za nadgarstek skierował się do wyjścia.
Nie był tak delikatny jak za pierwszym razem: ściskał rękę śmiertelnego stanowczo zbyt mocno, równie niedelikatnie ciągnął go za sobą.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdujesz? - niemalże wysyczał, wpychając rudowłosego do swojej sypialni i puszczając jego rękę.
Zdenerwowanym krokiem przeszedł na drugi kąt pokoju i z pozoru niezbyt mocno uderzył ręką w masywne oparcie fotela: w twardym drewnie odbił się kształt jego palców, kiedy ustąpiło pod naciskiem.
Arjun sobie nagrabił.
Mocno.

Ajrun

Skrzywił się lekko, czując jak niemalże żelazna dłoń zaciska się na jego nadgarstku. Tego mógł się spodziewać i nie stawiał żadnego oporu. Raz, że to jeszcze pogorszyłoby jego obecną sytuację, dwa, że i tak niczego dobrego nie udałoby mu się wskórać.
Po za tym, ciśnienie naprawdę mu skakało. Nie lubił tego uczucia, kiedy powoli z nerwów zaczyna cię boleć głowa. Ajrun musiał sam sobie w myślach przyznać nagrodę za pierwsze miejsce w konkursie na najgłupszą śmierć sezonu.
Może jeśli mu się poszczęści jeszcze trochę pożyje? Chociaż z drugiej strony natychmiastowa śmierć wydawała się całkiem dobrą opcją.

Kiedy znaleźli się w znów w komnatach Panicza Owena schylił głowę i sam skłonił się nieznacznie. Co oczywiście oznaczało, że wie jaki poważny popełnił błąd. Jeszcze kilkanaście godzin temu jego pokłon znaczyłby dużo, dużo więcej i więcej byłby również wart. Niestety, teraz nie miało to praktycznie żadnej wartości. Podobnie jak on sam.
Zastanawiał się, czy odpowiedzieć wampirowi, że "teoretycznie to wie i ma tego świadomość" jednak uznał, że lepiej będzie jeszcze trochę pomilczeć. Ostatecznie im więcej mówił tym więcej miał kłopotów.
Wniosek, lepiej się nie odzywać.
Przynajmniej do przez jakiś czas.

Owen

Owen też nie lubił, kiedy z powodu nerwów głowa odmawiała mu posłuszeństwa - ale teraz był zbyt wściekły, żeby zwracać uwagę na takie nieprzyjemne konsekwencje.
Z sekundy na sekundę masywny, ciężki fotel cierpiał coraz bardziej - pod wpływem zaciskających się na nim palców wampira oparcie coraz bardziej traciło swój pierwotny kształt, powoli pękało.
- Jestem jedyną osobą w tym domu dającą ci jakąkolwiek swobodę i ochronę - jego głos wręcz ociekał niechęcią i złością. - a ty mi odpłacasz takim publicznym poniżeniem?! I nawet nie potrafisz wydusić przeprosin?!
Arjun nie zdążył nawet zauważyć, kiedy właściwie młody Reynard wreszcie puścił umęczony mebel i znalazł się tuż koło niego.
Lewa ręka Owena mocno przyparła mężczyznę do ściany - choć Caetadain był wyższy, lepiej zbudowany i pozornie silniejszy, w praktyce nie był nawet w stanie się wyrwać.
Szczupła ręka wampira boleśnie wbijała się w jego klatkę piersiową, zaś druga jego dłoń powędrowała do gardła śmiertelnego: Owen przyduszał go, ale nie tak mocno jak wcześniej pokojówkę.
- Nie jesteś jedyną osobą, jaką mogłem zabrać w ramach wynagrodzenia za brak oddanych pieniędzy - zaczął, pozornie spokojnie. - Z tego co wiem, masz też siostry. Kto wie, z nimi może miałbym więcej uciechy?
Błysk nagłego niepokoju w oczach rudowłosego był chyba najlepszą nagrodą dla wampira. Nie, nie zamierzał go zabijać; życie w ciągłym strachu jest dużo gorszą karą.


Ajrun

(chyba histeryzuje bardziej niż on xD popatrz, co ten rpg robi z twoim semesiem! xD)


Serce mu w piersi stanęło, kiedy wampir pojawił się tuż przed nim. W myślach przeleciały mu sceny z całego jego życia.
Żegnaj świecie!
Jęknął cicho, kiedy uderzył o ścianę z impetem. Ręka wampira niemal łamała mu żebra, ale Ajrun mógłby przysiąc, że gdyby ten chciał, przebiłby go na wylot z łatwością. Ba! Nawet ścianę mógłby przeszyć bez większych problemów.
- Prze-praszam - wydusił z siebie na tyle na ile pozwalało mu na to ściśnięte gardło. Krew powoli przestawała płynąć w ściśniętej tętnicy, a powietrza zaczynało coraz bardziej brakować.
Ajrun musiał naprawdę mocno wystarać się o chociaż niewielki wdech. I jeśli sądził, że nie mógłby być bardziej przerażony niż teraz, Owen szybko wyprowadził go z tego błędu.
Wspominając o jego siostrach.
Czuł mimo ogromnego strachu, jak gniew zalewa jego zmysły. Co on do jasnej cholery rozumiał, przez zabawę z jego siostrami!?
Jednak nie trwało to dłużej, niż ułamek sekundy. Ajrun natychmiast zaczął niepokoić się ale nie o siebie, lecz o swoją rodzinę.
Ponownie wykrztusił przeprosiny.

Owen Reynard

Przez krótką chwilę przytrzymywał Arjuna w miejscu. Dopiero kiedy człowiek zaczął się dusić, wreszcie puścił jego gardło - co nie oznaczało, że przestał przypierać go do ściany.
Owen posłał mu pełne niezadowolenia i dziwnej wyższości spojrzenie - chociaż aby spojrzeć podwładnemu w oczy, musiał nieco unieść głowę, dalej wywierał tak samo druzgocące wrażenie.
- Każdy sługa ma u mnie trzy szanse - złość w słowach wampira była tak dobrze wyczuwalna, że niemalże namacalna. Mimo to widać było, że próbuje trzymać nerwy na wodzy.
Efekty jakie były, takie były..
Jego słowa zdawały się jednak dawać jakąś nadzieję. Nadzieję na życie, na bezpieczeństwo, bo jednak o wybaczenie Owena nikt by nie podejrzewał.
- Ty właśnie zmarnowałeś dwie. Po pierwsze - zaryzykowałeś moją skórą - blondyn przesunął palcem wolnej dłoni po tętnicy szyjnej Arjuna.
Rudowłosy miał stanowczo zbyt szybkie tętno, a świadomość tego, że jakieś wampirzydło może mu w każdej chwili wbić paznokcie w szyję, wcale nie pomagała. Zaś samego Owena przebywanie tak blisko krążącej krwi zdawało się uspokajać.
- ... bo gdybyś powiedział coś jeszcze głupszego i obraził mojego ojca, broniłbym cię. Obiecałem, że jak na razie żaden przedstawiciel mojej rodziny cię nie uśmierci, a ja dotrzymuję słowa - paznokieć Owena nieco mocniej nacisną
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptySob Cze 09, 2012 11:02 pm

Ajrun

Był w stanie tylko pokiwać głową, na znak, że rozumie. Wściekłość wampira powodowała, że denerwował się coraz bardziej. Właściwie, to był całkiem zdziwiony tym, że jeszcze nie histeryzuje. Co prawda nigdy nie zdarzył mu się żaden atak paniki, niemniej jednak, teraz okoliczności były ku temu wyjątkowo sprzyjające.
Chciał jeszcze raz przeprosić i powiedzieć, że już więcej nie wyskoczy z czymś podobnym, ale Owen uprzedził go.
Powstrzymał krzyk, kiedy kły przebiły jego skórę. Wystraszył się nie na żarty, ale bardziej przez to, że nie spodziewał się, że zostanie ugryziony. To zdecydowanie nie było miłe uczucie. Wręcz przeciwnie. Ból, mimo że do zniesienia, mieszał się z jego stresem.
Sprawiał, że kręciło mu się w głowie i musiał powstrzymywać zawartość swojego żołądka przed wyjściem na zewnątrz. Nie wiedział, jak udało mu się nie zwymiotować na wampira ale był z siebie z tego powodu dumny.
Jego ręce opadły po bokach, zaciskając się w pięści. On sam powoli tracił czucie w palcach. Być może jego organizm był już zbyt mocno wykończony całą tą sytuacją. I kiedy tylko Panicz Owen odsunął się na kilka kroków, opadł na kolana, ledwo mogąc utrzymać głowę z dala od podłogi.
W oczach mu się troiło.

Owen Reynard

Nigdzie się nie spieszył - pił powoli, spokojnie, rozkoszując się słodkawym posmakiem krwi.
Osocze tego śmiertelnego było wyjątkowo dobre, choć nie umywało się do smaku Czystokrwistych.
Nie zamierzał zabić Arjuna, więc odsunął się od jego szyi w dobrym momencie: mężczyzna na pewno odczuł utratę krwi i był z tego powodu osłabiony, ale było to za mało żeby zemdlał.
Owen spokojnie otarł usta i przez chwilę przyglądał się klęczącemu śmiertelnemu.
Uśmiechnął się z nieskrywanym rozbawieniem. Ludzie byli tak cholernie słabi...
Owen chwycił rudowłosego pod ramię i dosyć ostrożnie postawił go na nogi.
Dociągnął go do swojego łóżka i już dużo mniej delikatnie, nie tyle go na nie położył, co raczej upuścił.
Ku przerażeniu rudowłosego po raz kolejny nachylił się nad jego szyją, jednak tym razem ograniczył się do polizania śladów po ugryzieniu - Czystokrwiści mieli to do siebie, że w ten sposób przyspieszali gojenie się śladów po własnych zębach.
- Leż - zarządził wracając do pionu. - Na nogach się nie utrzymasz.
Chwilę potem do pokoju weszła służka. Kiedy poczuła zapach krwi śmiertelnego jej oczy błysnęły niebezpiecznie. Wsytarczyło jedno ostrzegawcze słowo od Owena i kobieta natychmiast się uspokoiła.
Zniknęli w łazience, z którą łączył się pokój: Owen chciał wziąć kąpiel, a był na tyle leniwy, że nie zamierzał myć się sam.
Zostawił Arjuna samemu sobie.

Ajrun Caetadain (o lol, pamiętam nazwisko! XD)



Ajrun, jako stworzenie z reguły nie przystosowane do radzenia sobie w warunkach aż tak niesprzyjających, po prostu cały zdrętwiał i z oczami szeroko otwartymi, z przerażeniem patrzył na włosy Owena. Bo tylko tyle mógł widzieć.
W jego głowie pojawiła się bardzo paniczna, rozbiegana myśl "nie chcę umierać" i nie chciała za nic go opuścić. Ajrun wiedział, miał świadomość tego, że kiedyś jakiś krwiopijca zrobi sobie z niego poobiedni deserek...
Ale w najgorszych koszmarach nie był to rozwścieczony jego, a nie kogoś innego, złym zachowaniem, wampir. To stwarzało wysokie prawdopodobieństwo bardzo szybkiej śmierci. Albo bardzo długiej i bolesnej.
Rudy mocno zacisnął dłonie, próbując zdusić w sobie instynkt i nie próbować uderzyć Nieśmiertelnego. To mogłoby tylko pogorszyć sprawę. Przygryzł usta, i czekał. Czuł jak powoli opuszczają go siły witalne i powoli zaczynał wierzyć w Boga. A raczej modlić się do niego o pomoc.
I niezależnie już od tego, czy Ajrun wierzył i czy Bóg naprawdę istniał, Owen odsunął się od niego, Mężczyzna odetchnął w duchu z ulgą, lecz kiedy silne, chociaż nie umięśnione ramiona zniknęły, o mało co nie zsunął się po ścianie na podłogę. To w pewien sposób było upokarzające. Dać się zanieść do łóżka. Ale Ajrun był zbyt otępiały po utracie krwi oraz szoku i strachu, by wydusić z siebie cokolwiek poza jękiem, kiedy upadał na pościel.
Po prostu leżał tak, jak go wampir zostawił, wzdrygając się jedynie przed służką.
W pierwszym momencie myślał, że naprawdę Owen da jej go jako gryzaka.

Rudowłosy usiadł na łóżku po dziesięciu minutach i potarł bolącą szyję. Ugryzienia wampirów z pewnością nie były przyjemne. Raczej bardziej... bolesne, niż można byłoby sądzić. Albo to on tak odczuł złość swojego Panicza.
Westchnął cicho, przymykając zmęczone oczy. Myślał, że oswoił myśl o mieszkaniu w zamku pełnym wampirów. Teraz doszło do niego, że wcale nie. Ta myśl była dzika, miała pazury i wiedziała gdzie je wbić tak, by bolało najbardziej.
Ajrun był na łasce wampirów i od teraz powinien już w ogóle się nie odzywać. Przynajmniej nie pytany.

Owen

Wrócił do sypialni dopiero po mniej więcej pół godzinie; po wyjściu z wanny nie pofatygował się nawet o założenie na siebie czegokolwiek. Dla świętego spokoju i dzięki - mimo wszystko - wybiórczego stosowania pewnych zasad owinął biodra ręcznikiem. Nie zadbał nawet o to, żeby dobrze wytrzeć włosy, czy chociażby je związać. Nie sądził jednak żeby jego śmiertelny miał na tyle siły, odwagi i głupoty, żeby znów spróbować wytknąć mu brak manier.
Widząc, że rudowłosy siedzi, wywrócił oczami.
- Mówiłem ci, że masz leżeć - powiedział tonem matki po raz setny karcącej dziecko za jakiś drobiazg.
Ewidentnie był mniej zdenerwowany niż wcześniej, a to wróżyło Arjunowi jak najlepiej.
Blondyn podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Bez pytania chwycił człowieka za podbródek zmuszając go do odwrócenia głowy. Zmarszczył nos.
Nie oczekiwał co prawda, że ślady się zagoją, ale że jakoś mniej widoczne będą, czy coś... Cóż. Nie jego problem.
Puścił Arjuna.
- Mam nadzieję że lekcja do ciebie dotarła?


Ajrun

Drgnął, wyrwany z własnych myśli, kiedy usłyszał jak Panicz wchodzi do pokoju. Spojrzał w tamtą stronę i widząc, że ten owinięty jest jedynie ręcznikiem, kulturalnie odwrócił wzrok.
Jak każdy, oczekiwał, że jeśli Owen dostanie chwilę teoretycznej prywatności, zabierze swoje ubrania - których być może zapomniał - i ubierze się w łazience. Albo, jak już musi, tutaj. Zupełnie nieoczekiwanie, wampir usiadł obok niego. Ajrun zamrugał, nieco nieprzytomnie. No tak. Owen przecież nie stosował się do zasad dobrego wychowania. Następnym razem zapamięta, żeby nie oczekiwać niczego podobnego.
Kiedy wampir go skarcił, skinął lekko głową, ni to przepraszająco ni to na znak, że usłyszał. Dopiero kiedy jego podbródek ponownie zaklinował się w dłoni Nieśmiertelnego, Ajrun odzyskał do końca świadomość.
Cóż, jakaś część - instynkt? - krzyczał, żeby wiać czym prędzej.
- Dotarła - potwierdził jedynie cicho, nieco zachrypniętym głosem. Zaschło mu w gardle, ot co.

Owen

Westchnął ze znużeniem.
- Dobrze ci radzę, naucz się trzymać język za zębami. Jesteś tu pierwszy dzień, a twoje dwie szanse odeszły w siną dal. Nie chcę cię zabijać tak szybko, naprawdę. To jak wy, ludzie, zachowujecie się w obecności wampirów potrafi być uciążliwe.. Żaden na słowo nie uwierzy, że lepiej się nie drażnić. Ech...
Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i machnął ręką na wychodzącą z łazienki pokojówkę. Kazał jej przynieść herbatę i lampkę dobrego wina. I zawołać kogoś, kto go ubierze - nie żeby nie potrafił zrobić tego sam, ale po co? - a potem poinformować kogoś w kuchni, że kolację dla człowieka mają później przynieść do pokoju.
- W tym domu nie praktykuje się zwyczaju jadania trzech posiłków dziennie - czyli były śniadania i późne obiady.
- Nie do końca ogarniam wasz system jedzenia, więc jeśli czegoś zapomnę, upomnij się - wampir wstał i przeciągnął się lekko.
To, że pozwalał sobie na taką swobodę świadczyło o tym, że w chwili obecnej Ajrun nie musi obawiać się o życie. Bynajmniej dopóki nie powie czegoś głupiego.
- Potrzebujesz czegoś w tej chwili?
Do pomieszczenia wniesiono herbatę dla Arjuna, a służka natychmiast po odłożeniu tacy zabrała się za wyjmowanie ubrań Owena.

Ajrun Caetadain


Odetchnął głęboko, starając się zachowywać jak najciszej. Odnotował oczywiście zmianę, jaka zaszła w Paniczu Owenie. Po kąpieli wydawał się dużo bardziej zrelaksowany i bardziej przychylnie nastawiony do jego, Ajrunowego, życia. Z drugiej strony, może to krew tak zadziałała?
Odruchowo niemalże dotknął obolałej szyi. Zaraz potem wracając do poprzedniej pozycji. Nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć. Nadal tkwił w swoistym szoku. Jakieś pół godziny temu stanął ze śmiercią twarzą w twarz i naprawdę nie spodobało mu się to doświadczenie.
- Dobrze - przytaknął, czując się w obowiązku zaznaczyć, że słucha tego, co Owen mówi. O upominaniu się o jedzenie.
Potem rozejrzał się po komnatach swojego Panicza - nadal nie pojmował, dlaczego nie dostał chociaż niewygodnej pryczy w jakiejś klitce, tylko miał dzielić łoże z mężczyzną - w poszukiwaniu pościeli. Kiedy niczego podobnego nie zauważył, spojrzał z zawahaniem i dużym dystansem na wampira.
- Jedynie pościeli, mój Panie - odpowiedział na pytanie, tym samym zwracając uwagę Owena na wieczorną godzinę. Nie było jeszcze aż tak późno, ale Ajrun naprawdę chciał już iść spać.
Dosłownie padał z nóg.


Owen Reynard

Młody arystokrata ewidentnie nie miał żadnego wstydu. Mimo obecności innej osoby pozwolił służce ściągnąć z siebie ręcznik, a potem założyć na siebie nocny strój. Kiedy kobieta zapinała jego koszulę, pofatygował się o odpowiedź.
- Skoro nie chcesz, już dziś jeść, to dopiero jutro zejdziesz ze mną na śniadanie. Idź, odwołaj kuchnię - powiedział spokojnie do kobiety, kiedy ta zapięła ostatni guzik.
Skinęła głową i szybko opuściła pokój. Kiedy usłyszał prośbę Arjuna, tylko lekko pokręcił głową - ot, żeby rozruszać kręgi.
- Nie - powiedział spokojnie. Usiadł na łóżku i sięgnął po stojącą na szafce nocnej lampkę z winem. - Musiałbym iść po służbę, nie mam ochoty. A sam się tak daleko nie pofatygujesz, nie teraz. - upił niewielki łyk; uśmiechnął się pod nosem, kiedy śmiertelny widząc na jego ustach ciecz tego koloru skrzywił się lekko.
- A to łóżko i ta pościel są wystarczające dla czterech osób, co dopiero dla dwóch. - uśmiechnął się delikatnie.
Teoretycznie miał to być sympatyczny grymas, ale było w coś niebezpiecznego.
- Przebrać się też możesz tutaj. Nie chce mi się prowadzić cię do łazienki.
Umyć się Arjun mógł rano. A Owen naprawdę nie miał ochoty robić za niankę.


Ajrun Caetadain


Kiedy jego Panicz tak bezwstydnie - doprawdy, na środku pokoju! - dał się rozebrać kobiecie, a potem ponownie ubrać, wewnętrzny głos, który wpoił mu kiedyś zasady jakimi powinno się w życiu kierować, krzyczał w niebogłosy. Niemniej jednak człowiek był teraz zbyt wystraszony, by cokolwiek zrobić. Odwrócił jedynie wzrok, wbijając go w kubek z ciepłą herbatą. Nie była ani za gorąca, ani za zimna, idealna do picia, ale nadal grzała dłonie w przyjemny sposób. No i roznosiła po pokoju aromat mięty.
Ajrun zawsze uwielbiał herbaty miętowe, rzadko zdarzało mu się pijać te z owocami. Przez moment zastanawiał się, czy wampiry potrafią czytać w myślach, że tak dobrze trafiły w jego gusta. Ta myśl była jednak zbyt przerażająca i Ajrun przyjął do siebie fakt, że to był zwykły przypadek. Tak było bezpieczniej.
Kiedy jego panicz odesłał służkę Ajrun musiał powstrzymać sarknięcie.
Co za podstępny wampir!
Nie powiedział jednak tego na głos. Bądź co bądź nie chciał tracić życia już pierwszej nocy. Nawet jeśli taki rozwój wypadków mógłby oszczędzić mu dalszych cierpień. Wysłuchawszy do końca tego, co jego panicz powiedział, Ajrun odetchnął.
Miał spać w jednym łóżku z mężczyzną! I w dodatku z wampirem! Nie dziękuje, jeśli tak, to on może spać na podłodze, dywany bywały całkiem wygodne. A jeśli nawet nie na dywanie, to fotel w kącie pokoju wydawał się równie odpowiedni.
Miał się przebrać przy wampirze? Chyba wolałby zaryzykować i o własnych siłach dowlec się do łazienki. Niemniej jednak, jego dłonie nie trzęsły się tylko dlatego, że trzymał w nich kubek. A nogi? Wolał nie testować ich wytrzymałości.
Bez słowa, bo i nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć, za to z gulą w gardle sięgnął po piżamę. Odstawił kubek na nocny stolik, dbając by podłożyć pod niego podstawkę. Zaraz potem, zakrywając się najbardziej jak mógł, przebrał się ze swoich ubrań, w koszulę nocną i spodnie.
- Jeśli to paniczowi nie przeszkadza wolałbym noc spędzić na fotelu - zaryzykował, nie będąc jednak na tyle odważnym by wampirowi spojrzeć w oczy.
- Lub na podłodze. Wystarczy mi jedna poduszka, jeśli to nie jest kłopot.

Owen Reynard

Uśmiechnął się pod nosem. Ktoś kiedyś powiedział, że wampiry mają pewne perwersje w naturze? Miał rację.
Bo i Owen ani by się nie zmęczył, gdyby doniósł swojego człowieka do łazienki, ani nie urągałoby to jego dumie.
Ale po co miałby to robić? Łóżko było zbyt wygodne, a zakłopotana mina rudowłosego zbyt bezcenna.
Przez cały czas wampir niemalże nachalnie wpatrywał się w te fragmenty ciała, których Arjun nie zdołał zasłonić.
Miał naprawdę przyjemną dla oka fizyczność: jego twarz od razu wpadła Owenowi w oko, teraz jeszcze ta gładka szyja, tętnica ukryta pod miękką skórą, ładne, silne ramiona... Uch, ależ arystokratę kusiło, żeby po prostu zabrać tę cholerną narzutę!
Ale nie, nie odmówiłby sobie zabawy. Na wszystko przyjdzie czas. A im bardziej mógł dać swojemu śmiertelnemu do zrozumienia jaka jest jego sytuacja, tym lepiej.
Kiedy Arjun odwracał się w jego stronę, błyskawicznie przeniósł wzrok na okno. Śmiertelny nie mógł nawet tego ruchu dostrzec, bynajmniej tak blondyn przypuszczał.
Odstawił pustą już lampkę po winie na stolik nocny i niczym jamnik zaczął wiercić się w łóżku, żeby znaleźć sobie wygodne miejsce. Wreszcie zakopał się w pościeli.
- Jeśli dowleczesz się na fotel sam, proszę bardzo, próbuj. Poduszki masz swoje. I narzutę też. Na podłodze nie radzę, jest zimno. Nie chcę mieć na głowie gruźlika.
Zdmuchnął palącą się obok świeczkę.
Zwinął się kulkę, niczym niemowlę. Ewidentnie nie zamierzał się nigdzie ruszać.
- Nie zamierzam cię jednak ani zeżreć, ani zabić, ani zgwałcić, więc nie sądzę, że uciekanie z ciepłego łóżka jest aż tak dobrym pomysłem.
Na długą chwilę umilkł. Miał wyrównany oddech, miało się wrażenie, że już śpi.
- A. I nie radzę wychodzić. Nie sypiam tak jak wy, słyszę co się dzieje. Ucieczka też nie wchodzi w grę. Zabiją cię, zanim zdążysz znaleźć wyjście.
Zamilkł już na dobre. To co Arjun zrobi, pozostawił jego własnej decyzji. Będzie się martwił rano.

Ajrun Caetadain

Cholera, może i nie widział, żeby wampir na niego spoglądał, ale doskonale czuł jego wzrok. Wwiercający się, nachalny, gapiący na to, co Ajrun chciał jak najbardziej ukryć.
Zdecydowanie nie czuł się komfortowo w takiej sytuacji. Jak można było robić takie rzeczy? Człowiek nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego paniczowi tak trudno jest zachowywać się zgodnie z dobrym wychowaniem. Przecież w tym wszystkim nie było żadnej filozofii! Chodziło jedynie o to, by ludziom dookoła żyło się milej, by wszystko wyglądało kulturalnie i cywilizowanie!
A nie, przebierać się przy kimś. W dodatku, kiedy ten ktoś bez ogródek pozwala sobie jawnie się na ciebie gapić. Ajrun jedynie zagryzł wargi, bo i co miał zrobić. Niby nie miał się czego wstydzić, ale jednak to wszystko było zbyt krępujące.
- Dobranoc paniczu - odpowiedział, kiedy wampir zakopał się w pościeli.
Sam wziął swoją narzutę i jedną z poduszek, a potem doczłapał się do fotela. Chodzenie sprawiało mu jako taką trudność, ale na całe szczęście nie stracił aż tyle krwi by jedynie leżeć plackiem.
Mebel okazał się całkiem przyzwoity. Miękkie obicie i podnóżek pozwoliły Ajrunowi jako-tako wygodnie się ułożyć. To z pewnością nie była pozycja, w której po spędzeniu ośmiu godzin człowiek wstaje wypoczęty i pełen energii, ale lepsze to niż dzielenie łoża z innym mężczyzną.
W momencie, w którym nakrył się narzutą, usłyszał komentarz o wychodzeniu z pokoju i próbie ucieczki.
Też coś.
Akurat tego domyślił się sam, zaraz kiedy przyjechali do rezydencji. W dodatku jakakolwiek ucieczka nie wchodziła w grę. Jego rodzinie, jego ukochanym siostrom groziłoby wtedy niebezpieczeństwo. Ajrun nie mógł do tego doprowadzić. Toteż nie odpowiedział, a jedynie zamknął oczy.
Sen. Błogi sen.

Następnego ranka obudził go dotyk czyjejś ręki. I kiedy tylko otworzył oczy, zobaczył przed sobą w znacznym przybliżeniu, twarz panicza. Aż podskoczył na fotelu, ni to wystraszony, ni to zaskoczony, ale z całą pewnością rozbudzony.
Doskonale odczuwał efekty nocy spędzonej na fotelu. Ból w mięśniach i zesztywniała szyja. Żyć nie umierać.

Owen Reynard

Z Owenem i dobrym wychowaniem był jeden problem. Panicz był na to zbyt leniwy. I za mało przejmował się opinią śmiertelnych. Doskonale wiedział, że nie musi być wzorem do naśladowania, żeby mieć ich respekt i szacunek.
Wzbudzał w nich strach i to zasadniczo mu wystarczało. I tak tańczyli jak im zagrał.
Zwłaszcza, że kiedy miał w tym interes, tudzież po prostu danego dnia miał taki kaprys, potrafił zachowywać się jak dżentelmen z najwyższej półki. Tak, kobiety niemalże topiły się wtedy pod jego spojrzeniem.
Zwłaszcza, że o blondynie można było powiedzieć dużo, ale nie dało się zarzucić mu braku uroku osobistego.

Rano, jak zwykle, bardziej przypominał rozczochraną, podenerwowaną kulkę pościeli z blond włosami aniżeli szanującego się wampira.
Zerknął w stronę okna. Dopiero świtało. Wyplątał się z kołdry i poszedł w kierunku łazienki. Nie było jeszcze potrzeby budzenia swojego śmiertelnego; był na pewno zmęczony utratą krwi, a młody arystokrata już przywykł do tego, że ludzie muszą strasznie dużo spać.
Sam poszedł więc do łazienki, doprowadził się do porządku, ubrał i wreszcie zszedł na dół zawołać służbę.
Kiedy wrócił przysiadł na oparciu fotela. Przez chwilę przyglądał się śpiącemu mężczyźnie. Opuszkami palców dotknął jego policzka.
Taki miękki, kruchy, tak delikatny... Owen mógłby zmiażdżyć go jednym ruchem. A mimo to czuł niewyjaśnioną chęć pociągnięcia tego dłużej, pobawienia się. Czuł, że wszystko rozegra się wyjątkowo zabawnie.
Lekko szturchnął rudowłosego.
Kiedy ten niemalże podskoczył na fotelu, uśmiechnął się kpiąco.
- Czas wstawać. Służba przygotowała ci kąpiel. Jeśli potrzebujesz jakiejś służki, są do twojej dyspozycji. Nie spadnie ci włos z głowy, gwarantuję. Potem któraś zaprowadzi cię na dół, na śniadanie. Ja już pójdę.
Nachylił się nad uchem mężczyzny.
- Tylko nie rób niczego głupiego, dobrze? Masz jedną szansę.
W jego oku zalśniło coś niebezpiecznego. Uśmiechnął się po raz kolejny i wyszedł z pokoju.

Ajrun Caetadain


Kiedy tylko dotarło do niego gdzie jest, jego świadomość pozwoliła mu na dokładną retrospekcję z dnia poprzedniego. Zdecydowanie nie powinno się budzić ludzi w ten sposób. Nie, jeśli jest się mężczyzną, na litość boską!
Dobre obyczaje nakazywały poczekać, aż osoba śpiąca obudzi się sama z siebie, ewentualnie oddelegować do tego jakąś służkę, która delikatnie go z tego snu wybudzi. A tutaj, ten wampir, jego panicz, od tak tknął go sobie palcem w policzek!
Ajrun musiał przełknąć brak manier, tak samo jak poprzedniego wieczoru.
Czuł, że jeśli z jego ciała uleci jeszcze jedna chociaż kropla krwi padnie na twarz i więcej już nie wstanie. Nadal czuł się słabo. W dodatku teraz czuł jak bardzo jest zmarznięty. Spanie jedynie pod narzutą poskutkowało zmarzniętymi stopami i ogólnym oziębieniem. W dodatku jego szyja pulsowała teraz tępym bólem, bynajmniej nie z powodu ugryzienia.
- Dzień dobry paniczu - odparł jakoś tak słabo, adekwatnie do swojej sytuacji człowieka który dopiero co wstał.
Chwilę zajęło mu przeanalizowanie poleceń wampira. Potem skinął głową i zlokalizował dwie wampirze kobiety stojące przy drzwiach od łazienki. Wzdrygnął się mimowolnie, na widok ich oczu i zębów.
Dopiero kiedy jego panicz wyszedł z pokoju, dotarło do niego, że dwie kobiety widzą go w samej koszuli nocnej, w dodatku w tak opłakanym stanie. Było nie było, godziło to w jego honor mężczyzny z wyższych sfer.
Podniósł się, ledwo co!, z fotela, a potem na miarę możliwości kulturalnie przywitał ze służbą.

Ciepła kąpiel przywróciła mu czucie w stopach, a szyja przestała być aż tak uciążliwa. W głowie co prawda Ajrunowi zaczęło szumieć, a brzuch skręcił się na supeł. Nie dał się jednak pospieszyć i w pełni nacieszył się ciepłą wodą. Dopiero po kilkunastu minutach, nienagannie ubrany i przywrócony do stanu używalności poprosił jedną z kobiet by zaprowadziła go do jadalni.

I chwała niebiosom, że żaden z mijanych przez niego krwiopijców nie dybał na jego życie.

Kiedy wszedł do jadalni przy stole zasiadał jedynie panicz Owen oraz jego młodsza siostra. Paniczowi skinął głową, a kiedy dziewczynka odwróciła się w jego stronę z uśmiechem, zgiął się nieznacznie.
- Dzień dobry panienko Ailis.
Usiadł do stołu tam, gdzie poprzednim razem usadził go panicz Owen.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptyNie Cze 24, 2012 1:04 pm

Owen Reynard


Liczył na to, że może uda mu się złapać ojca, ale niestety,nie wyszło. Zamknął się w swoim gabinecie i oświadczył, że nie chce nikogo widzieć.
Owen przypuszczał, że znów mieli kłopoty z królem. Cholerny, irytujący śmiertelny. Próbował wchodzić z nimi w niebezpieczne układy i jeszcze wyciągnąć dla siebie jak najwięcej...
Owen podziwiał ojca za opanowanie. On by staruszka zwyczajnie zabił.
Blondyn westchnął ciężko i poszedł do jadalni. Zajął swoje miejsce, wcześniej przywitał się z Ailis.
Wcześnie wstała. W dodatku przyszła bez Flann.
Kobieta kiepsko się czuła, więc młoda arystokratka postanowiła przynieść jej śniadanie do pokoju.
- O, jesteś - mruknął na widok Ajruna.- Chodź, usiądź tutaj.

Ailis

Na widok rudowłosego uśmiechnęła się szeroko.
- O, cześć! - podciągnęła się na krześle. Była do niego trochę za niska, więc machała nogami w powietrzu. - Coś się stało? Jesteś zmęczony? Jak brat jest niemiły, to powiedz!
Uśmiechnęła się wesoło. Spośród mieszkańców tego domu była chyba najbardziej pozytywnie nastawiona do rudowłosego. Ale Bóg jeden ją wiedział. Miała własne powody.
Skrzywiła się, kiedy Owen wywrócił oczyma. Ze złością nadęła policzki i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej.
- A ja coś wiem, i ci nie powiem!

Owen

Westchnął ciężko. No co za dziecko... Już miał ją skarcić, że przy stole nie wolno się tak zachowywać - znalazł się, cholera, autorytet w kwestii savoir vivre - kiedy młodszej siostrze wymsknęło się coś o wizycie pana Blaise'a.
Owen momentalnie okazał się być bardzo zainteresowanym. Niezdrowo zainteresowanym - bo kiedy siostra odmówiła podania większej ilości szczegółów, niemalże na nią nawrzeszczał.
- Jeśli ci życie i lalki miłe, to lepiej sobie idź - powiedział ostatecznie, nerwowo stukając paznokciami o blat stołu.
Wiedział, cholera jasna, wiedział, że ojciec był od rana co najmniej spięty. I teraz właśnie zaczynał rozumieć dlaczego.
Zupełnie ludzkim, bezsilnym gestem oparł czoło na dłoniach.
- No to pięknie..
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptyNie Cze 24, 2012 3:39 pm

Ajrun

Nie zajęło mu długo zorientowanie się, że Panicz Owen nie ma najlepszego humoru. Właściwie, wyglądał tak, jakby coś go martwiło, ale Ajrun dostał już swoją nauczkę. Wolał nie odzywać się bez pozwolenia w miejscu tak pechowym jak jadalnia.
Usiadł do stołu i po szybkich oględzinach nałożył sobie na talerz porcję mięsa i jajek. Do tego bułkę.
Na razie starczy, zgodnie z kulturalnym zachowaniem nie powinien rzucać się na jedzenie, nawet jeśli był piekielnie głodny. Zaczął powoli jeść, próbując zignorować kłótnie, która wybuchła między Paniczem Owenem a jego młodszą siostrą. Kim on był, żeby wchodzić między dwa spierające się wampiry?
Z pewnością nie samobójcą.
Chociaż po wczorajszych wydarzeniach postronny obserwator mógłby odnieść inne zdanie.
Jadł właśnie ostatnie jajko, jakie zostało na jego talerzu, kiedy Panienka Ailis niemal wskoczyła mu na ramiona, piszcząc, że ma ją obronić przed Owenem. Ajrun omal się nie zachłysnął i zdążył jedynie otworzyć usta. Zanim jednak sformułował jakąkolwiek odpowiedź, poczuł jak jej palce o wiele za mocno wbijają się w jego przedramię. Syknął cicho, ale nie wyrywał się.
- Panienko Ailis - mruknął prosząco, nie mając pojęcia co powinien w tej sytuacji zrobić. Jeśli pouczanie Panicza Owena kończyło się katastrofą to lepiej nie ryzykować z upominaniem jego siostry.
Nie chciał wiedzieć kim jest ten cały Blaise. Chociaż mógłby się założyć, że skądś kojarzył to imię.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptyNie Lip 15, 2012 9:22 pm

Owen Reynard

Rzucił siostrze poirytowane spojrzenie. Wstał, z trzaskiem przysunął krzesło do stołu i zbliżył się do siedzącej na kolanach Arjuna dziewczynki. Złapał ją za nadgarstek i zmusił do tego, żeby przestała zaciskać palce na ramieniu człowieka.
- Głupia - fuknął. - Nie rób tak, nie masz wyczucia, połamiesz mu kości! - blondyn sprawnie chwycił dziewczynkę pod ramiona, uniósł ją do góry i po chwili postawił na ziemi.
- Uciekaj. Albo wieczorem przyjdę i zniszczę ci wszystkie lalki. Z Elizabeth na początku!
Szatynka spojrzała na niego z wymalowanym na twarzy przerażeniem, zaczęła piszczeć coś o "okropnym, strasznym i niedobrym bracie" i uciekła do pokoju by chronić swoją najcenniejszą lalkę.
Arystokrata, nie dbając o dobre wychowanie, przysiadł na stole.
- Mówiłem ci wczoraj, że jeśli chcesz, możesz spędzać czas w bibliotece - mruknął. Znów był tym zadziwiająco niepewnym, poniekąd niechętnym sytuacji wampirem sprzed chwili.
- Dzisiaj nie możesz. Jeśli chcesz, to po śniadaniu możemy pójść tam razem, wybierzesz coś do czytania. Bo coś mi mówi, że skoro będą tacy goście, to raczej sobie po domu nie pochodzisz...
Wampir ze złością sam sobie zmierzwił włosy.
- Jak ja nienawidzę tego taniego krwiopijcy - burknął sam do siebie.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptyPią Mar 01, 2013 11:03 pm

Ajrun


Szczerze powiedziawszy, pazury panienki Ailis wbiły się w jego ramię naprawdę mocno. Właściwie, Ajrun był niemal pewny, że kiedy tylko dziewczynka zabierze rękę, poczuje co najmniej kilka strużek krwi spływających w dół jego ręki.
Mężczyzna nie wiedział dlaczego, ale nie przejął się tym. Jego życie nie należało już do niego, więc ciało tym bardziej. Ajrun nie chciał tak łatwo poddać się myśli, że jest czyimś niewolnikiem, że jest zdany na łaskę wampira... Ale taka właśnie wydawała się rzeczywistość i rudowłosy mógł jedynie spróbować się dostosować.
Nie powiedział nic, kiedy panicz Owen odgonił swoją młodszą siostrę. (Chociaż głosik w jego głowie podpowiedział, że przecież nie można tak straszyć małych dziewczynek, że w ogóle nie wypada kłócić się w jadalni, a właściwie, to siadanie na stole powinno być karalne.)
- Jak sobie życzysz, mój Panie - odparł cicho Ajrun.
Nie zapełnił swojego brzucha do końca, ale kiedy tylko spojrzał na swojego panicza stracił apetyt. Wczoraj odkrył cudowną zależność między nastrojami wampirów, a jego własnym bezpieczeństwem i wolał dmuchać na zimne.
Powstrzymał więc swój język i nie spytał o co chodzi z tymi "gośćmi". Ajrun był wdzięczny, że nie musi ich spotykać i może przewegetować dzisiejszy dzień w komnatach jego panicza.
I wtedy go olśniło. Blaise! Znał to imię! Jego oczy na moment zalśniły zrozumieniem i przerażeniem, a dopiero potem pojawił się w nich rozsądek. Skoro Ajrun będzie zamknięty w jednym pokoju, nikt nie powinien zagrażać jego życiu. Za wyjątkiem rozgniewanego panicza, oczywiście.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon EmptyPią Mar 01, 2013 11:42 pm

Owen Reynard

Miał ochotę... Właściwie to sam nie wiedział na co miał ochotę. Z jednej strony - jak zawsze kiedy zbliżała się wizyta wielkiego hrabiego pożal się Boże Blaisa - czuł się zaniepokojony. Te spotkania nigdy nie przynosiły ze sobą niczego dobrego. Z drugiej strony czuł głęboką potrzebę wyładowania na czymś dopiero rodzącej się w nim złości, a jeszcze z trzeciej miał cichą nadzieję, że może w ich domu pojawią się też synowie konkurującej z rodem Reynardów wampirzej rodziny.
Sam nie wiedział co powinien myśleć i to irytowało go jeszcze bardziej.
Zerknął na Arjuna. Wydawał się rozumieć niechęć Owena; to oznaczało, że albo nasłuchał się historii o wieloletnich wampirzych wojnach, albo po prostu miał nieprzyjemność spotkać tego nadętego bufona.
- Spokojnie - sam właściwie nie wiedział dlaczego uspokajał człowieka. To chyba głęboka antypatia wobec Blaisa wywoływała w nim nieokreślone poczucie solidarności. - nikt nie ma prawa tak po prostu przechadzać się po moich prywatnych pokojach.
Zsunął się ze stołu, bez większego entuzjazmu sięgnął po leżący na jednym z talerzy plasterek pokrojonego jabłka i skierował się do wyjścia.
Wsunął go sobie do ust i niemalże z desperacją wymalowaną na twarzy przesunął dłońmi po włosach.
- Ech. Po prostu choźmy - wymamrotał, wciąż trzymając między zębami kawałek owocu.
Kilka korytarzy, dwa piętra i kilkanaście zakrętów później Owen wprowadził swojego człowieka do biblioteki.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Sponsored content





Irish drinks with lemon Empty
PisanieTemat: Re: Irish drinks with lemon   Irish drinks with lemon Empty

Powrót do góry Go down
 
Irish drinks with lemon
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: RPG :: RPG. :: Arjun Caetadain x Owen Reynard/Owen Reynard x Arjun Caetadain-
Skocz do: