Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Człowiek w masce

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptySob Cze 09, 2012 10:17 pm

Anri

Państwa stanowiące setki lat temu Eurazję składały się teraz w jedno, ogromne, dobrze prosperujące Imperium. Okazało się, że powrót do monarchii absolutnej był idealnym wyjściem. Dynastia Biann cechowała się niezwykłym honorem i poczuciem sprawiedliwości, o których w dobie kryzysu zupełnie zapomniano. Oczywiście, wyjście z dołu finansowego i odbudowa najpierw jednego kraju, później Europy, a na końcu także Azji wymagała wielu wieków. Jednak teraz, kiedy Anri zasiadał na tronie Imperium wszystko zmierzało ku jeszcze lepszej, świetlanej przyszłości.
Ród Biann nigdy nie uważał ludzi za swoich przeciwników, a wszystko, co robił, robił właśnie dla nich. Dla narodu, jakim stało się Imperium. Dopiero od dwóch pokoleń pozwolono sobie na wydawanie hucznych i wystawnych bali, pałace dla władcy i inne kosztowności.

Tego wieczoru, w siódmą rocznicę panowania Anri`ego, jednego z najrozsądniejszych i najbardziej miłosiernych władców, zgodnie z tradycją w Wielkim Pałacu wydawano przyjęcie. Zaproszono po jednym przedstawicielu każdego państwa, jakie nie podlegało bezpośrednio Imperium, a także wszystkich lordów sprawujących władzę nad poszczególnymi częściami Imperium.
Anri już od popołudnia zasiadał na ogromnym, zdobionym tronie i witał przybywających gości. Wielki Pałac nie zawdzięczał swojej nazwy pustym słowom. W głównej sali, do której przyjmowano już od siedemnastej mogło śmiało pomieścić się około tysiąca osób. Inaczej miała się sprawa z salami, w których jadano uroczystą kolację.
Przystawkę Imperator zjadał ze swoimi lordami, przez trzydzieści minut wymieniał z nimi uprzejmości przy stole, co kończyło się pustym żołądkiem. Zazwyczaj Anri dojadał idąc korytarzem i kradnąc koreczki z tac kelnerów. W kolejnej, największej jadalni, władca zjadał pierwsze danie, poświęcając czas przybyłym politykom. Na drugie danie wędrował do najmniejszej jadalni, ucztować z kandydatami na żony lub kochanków. Dopiero podczas deseru Anri mógł wrócić do swoich lordów.
Po posiłku, który kończył się około północy, następował kulminacyjny moment wieczoru. Anri jak co roku wybierał z przedstawicieli pomniejszych państewek jedną osobę do swojego haremu.

- Dziękuję za przybycie - odpowiedział automatycznie Imperator, uśmiechając się oszczędnie. Pozwolił ucałować swoją dłoń i pierścień na niej, a potem przeniósł wzrok na kolejnego gościa.
Ludzie w Imperium uważali jego ród za posiadający boską łaskę. Nic dziwnego, że każdy z przybyłych mógł ze spokojem czekać w niekończącej się kolejce.
- Mój panie - szepnął sługa stojący za tronem, przeniesionym na ten moment do holu. - Król Zrzeszonych Plemion Wschodnio-Afrykańskich wraz z siedemnastą małżonką i trzydziestym czwartym synem, pretendentem tronu.
Anri skinął niemal niezauważalnie głową, potwierdzając informację. Powitał kłaniających się gości skromnym uśmiechem, a kiedy pięcioletni chłopczyk nie miał pojęcia co powinien zrobić, czy naśladować rodziców, czy nie, okazał wyrozumiałość i poczochrał go po kędzierzawych włosach.
- Dokąd sięga kolejka? - Zapytał ukradkiem Imperator, już czując, że robi się głodny.
- Dwa metry przed wejście, mój panie - odpowiedział sługa, po krótkim zastanowieniu. Anri, ubrany w odświętne szaty, przypominające stroje chińskich cesarzy miał wrażenie, że zaraz roztopi się na swoim tronie. Lata nauczyły go jednak grać zadowolonego i pewnego siebie przed ludźmi. Odgarnął więc białe pasma swoich włosów i zabrał się ponownie za wypełnianie swoich obowiązków.
Jego uwagę przykuł człowiek w masce.

Louchette Gianluca

Z perspektywy czasu i wyższych sfer zlikwidowanie podziałów na drobne kraje europejskie na rzecz powstania wielkiego Imperium rzeczywiście były dobre. Wydawać by się mogło, że kolejni imperatorzy dbający o swoich poddanych, którzy w dodatku ukochali sobie pokój i unikali wojen jak ognia - czasami Louchette zastanawiał się skąd w kolejnych władcach taka wyrozumiałość względem tej upierdliwej, niepodległej Francji usiłującej tworzyć własne, potężne jak na razie megalopolis na terenach obu Ameryk - byli rozwiązaniem wręcz perfekcyjnym.
I rzeczywiście, było bardzo dobrze. Dla wiernych mieszkańcow Imperium obce były przestarzałe konflikty takie jak wojny światowe, niedawno udało im się uniknąć konfliktu jądrowego.
Niestety, zbawcza siła Imperatora nie była w stanie dotrzeć do elektorów pomniejszych państewek, a co dopiero do małych rodzin monarszych. Dlatego ludzie tacy jak Louchette musieli sami szukać u władcy błogosławieństwa.
Lou nie narzekał na swój los. Już dawno temu zaakceptował to, że jest inny niż jego najbliższa rodzina. Że musi naprawdę się starać, jeśli chce akceptacji z ich strony.
Bycie dzieckiem z nieprawego łoża nie było łatwą rzeczą. A bycie wyjątkowo pięknym bękartem niemalże znienawidzonym przez najstarszego brata i obecnego monarchę było jeszcze trudniejsze.
Od zawsze różnił się od rodzeństwa: odziedziczył po matce klasyczne, piękne rysy, jasną skórę i oczy o nieokreślonym odcieniu - błękitne, w innym świetle znów szarawe - po ojcu przejął kolor włosów i budowę. Nie można było powiedzieć, że nie był podobny do rodzeństwa.
Po prostu wyglądał jak lepsza wersja swoich braci.
Nigdy się tym faktem nie szczycił, ale niektórym z nich - szczególnie najstarszemu - po prostu niesamowicie to przeszkadzało.
I dlatego teraz wyglądał tak, jak wyglądał. Robił wszystko, żeby ukryć fizyczne walory i wszelkie elementy wyglądu wskazujące na to, że nie jest prawowitym dziedzicem.
Louchette poprawił zakrywającą twarz srebrną, misternie zrobioną maskę. Nosił ją przez tyle lat, że w jakiś sposób wpisała się w jego świadomość jako źrodło bezpieczeństwa; nie potrafił już funkcjonować bez niej. Odświętne szaty ozdobione odpowiednio wysokim kołnierzem i długimi mankietami dokładnie zakrywały całą jego skórę - szyję, kostki, nadgarstki. Na szczupłych, ale w jakiś sposób silnych dłoniach spoczywały jasne rękawiczki. Prawą rękę najmłodszy z książąt Gianluca oparł na przejrzystej, kryształowej główce od eleganckiej laski.
Tak jak wszyscy inni stał w długim szeregu gości, interesantów czy też po prostu tych, ktorzy w pocałowaniu imperatorskiego pierścienia upatrywali źródła szczęścia na wiele, wiele lat.
Zerknął na stojącego obok brata-starszego, nieco wyższego mężczyznę o stosunkowo ostrych rysach i ciemnej karnacji. Monarcha wbijał uważne spojrzenie czekoladowych oczu w tron Imperatora. Louchette nie mógł powiedzieć, że brat był brzydki. Miał w sobie coś fascynującego, na swój sposób pociągającego. Ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy; nie, gdyby był prawdziwie pewien siebie, nie obawiałby się młodszego od siebie bękarta, nie kazałby mu ukrywać twarzy. Lou nie narzekał. Tylko czasami miał ochotę powiedzieć szatynowi, że przecież wszystko będzie dobrze.
Z zamyślenia wyrwało go poruszenie w tłumie. Och. Zaraz to oni podejdą do Władcy. Louchette nieco nerwowo zacisnął palce na lasce. Nie codziennie człowiek doświadczał takiego zaszczytu. Kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Imperatora, skłonił się z szacunkiem.
Gdy znaleźli się tuż przed tronem, brat wygłosił standardową formułkę i z szacunkiem dotknął imperatorskiego sygnetu - cóż, ponoć przynisiło to szczęście. Lou zmieszał się odrobinę. Jak miał niby pocałować sygnet? Ograniczył się do kolejnego głębokiego ukłonu. Nie wypadało mu dotykać władcy.
- Uniżenie przepraszam, że nie ośmielę się wyrazić mojej najszczerszej radości ze spotkania z Waszą Wysokością tak jak wszyscy tu obecni, nie chcę jednak w żaden sposób uczynić Waszej wysokości krzywdy - głos dobiegjący zza metalowej maski był nieco zniekształcony, ale wciąż bardzo grzeczny i spokojny.


Anri I Biann

Nie zapytał swojego przybocznego o godność jego zamaskowanego gościa, chociażby z czystej chęci własnoręcznego rozwikłania zagadki. Anri nie pozjadał wszystkich rozumów we wszechświecie, właściwie, to uważał się za przeciętnego pod względem zdolności do nauki i logicznych wniosków. Nic więc dziwnego, że nie miał bladego pojęcia, kto przed nim stoi. Zresztą, nikt tego od niego nie wymagał.
Przez krótki moment podziwiał misternie zdobioną, metalową maskę. Nie miał pojęcia dlaczego jego gość nie chciał pokazać mu swojej twarzy, ale Anri miał cichą nadzieję, że zobaczy ją jeszcze tego wieczoru. Mógł sobie być Imperatorem, ale nadal był ciekawski jak każdy inny człowiek na ziemi.
- Obawiam się - zaczął, zwracając tym samym uwagę wszystkich zebranych. To był pierwszy raz, kiedy odezwał się do kogoś podczas ceremonii powitania inaczej niż formułką. - Że powinieneś uważniej dobierać słowa. Jednym zdaniem postawiłeś pół mojej ochrony w gotowości.
I faktycznie.
Na słowo "krzywdzić" użyte w stosunku do Imperatora każdy z gwardzistów trzymał rękę na broni. Wszyscy wpatrzeni w tron, uważni i gotowi do ataku na choćby najmniejszy ruch przeciwnika. W tym wypadku nieco nieświadomego przeciwnika.
Anri machnął ręką na żołnierzy, którzy bardzo niechętnie wykonali rozkaz. Imperator jak na dłoni widział zmieszanie swojego gościa i nie mógł się nie uśmiechnąć. Korzystając z faktu, że zamaskowany chłopak nadal się kłaniał, Anri wyciągnął rękę i poczochrał mu włosy.
- Dziękuję za przybycie - powiedział w końcu, tym samym oznajmiając, że są jeszcze inni goście czekający na swoje trzydzieści sekund u władcy.
- Lewis? - Szepnął Anri, kiedy na niewielkie podwyższenie wspinał się jakiś staruszek - Kim był ten zamaskowany...?
- Louchette z Francji, bękart mój panie - odszepnął sługa, pochylając się ku swojemu władcy. - A teraz zbliża się lord Musshof z hrabstwa Hamburskiego.


Trzy godziny później, kiedy na zegarze wybijała już dwudziesta druga trzydzieści, Anri szedł pospiesznym krokiem w stronę najmniejszej jadalni. Był cholernie głodny, czuł jak żołądek powoli zaczyna trawić samego siebie. I przeczuwał, że głównym daniem też nie będzie mógł się najeść.
Zaledwie godzina, by wybrać kandydata na kochanka, albo przyszłą żonę. Anri nie przepadał za tym momentem świętowania, ale nie sprzeciwiał się tradycją. Nowa żona nie była mu potrzebna, miał już trzy, z czego jedna urodziła mu już spadkobiercę.
Kolejni byliby niepotrzebni, w przyszłości mogliby stanowić zagrożenie dla Imperium. Anri nie miał zamiaru dzielić swojego państwa, ani oddawać je w ręce kłócących się potomków. W życiu. To byłby początek rychłego końca, nic tak nie dzieli jak żądza władzy.
- Przypomnij mi Lewis - zaczął, niemal biegnąc korytarzem. - Jakich mamy kandydatów?
Lewis, trzymając w ręce szklankę z wodą i kilka koreczków serowych, które Imperator bezczelnie zwinął ze stołu, zaczął z pamięci wymieniać wszystkich obecnych w małej jadalni.
- Louchette? - Anri nie krył zdziwienia. Szczerze powiedziawszy, był przekonany, że ten chłopak jest dużo młodszy. - Umieram z głodu.
Anri zjadł ostatni serowy koreczek i popił wodą. Odetchnął głęboko, pozwolił Lewisowi na wygładzenie swoich szat i upięcie niesfornych kosmyków - co on by bez niego zrobił? - a potem wszedł do małej jadalni.

Louchette Gianluca

Nieco nerwowo poruszył dłońmi, a chwilę później przepraszająco pokręcił głową. Starając się nie okazywać tego, jak bardzo niepewnie poczuł się z popełnioną gafą, przeprosił i pożegnał się.
Niemalże czuł na plecach oskarżycielskie spojrzenie brata.
Nie będzie dobrze. Stanowczo nie będzie dobrze.
I jeszcze popełnić takie faux pas! Przed Imperatorem! Nie było najmniejszych szans na to, żeby teraz Władca zechciał zainteresować się ich siostrą.
Na pewno nie będzie chciał wziąć dla siebie kobiety której brat potrafi zrobić coś tak nieodpowiedniego i nie na miejscu. Louchette przygryzł dolną wargę. Brat, w parodii troskliwego gestu, położył mu rękę na ramieniu. Młodszy chłopak poczuł palce stanowczo zbyt mocne wbijające się w mięśnie.
Tak. Kiedy w domu mówił, że nie jest najlepszym kandydatem na wyjazd, miał rację.
Po prostu, cholera jasna, wiedział, że coś pójdzie nie tak. No masz ci los..

Uroczysty bankiet kończył się w chwili, w której Imperator publicznie wybierał swojego tegorocznego towarzysza. Wbrew temu co sądziły młodsze trzpiotki straszone przez kolegów głupimi opowiastkami, taki wybraniec wcale nie stawał się grzejnikiem do łóżka, ani jego rola nie ograniczała się do ładnego wyglądania. Cała zabawa miała drugie, dużo ważniejsze dno.
Zostanie wybranym przez Imperatora równało się wyniesieniu rodu do nieco wyższej pozycji społecznej i wpieraniu jego kraju na arenie polityczno-gospodarczej świata. Równało się wzrostowi siły i wartości danego państwa.
Louchette szczerze wątpił w to, że oni, jako przedstawiciele niewielkiego księstwa wpisanego w posiadłości francuskie, popierający niepodległościowe dążenia tegoż kraju, a jeszcze bardziej swoje własne, mieli jakiekolwiek szanse na wygraną. Siostra była wyjątkowo urodziwą kobietą, ale oprócz niej były tu dziesiątki pań o perfekcyjnych rysach i większym politycznym potencjale. W dodatku ta wpadka z wcześniej... Brat już uświadomił mu, jak bardzo głupie to było.
Louchette westchnął ciężko. Powoli zaczynał męczyć się tym siedzeniem przy stole, przyglądaniem się tańczącym w sali obok parom i wszystkim tym, którzy w jakiś sposób korzystali z uroków sali bankietowej Wielkiego Pałacu. Tak właściwie, to chciał już wracać do domu. Wiedział, że brat zgani go za dzisiejsze zachowanie jeszcze nie raz, więc jaka była różnica czy zrobi to tutaj, czy już w ich niewielkim pałacu? Louchette po raz kolejny spróbowal zająć się liczeniem ilości kobiet ubranych w czerwone suknie.
Po kilkunastu minutach pojawiła się służba Imperatora. A więc wybrał.
Louchette podniósł się z miejsca. Stanął na schodkach znajdujących się w tylnej części sali - przy swoim wzroście, żeby cokolwiek zobaczyć, musiał się postarać... Po chwili poczuł szarpnięcie i nieco zbyt gwałtownie stanął na podłodze, na równi z innymi gośćmi. Brat rzucił mu niezadowolone spojrzenie, jasno mówiące, że ma się więcej nie wybijać z tłumów. Lou tylko kiwnął głową. Mimo to, kiedy Imperator wszedł do pomieszczenia, stanął na palcach.
Zaczął w myślach układać przeprosiny dla siostry.

Anri


Mała jadalnia była naprawdę wystawna, nawet mimo swoich rozmiarów. Wszystko tutaj było urządzone bogato i z odpowiednim, wykwintnym smakiem. Matka Anriego, mimo że była siódmą żoną, miała ogromne poczucie stylu i nie omieszkała nieco przemeblować pałacu, w którym spędziła połowę swojego życia.
I w którym notabene nadal mieszkała. Anri po prawdzie czuł lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, że musiał zostawić ją na pastwę lordów, niemniej jednak, obowiązki pozostawały obowiązkami.
Na dużym stole nie postawiono jeszcze głównego dania. Byłoby to okropnym nietaktem, zacząć ucztę bez Imperatora. Toteż Anri musiał pohamować swój żołądek i z całą dostojnością i majestatem na jakie stać głodnego człowieka, ruszył przez salę.
Przyglądał się uważnie każdej kobiecie i każdemu mężczyźnie, zastanawiając się, kogo z nich chciałby wziąć pod opiekę. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, z jakiego kraju czy hrabstwa pochodzą - Imperium pragnęło pozostawać w pokoju z każdym.
- Lewis - mruknął dyskretnie Anri. - Kogo nie powinienem wybierać?
To było naprawdę bardzo dobre pytanie.
- Moj panie, dwie siostry bliźniaczki z rusii chcą powiększyć swoje ziemie kosztem lasów chronionych przez Imperium - zaczął Lewis, prowadząc swojego pana na honorowe miejsce przy stole. - Masz już dwie Afrykanki w swoim haremie, jeśli wybierzesz kolejną mogą paść oskarżenia o faworyzowanie. Rada zasugerowała księżniczkę Angielską Camille lub Szkocką pretendentkę do tronu. Obie będą siedzieć po prawej stronie.
Anri zanotował wszystkie te informacje i jeszcze kilka innych, zanim usiadł.
Od razu zauważył zamaskowanego chłopaka, próbującego jak najpilniej ukryć się wśród pozostałych gości. Anri uniósł dłoń i uciszył wszystkich zebranych. W pomieszczeniu nie słychać było nawet oddechów.
- Drodzy goście - zwrócił się do zebranych. - Jestem zaszczycony tak licznymi odwiedzinami, niemniej jednak przyszedł czas na tradycyjny obiad, podczas którego zadecyduję z kim spędzę najbliższy rok. I kto wie, może nawet dłużej?
Anri nadał swojemu brzmieniu zabawny wydźwięk i nie musiał długo czekać na ciche, kulturalne śmiechy ze strony swoich gości.
Mimo tego drobnego żartu, napięcie i tak było wyczuwalne zwłaszcza wśród kandydatów.
- Właśnie z tego powodu jestem zmuszony prosić wszystkich tych, którzy nie zasiadają przy tym stole o opuszczenie sali. Ubolewam z tego powodu, jednak tradycje są tradycjami. Niech pokój będzie z Wami, moi drodzy.
Imperator poczekał chwilę, aż wszyscy niepowołani do pozostania w małej jadalni opuszczą ją, po czym ponownie zwrócił się do swoich gości.
- Zapraszam do jedzenia.
W chwili, kiedy wymówił ostatnie słowo, przez drzwi prowadzące na zaplecze wszedł cały orszak kucharzy. Każdy z innym daniem.
Anri zasiadł na swoim krześle i pozwolił nalać sobie wina. Potem nałożył na talerz przystawki z czosnkowo-serowych bułeczek i...
Nie zdążył nawet zabrać sie za jedzenie, kiedy pierwsze damy zaczęły się do niego wdzięczyć i zagadywać.
Cholera.


- Mój panie - szepnął Lewis, kiedy wybijała odpowiednia godzina. - Już pora na...
- Na to, żebym zemdlał z głodu? - Zapytał cicho Anri, spoglądając z żalem na niedojedzoną bułeczkę spoczywającą na srebrnym talerzu. A potem mu mówią, że chudnie w oczach...
- Mój panie! - Lewis spojrzał na niego prosząco. Cóż, prawdopodobnie też był wycieńczony dzisiejszym dniem.
- Tak, tak - odpowiedział Imperator, tym razem głośniej.
Wszyscy zwrócili się w jego stronę.
- Moi drodzy - zaczął Anri, uśmiechając się sympatycznie i wstając od stołu. - Zechciejcie proszę udać się ze mną do Głównej Sali.

- Mój panie, kogo wybrałeś? - Zapytał cicho Lewis, kiedy Anri zasiadał na tronie.
- Zamaskowanego chłopaka - mruknął w odpowiedzi. - A teraz idź i to ogłoś.

W całej sali rozbrzmiało głośne : Louchette Gianulca.


Louchette Gianluca

Jako najmłodszy spośród braci Gianluca, w dodatku pochodzący z nieprawego łoża syn, nie miał zbyt wielu praw. Jego głos jako senatora liczył się najmniej, podczas wszystkich uroczystości zajmował przy stole ostatnie miejsce, nigdy nie witał najważniejszych gości jako pierwszy. O przejęciu tronu nawet nie marzył.
Jego niższość wobec najstarszego brata ujawniała się najmocniej przez maskę, do noszenia której brat go zmusił: typowa zachcianka, nakaz mający na celu tylko i wylącznie zrównanie go do poziomu ziemi, pokazać, jak bardzo niewiele może zrobić. Tak. Brat był megalomanem.
Dziś wcale nie zachowywał się lepiej. Kiedy Imperator przybył, żeby spożyć z arystokracją z kontynentu uroczystą kolację, z sali wyproszono wszystkie sługi i pomniejszych doradców .
I Louchette również został odprawiony. Przez brata, oczywiście.
Właściwie nie martwiło go to aż tak bardzo; przecież i tak nie mógł jeść. Do posiłku musiałby ściągnąć maskę. A tego brat surowo zabronił.
Książę bez protestów wrócił do innej sali , tylko po to, żeby znów zająć się liczeniem konkretnych sukien. W duchu cały czas starał się dopingować siostrę: ponoć, jeśli bardzo mocno życzyło się komuś szczęścia, to czasem to pomagało.
Po kilku minutach przerwało mu uczucie nieprzyjemnego ucisku w żołądku. Nie jadł niczego odkąd tylko tutaj przybyli. Powoli zaczynał odczuwać głód...
Ech, do kitu z takim bankietem. Nie dość, że zrobił z siebie idiotę przed samym Imperatorem, prawdopodobnie ośmieszył cały swój ród, zniwelował tegoroczną szansę na wygraną w tym dziwacznym konkursie, wiedział, że w domu brat na pewno go ukarze... I w dodatku był głodny. A idźcie wy z tym wszystkim w cholerę.

Kiedy osobisty sługa Władcy przyszedł ogłosić wybór, Louchette stał na samym końcu sali. Nie chciał widzieć zawiedzionej miny siostry i zdenerwowanego spojrzenia brata. Wolał usunąć się z widoku, wmieszać się w tłum.
Spodziewał się każdego wyniku.
Ale nie takiego. On? ON?
Nie, na pewno nie. To jakaś pomyłka. Louchette brzmi damsko. Na pewno się pomylili, pomieszali imiona. To nietrudne w takim tłumie. I chodzi o siostrę. Niemożliwe, mimo tego wszystkiego co zrobił, siostra wygrała?
Książę nie powstrzymał szerokiego uśmiechu. Elizabeth! Elizabeth, przez ten rok, będzie stała u boku samego Imperatora! Lou nie posiadał się ze zdziwienia i wciąż niepewnej radości.
A potem werdykt powtórzono. I wywołano chłopca w masce.
Lou niemalże wstrzymał oddech. On nawet nie starał się kandydować!
Zupełnie automatycznie ruszył w kierunku tronu. To były jakieś chore żarty.
- T..to chyba jakiś błąd, pomyłka - powiedział cicho do człowieka, który ogłosił wyniki. - To przecież zupełnie absurdalne, Jego Wysokości musiało chodzić o Elizabeth, moją siostrę - wymamrotał.

Anri

Lewis pozwolił sobie na pobłażające spojrzenie, kiedy chłopak w masce, Louchette, wreszcie zjawił się na wyznaczonym miejscu. Nie dość, że wcale się nie cieszył, to jeszcze wmawiał, że Imperator się pomylił.
Imperator!
Lewis westchnął głośno, a potem z całym uniżeniem na jakie było go stać powiedział :
- Błogosławiony przez bogów i niebiosa Imperator wybrał Cię, mój panie, na swojego tegorocznego kochanka. Bądź łaskaw panie, udać się wraz z nim do prywatnych pokoi.
Tłum ludzi, na początku zawiedzionych, albo zaskoczonych dopiero teraz zareagował i tylko z powodu dobrych manier, zaczął klaskać i głośno gratulować.
Anri podziwiał to wszystko siedząc na swoim tronie. Ani razu nie spuścił jednak wzroku ze swojego zamaskowanego kochanka. Przez moment miał wrażenie, że chłopak zaraz się odwróci, puści biegiem przez całą salę i tyle będzie go widział. Na szczęście nogi chyba wrosły mu w posadzkę, ponieważ nie wykonał dosłownie żadnego ruchu.
Imperator wstał ze swojego tronu.
Nie było potrzeby żegnać się z gośćmi. Prawdopodobnie pierwsi zaczną wyjeżdżać dopiero w przyszłym tygodniu, wtedy też odbędzie się odpowiednia ceremonia.
- Louchette - zaczął Anri, wyciągając dłoń w kierunku chłopaka. Wypowiedział jego imię miękko, a jednocześnie zawierała się w tym niewielka nuta ponaglenia.
Lewis wywrócił po kryjomu oczami i dyskretnie popchnął francuza.
Kiedy Anri chwycił go za dłoń, jakoś udało mu się doprowadzić swojego kochanka go bocznego wyjścia z sali, a potem dalej, do niewielkiego korytarza prowadzącego do komnat.
Już od dawna wiadomo było, że pierwszą noc kochanek musiał spędzić z Imperatorem.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś oddychać pod tą maską - mruknął Anri, spoglądając na swojego świeżo upieczonego kochanka.
Uff, już po imprezie, pozamiatane. Nie musi już tak sztywno trzymać się manier i wreszcie pójść coś zjeść. Prosto do kuchni.
- Louchette? - Zapytał, kiedy chłopak po prostu stał jak wryty i nie wiedział, co powinien zrobić.
Aż do momentu, kiedy zaburczało mu w brzuchu.
Anri przez chwilę stał cicho, dopiero potem zaśmiał się zupełnie szczerze.
- Nie mów, że przez tę maskę nic dzisiaj nie zjadłeś? No cóż. To chyba kolejny powód, dla którego pójdziemy najpierw do kuchni. O ile nie masz nic przeciwko. Osobiście oddałbym pół królestwa za ciepłą herbatę i porządny obiad, co ty na to?
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 9:05 pm

Louchette Gianluca

Czuł się co najmniej zbity z tropu. Jeszcze wczoraj rozmawiał z bratem, że jako jedyny przedstawiciel rodziny wróci do domu już jutro, podczas gdy jego rodzeństwo pozostanie w pałacu jeszcze co najmniej cztery dni.
Jeszcze wczoraj rozmawiał z siostrą o tym jak cudownie by było, gdyby udało jej się urzec Imperatora.
A teraz co?!
Nie, mówiąc szczerze, Louchette wcale nie cieszył się z takiego obrotu akcji. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, co powiedzieć, jak się zachować.
Naprawdę, nigdy nie chciał, żeby honor całego rodu spoczywał na jego barkach.
Na Boga, jeśli powie czy zrobi coś nieodpowiedniego to przez jego błąd ucierpi reputacja całego rodu...
Louchette - na tyle na ile pozwalała mu wątpliwa przestrzeń pod maską - przygryzł odrobinę wargę.
Kiedy Imperator chwycił go za rękę, po prostu pozwolił pociągnąć się w kierunku bardziej ukrytych pomieszczeń. Gorączkowo zastanawiał się nad tym co powinien właściwie zrobić żeby wybrnąć z tego wszystkiego z podniesioną głową, dlatego też połowa słów Władcy w ogóle do niego nie dotarła.
Zarejestrował dopiero coś o kuchni.
Gdyby nie maska, to Imperator zobaczyłby jego rumieńce dokładnie w chwili, w której chłopcu zaburczało w brzuchu.
Młody szlachcic nerwowo poruszył dłońmi. Nie mógł tak po prostu zjeść przy Imperatorze. Ba, nie wypadało w ogóle, żeby ściągnął z twarzy to cholerne żelastwo! Zwyczajnie nie mógł!
Jak miał się tak pokazać? Zmęczony po całym dniu, z racji braku wystawiania twarzy na słońce blady jak trup? I jeszcze ta brzydka, ciągnąca się niemalże od ucha aż po podbródek blizna...
Lou nie miał bratu za złe tego ataku wściekłości. Na pewno sobie czymś zasłużył. Na pewno. Inaczej nikt by mu nie zrobił takiej krzywdy. Ale pokazać to Imperatorowi...
- Dziękuję za troskę, panie - wykrztusił w końcu. - Ale będzie zupełnie nieodpowiednim z mojej strony zakłócać Twój posiłek swoją obecnością...
No i jak miał się do cholery wykręcić?!
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 9:14 pm

Anri

Troszeczkę się tego obawiał, takiej reakcji Louchette. Chociaż właściwie, przerabiał to już siedem razy. Ten pierwszy szok "pourazowy". Kiedy po raz pierwszy wybierał sobie kochankę, obecnie matkę jego jedynego syna, było chyba najbardziej niezręcznie. Ani on, ani Donna nie mieli bladego pojęcia jak powinni się zachować.
Aż w końcu Lewis przyszedł do nich z kolacją i to było jak błogosławieństwo zesłane przez bogów. Drugi raz również zawdzięczał swojemu najlepszemu doradcy, za trzecim i podczas kolejnych radził sobie samemu.
Tym razem powinno być podobnie. Louchette za chwilę ochłonie, głód dojdzie do głosu i podczas obiadu z pewnością padną pierwsze bariery. Na razie jednak wyuczona sztywność i reguły dworskie nie chciały ustąpić miejsca.
- Odmawiasz Imperatorowi? - Zapytał Anri z udawaną złością. Chyba tylko idiota nie zrozumiałby ironii i prześmiewczego tonu, ale najwyraźniej Louchette był aż zbyt zestresowany.
Cholera, a na kobiety podobne rzeczy działały całkiem sprawnie. Anri westchnął jedynie i wyciągnął rękę do francuza.
- Nalegam, żebyśmy coś zjedli - stwierdził jeszcze, zanim ruszyli korytarzem w stronę kuchni. Czuł doskonale jak chłopak jest spięty i w pewnym sensie rozumiał to uczucie. Gdyby był na jego miejscu pewnie też by się stresował. Toteż wyrozumiale postanowił dać Louchette jeszcze trochę czasu.
A potem dobrać się do jego maski.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 9:32 pm

Louchette Gianluca

Francuz co prawda nie był skończonym idiotą, ale był jednocześniej Francuzem zbyt zestresowanym na to, żeby wyłapywać w czyichkolwiek słowach ironię.
Tak więc, kiedy tylko Imperator spytał czy śmie mu odmawiać, młody szlachcic miał ochotę zacząć walić głową w ścianę. Jako, że nie wypadało, po prostu zaczął nieco nieskładnie przepraszać. Nawet nie zauważył kiedy zaczął dosyć nerwowo gnieść przydługi rękaw koszuli.
Nie mógł przecież po prostu powiedzieć Imperatorowi "bo ty nie rozumiesz". Nic mu nie mógł, do jasnej Anielki, powiedzieć!
Westchnął cicho.
Uspokój się Lou. Uspokój. Świat się jeszcze nie wali. Przecież możesz powiedzieć, że bardzo źle się czujesz, że nie chcesz niczego jeść. A jeśli mimo to dalej będzie nalegał, to przecież, nawet jeśli cię zobaczy, to nie będzie koniec świata, prawda? Co najwyżej znajdzie kogoś na twoje miejsce. W domu przeżyjesz. A brat nie będzie mógł złego słowa powiedzieć...
Szlachcic z odrobiną skrępowania przyjął wyciągniętą w jego kierunku dłoń.
Milczał dopóki on i Imperator nie doszli wreszcie do kuchni: dużo mniej eleganckiej czy reprezentacyjnej niż inne pomieszczenia, ale przecież ciągle wręcz lśniącej przepychem i zaskakująco przestronnej.
Odezwał się dopiero kiedy Imperator poprosił, by usiał przy stole.
- Proszę mi wybaczyć moją impertynencję - zaczął bardzo niepewnie. - z chęcią będę towarzyszył Panu w posiłku, ale za Pańskim pozwoleniem, sam nie chciałbym niczego jeść. Nie czuję się najlepiej.
Łgał jak pies. Chociaż.. Właściwie to wcale się tak dobrze nie czuł. Był spięty, zestresowany, serce kołatało mu w piersi. Więc tak nie do końca kłamał...
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 9:42 pm

Anri

Przyrzekam, jak jeszcze raz usłyszę z jego ust słowo "impertynencki" to zacznę go tak nazywać westchnął w myślach Anri, ale powstrzymał cisnący mu się na usta uśmiech. Podobnie uczynił z komentarzem.
Kuchnia faktycznie była przestronna i nowocześnie urządzona, jednocześnie zachowała coś z domowej atmosfery. Imperatorska Kucharka (Anri sam wymyślił ten tytuł, ale zdecydowanie nie dzielił się nim z nikim oprócz zaufanej słóżby) była kobietą pod pięćdziesiątkę, nazywała się Beatrycze. I kiedy tylko zobaczyła Anriego i jego nowego wybranka, dopadła do nich w mgnieniu oka.
- No i znów się zagłodziłeś, co? - Zaczęła, już na wstępie pomijając wszelkie przywitania. - Mam dla ciebie trzy dania. Rosół zjecie?
Kiedy tylko Beatrycze usłyszała, że Louchette nie czuje się najlepiej zapewniła, że oczywiście, nie ma mowy, nie wypuści go z kuchni bez miętowej herbaty. A jeśli mu słabo, to rosół postawi go na nogi jak nic innego.
Anri potwierdził tylko jej słowa, siadając samemu do stołu.
- Rozluźnij się Louchette - zaczął, kiedy obaj czekali na posiłek. Francuz nie miał już jak się wywinąć. - To zaplecze całego Imperium.
- Głodny władca, to zły władca - dodała Beatrycze znad odgrzewanego właśnie rosołu. Anri zaśmiał się tylko i znów potwierdził. Co racja, to racja.
- W każdym razie, chcę powiedzieć, że nie musisz się tutaj sztywno trzymać zasad. Podejrzewam zresztą, że jak się najesz, wszystko przyjdzie ci łatwiej.
Anri zastanawiał się, jak zapytać o maskę. Po co chłopak ją nosi? Dlaczego ciągle próbuje wymigać się od ściągnięcia jej? Gdyby na coś chorował, Anri wiedziałby od razu. Lewis inwigilował wszystkich potencjalnych kandydatów przynajmniej przez pół roku.
Beatrycze postawiła przed nimi kubki z herbatą. Anri dostał miętę w swoim ulubionym, ciemnoniebieskim z wymalowanym ręcznie, krzywym samochodem strażackim i napisem "dla najlepszego taty". Paradoksalnie, za ten kubek poszedłby na wojnę.
Anri uśmiechnął się lekko. Louchette właśnie zauważył, że wpadł w pułapkę.
- Nie krępuj się, herbata jest wyśmienita - podkusił Anri, jednocześnie potwierdzając że owszem, chcę Louchette zobaczyć.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 10:07 pm

Louchette Gianluca

Kiedy dworska kucharka odezwała się do Imperatora, automatycznie zwrócił głowę w jej kierunku.
Nawet ktoś postawiony tak nisko jak jego brat nie pozwalał sobie na taką poufałość do służby...
Kim jednak był, żeby pozwalać sobie na komentarze?
Louchette po prostu zmilczał.
Zareagował dopiero kiedy niejaka Beatrycze odezwała się bezpośrednio do niego.
- Nie, proszę pani, ja naprawdę niczego nie potrzebu... - kobieta nie pozwoliła mu skończyć.
A tam, niczego ie potrzebuje. Oczywiście, że musi zjeść rosół. Albo chociaż wypić miętę.
Lou właściwie nawet nie próbował się kłócić. Miał przedziwne wrażenie, że prędzej wygra z Imperatorem niż z jego kucharką.
Kiedy kobieta postawila przed nim miętową herbatę, podziękował cicho, ale nawet nie myślał o tym, żeby jej spróbować. Mógł przecież wrócić później, kiedy Imperator już zaśnie.
Tylko, jak widać, jego otoczenie miało zupełnie inne plany.
Naprawdę, szlachcic próbował jeszcze kilka razy. Wymigiwał się, usprawiedliwiał. Ale w końcu, kiedy Imperator już zupełnie otwarcie i oficjalnie oświadczył, że chce, aby Louchette zjadł z nim posiłek - czym jawnie dał mu do zrozumienia, że ma ściągnać tę cholerną maskę - zwyczajnie nie miał wyjścia.
- Panie - powiedział w końcu, kiedy już kompletnie zabrakło mu jakichkolwiek wymówek. Bo kto uwierzy w to, że po mięcie czuje się jeszcze gorzej?! A nawet jeśli... Czuł, że Beatrycze zaraz znalazłaby coś innego. - Proszę mi wybaczyć, ale ja naprawdę wolałbym aby rzeczy pozostały w takim stanie, w jakim są obecnie. Zmienianie tego jest po prostu złym pomysłem, proszę uwierzyć mi na słowo - brawo, Louchette, geniuszu! Iście przekonujący argument!
Oczywiście, że kucharka zbyła go prychnięciem, a Imperator po prostu stwierdził, że nie musi tak dbać o maniery.
Franzuz niepewnie sięgnął do wiązania utrzymającego maskę w jednym miejscu.
Żegnaj sielanko.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 10:17 pm

Anri

Usłyszał "impertynencki" jeszcze dwa razy i naprawdę niewiele brakowało, a wymyśliłby dla swojego kochanka nowe imię, albo przynajmniej ksywkę. Anri miał dzisiaj całkiem dobry humor. Dawno nie zdarzało mu się wybierać towarzysza w większości na podstawie własnych upodobań. Zazwyczaj bardziej od swojego widzi-mi-się brał pod uwagę wszystkie elementy gospodarki.
- Wierzę ci na słowo, że nie chcesz zdjąć maski - zaczął, uśmiechając się lekko. - Ale widzisz, ciekawość jest najsilniejszą ludzką cechą, a ty rozbudziłeś moją.
Właściwie, mógł jeszcze dodać, że obojętnie od tego, co zobaczy, swojego zdania nie zmieni, ale Beatrycze zrobiła to za niego. W dodatku podając im duże miski pełne ciepłego rosołu. Już od samego zapachu żołądek Anriego zaczął skakać z radości.
Jedzenie, wreszcie jedzenie!
Postanowił jednak zaczekać, aż Louchette zdejmie maskę. A kiedy to się stało... Cóż, Anri z oczami większymi niż normalnie wpatrywał się w chłopaka przez dłuższy czas. Po prostu patrzył, zapominając nawet o tym, że jest głodny.
Louchette był piękny, czysty.
I tyle.
Żadne inne porównanie nie przychodziło mu do głowy. Nawet blizna, która mogła być efektem zamachu albo przypadkowego wypadku, dodawała mu jakiegoś takiego uroku. Anri dopiero po chwili zreflektował. Louchette, czerwony na policzkach, a jednocześnie blady i zdenerwowany, obawiał się nawet na niego spojrzeć. Anri uśmiechnął się sympatycznie.
- Nigdy więcej nie będziesz musiał zakładać tej maski Louchette. Nie wiem jaki idiota kazał ci ją nosić, ale z chęcią uświadomię mu jego błąd. Dobitnie.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Cze 11, 2012 10:35 pm

Louchette Gianluca

W momencie, w którym metalowa maska stuknęła o stół świat Francuza zaczął się pomalutku kruszyć.
No i koniec. I tyle z tego będzie. Koniec sielanki. Imperator ładnie podziękuje i wyśle go do domu. I jeśli na zastępstwo nie wybierze jego siostry, to brat mu chyba nigdy nie wybaczy.Louchette zagryzł wargę. Uniósł lekko głowę, ale nie odważył się spojrzeć w stronę władcy.
Dopiero kiedy usłyszał jego komentarz zupełnie zbity z tropu zwrócił twarz w jego kierunku. Imperator miał okazję do spojrzenia w oczy szlachcica - ni to piwne, ni to czekoladowe, ale na pewno spoglądające niesamowicie niepewnie.
Louchette zaczerwienił się jeszcze mocniej. Sam nie wiedział czy z nerwów czy z powodu komentarza, którego kompletnie się nie spodziewał.
Z trudem zatrzymał cisnące się na usta słowa, które miałyby wyprowadzić władcę z błędu: brat miał rację, kiedy kazał mu założyć tę maskę. Naprawdę nie było na co patrzeć.
Ale kim był, żeby dyskutować z samym Anrim? Nawet jeśli jego gust był co najmniej niekonwencjonalny. A może wcale nie gust? Może Imperator po prostu starał się być miły? Pewnie tak.
Bo Lou naprawdę nie widział w sobie niczego atrakcyjnego. Dostrzegał tylko tę brzydką bliznę i te nienaturalnie zaróżowione policzki, które odmawiały mu posłuszeństwa ilekroć się denerwował. Miał stanowczo mocno zaniżoną samoocenę.
- Dziękuję za wyrozumiałość - odparł w końcu, po chwili zastanowienia. - jeśli rzeczywiście takie jest Pańskie życzenie, to więcej tej rzeczy nie założę. Chociaż br... - uciął gwałtownie. Co Imperatora mogła interesować reakcja jego brata?
Francuz chwycił kubek z miętą. Poparzył się, ale stwierdził, że lepsze to, niż chlapnięcie jakiejś bzdury.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyCzw Lip 12, 2012 11:21 pm

Anri

Cóż, większości jego towarzyszy też nie od razu udało mu się przekonać do porzucenia sztywnych manier kiedy przebywają "na zapleczu". Z dala od urzędników, od formalności, od pracy.
Wyglądało na to, że Louchette też nie zamierza tak łatwo rezygnować z wyuczonej, dworskiej etykiety. Anri miał dużo czasu by nauczyć się sprawnie lawirować pomiędzy zasadami, a zwykłą ludzką uprzejmością i swobodą. Postanowił więc dać chłopakowi jeszcze kilka dni. Z pewnością niedługo się przestawi. Przyzwyczai.
- W takim razie, skoro tę sprawę wyjaśniliśmy, możemy się zabrać za jedzenie - oznajmił aż zbyt szczęśliwym głosem.
- Wreszcie! - Dopowiedziała Beatrycze, już podgrzewając tej dwójce drugie danie.
Anri chwycił za łyżkę i co tu dużo mówić, zaczął jeść jak każdy normalny średnio zamożny człowiek. Nie jak arystokrata, z idealną postawą i jedną ręką na blacie.
Imperator przez moment zastanawiał się, jaki sposób jedzenia wybierze Louchette.
- Na drugie danie są krokiety z serem i pieczarkami, polane ciemnym sosem i kuskus - poinformowała Beatrycze, stawiając odpowiednie miski, półmiski i talerze na stole. Zaraz potem zniknęła w wąskim korytarzyku, prawdopodobnie chcąc się zatroszczyć o deser dla Władcy i jego nowego towarzysza.
- Opowiedz mi coś o sobie Louchette - zaczął rozmowę Anri, zaraz kiedy zaspokoił pierwszy głód.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce EmptyPon Lip 16, 2012 7:01 pm

Louchette Gianluca

Poniekąd się zdziwił, kiedy Imperator zaczął jeść: robił to zupełnie zwyczajnie, po prostu, jak każdy człowiek wychowany, ale nie żyjący według sztywnych zasad savoir-vivre.
Cóż. Prawdopodobnie był po prostu zmęczony i głodny, poza tym, ciężkim byłoby przestrzeganie wszelkich kulturowych niuansów nawet we własnej kuchni.
Z tymże Imperator mógł. Louchette sądził, że jemu zwyczajnie nie wypada. Podziękował kucharce za posiłek i zaczął jeść tak, jak każdy arystokrata w towarzystwie jeść powinien - powoli, sztywno, używając wyuczonych dworskich gestów. Odpowiednio siedział, trzymał sztućce, ba, wyglądał tak, jakby nawet pochylał się pod odpowiednim kątem.
I ktoś tu mówił o relaksie, tak? Ech.
Młody chłopak zerknął na Anriego kiedy ten zadał mu pytanie. Zmieszał się odrobinę.
Nie miał pojęcia co powinien powiedzieć. Ile przedstawić prawdy, a ile dobrze wyglądających kłamstw. Ile tak naprawdę Imperator już wiedział i ile Lou by ryzykował, kłamiąc.
Ostatecznie szlachcic doszedł do wniosku, że woli powiedzieć coś idiotycznego, ale prawdziwego niż upokorzyć się kłamiąc: lepiej wyjść na raczej nudną osobę niż na perfidnego kłamcę.
W bardzo dużym skrócie opisał swoją rodzinę, ale - oczywiście poprawiony przez Imperatora - w końcu skupił się na sobie samym.
Uwielbiał czytać i kręcić się bez celu po małych, ładnych miejscowościach, regularnie ćwiczył - dla przyjemności, nie z obowiązku - szermierkę.
- Ach. I uwielbiam koty. Nawet jednego niedawno przygarnąłem: nie ma prawej przedniej łapki, ale zachowuje się zupełnie jak wierny pies...
Chłopak gwałtownie zamilkł. Boże, co Imperatora obchodziły takie rzeczy jak jego kot?!
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Sponsored content





Człowiek w masce Empty
PisanieTemat: Re: Człowiek w masce   Człowiek w masce Empty

Powrót do góry Go down
 
Człowiek w masce
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: RPG :: RPG. :: Anri I Biann x Louchette Gianluca-
Skocz do: