Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Mój słodki książę

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptySob Mar 17, 2012 12:16 am

Rayen (Mali) Chelo

Kiedy młoda kobieta wyszła ze swojego bogato zdobionego namiotu, wiatr rozwiał jej długie do pasa, lekko kręcone włosy. Miały nienaturalny kolor: teoretycznie lekko szary, czasem wpadający w niebieski, kiedy zaś padły na nie promienie słońca, zupełnie biały. Intensywnie, wręcz nachalnie niebieskie oczy ukryte pod cienką warstwą błękitnego tiulu powoli, ale uważnie lustrowały otoczenie.
Kobieta była wysoka i szczupła, ale jej proporcje nie były w żaden sposób zachwiane; było w tej sylwetce coś pociągającego, ciekawego. Drobne dłonie o długich palcach delikatnie przytrzymywały długą do ziemi suknię. Wielowarstwowa, dosyć szeroka jasnobłękitna kreacja z licznymi białymi wstawkami powinna być ciężka i nieporęczna, tymczasem sprawiała wrażenie lekkiej i zwiewnej. Spotęgowało się ono, kiedy dziewczyna ruszyła przed siebie. Miała miękki, lekki krok. Rozglądała się uważnie, rzucając ludziom krótkie, nieco spłoszone spojrzenia. Mimo zupełnego braku wiatru włosy i sukienka zdawały się żyć własnym życiem, poruszać się przy każdym jej kroku jak liście przy morskiej bryzie. Liczne delikatne bransoletki, koraliki, ozdoby do włosów i kolczyki pobrzękiwały cicho przy każdym jej ruchu.
Tak, było w tej dziewczynie coś niesamowitego. Lekka, elegancka, jednocześnie fizyczna i nieuchwytna, eteryczna, przyciągała liczne - głównie męskie - spojrzenia.
Ten wizerunek doskonale pasował do tego, czym się zajmowała. Tajemnicza wróżka, piękna tarocistka, osoba, która przepowie ci przyszłość.
Nagle wzrok kobiety zatrzymał się na około dwudziestoparoletnim mężczyźnie.
Chłopak był wysoki, dobrze zbudowany. Miał wyjątkowo przystojną twarz o zupełnie nienaturalnym kolorze. I jeszcze bardziej interesujące włosy.
Serce kobiety zabiło szybciej.
Lekko pokręciła głową i podeszła do mężczyzny. Była niższa zaledwie o kilka centymetrów. Ostrożnie chwyciła go za rękę. Jej jasna, niemalże mlecznobiała skóra silnie kontrastowała z zupełnie czarną cerą mężczyzny. Uścisk był łagodny, w żaden sposób nie nachalny.
- Chodź - miała miękki, uwodzicielski głos, na którego dnie pobrzmiewała jakaś tajemnica.
Tajemnica, którą każdy chce poznać.
Skierowała hipnotyzujące spojrzenie niebieskich oczu na jego twarz; najpierw na kształtne usta, później na prosty, ładny nos. Wreszcie spojrzała mu w oczy.
- Mogę powiedzieć ci, co czeka cię w przyszłości. Co było, co jest, i co dopiero nastąpi.

Dziunia (JAK TO BRZMI.)


Majowe popołudnia zawsze były ciepłe, jeśli akurat przebywało się w odpowiedniej części kontynentu. Dziuniek tak naprawdę nie wiedział skąd pochodzi, gdzie się urodził, ani kim była lub jest jeszcze jego rodzina. Wiedział tyle, że kiedy miał już swoje lata, pewnego dnia obudził się w rynsztoku i od tego momentu zaczynają się wszystkie inne wspomnienia, jakie posiadał.
Zazwyczaj jego przeszłość nigdy go nie martwiła. Czasem zastanawiał się, dlaczego ma taką, a nie inną cerę. Zupełnie czarna skóra sprawiała, że wielu ludzi patrzyło na niego z dystansem. Ale ostatecznie w Mieście było dużo takich dziwactw jak on. Albo nawet większych, jakby się tak zastanowić. Czasem Dziunia myślał nad tym, czym są jego włosy. Strasznie uciążliwe, nie dające się ścinać włosy, które zmieniały kolor razem z jego nastrojami. Obecnie pozostawały ciemnozielone, dokładnie takie, jak liście na pobliskich drzewach. Dziunia był spokojny, może trochę zaciekawiony tym, co działo się dookoła niego.
Specjalnie wyszedł z domu wcześniej, żeby jeszcze przed pracą zdążyć przejść się po wesołym miasteczku. Niby było tutaj co roku i co roku wystawiano niemalże to samo. Jednak Dziunia nigdy nie miał tak naprawdę okazji, żeby jakiejkolwiek z tych przyjemności zakosztować. Nie miał za wielu przyjaciół, z którymi mógłby wyskoczyć na miasto. Jego kontakty ograniczały się do tej części istot, która chętniej pozostawała w ukryciu za dnia, a jeśli już musiała, przebiegała ciemnymi uliczkami. Ostatecznie jednak, takie właśnie były skutki pracowania w najlepszej, najbardziej plugawej spelunie w Mieście.
Ale tęczowe fajki nadal wyglądały zajebiście.
Dziuniek nieco marszcząc nos poprawił swoją czapkę. Nie zamierzał wystawiać swoich włosów na czyjkolwiek widok. Wtedy czuł się zmieszany, a jasnoróżowy kolor w połączeniu z mocno żółtymi pasmami był wręcz okropny. Zaraz potem mężczyzna wsunął ponownie ręce w kieszenie lekkiej bluzy. Jasny, biały t-shirt z czarnym napisem "Jebać demokrację" sięgał prawie do połowy jego ud. Zawsze lubił nosić za duże bluzki.
Już miał iść w stronę wielkiego rolercostera kiedy ktoś - jakaś kobieta - chwyciła go za rękę.
Obrócił się w jej stronę, nieco zdziwiony.
- Hę? - Spojrzał na nią, lustrując wzrokiem. Ah, no tak. Wróżki. Ale tej nigdy tutaj nie było. Gdyby odwiedziła miasto w zeszłym roku, cały bar mówiłby tylko o tym, kto ją przeleciał, a kto nie. - Nie potrzebuję przepowiedni.
Odpowiedział, raczej bezmyślnie. Nie rozważył jej propozycji bo i nie wierzył w takie rzeczy jak przepowiednie. Chociaż z drugiej strony może dobrze byłoby dowiedzieć się czegokolwiek o swojej... Nie! Przyszedł się tu dzisiaj zabawić, a nie martwić na zapas.
- Po za tym, jestem raczej przywiązany do swojego portfela, panienko.


Rayen (Mali) Chelo

Jego serce niemalże wyskoczyło z klatki piersiowej tuż przed nogi stojącego obok mężczyzny. Nie było mowy o pomyłce. To musiał być on. To po prostu musiał być jego Panicz. Musiał.
Nikt inny nie miał takiej karnacji, tak głębokich oczu. Nikt nie mógł mieć takiego głosu.
Oczywiście, Rayen słyszał głos swojego pana wiele lat temu - dokładniej ponad 10 - ale nie miał najmniejszych wątpliwości.
To był ten mężczyzna, następca tronu. Zmienił się, to prawda. Wydoroślał.
Rayen zapamiętał go jako szczupłego piętnastolatka o łagodnym spojrzeniu i uprzejmym uśmiechu, sięgającego mu zaledwie do klatki piersiowej, ubranego w bogate, książęce szaty. Teraz stał przy nim dojrzały, dobrze zbudowany mężczyzna o mocnych, ale nie przesadnie, rysach twarzy, wyższy od niego o pół głowy, w zwyczajnych młodzieżowych ubraniach. Brakowało mu tej klasy, tej delikatności, tego spojrzenia... Zmienił się. Ale to na pewno był on. Musiał.
Rayen przez te lata walki o wolność nauczył się jednak doskonale grać, wyczekiwać dobrego momentu. Jego panicz zdawał się go w żaden sposób nie rozpoznać.
Ba. Wręcz nie pamiętać.
Bo żołnierz był pewien, że nie ważne jak dobrze by się przebrał, następca tronu rozpozna go zawsze i wszędzie. Zwłaszcza, że to on na początku kazał mu zakładać kiecki... Nie, nie ważne. Wspomnienia przyjdą później.
Teraz białowłosy musiał się upewnić. Dowiedzieć czegoś.
- Do tego portfela, z którego za chwilę zostaniesz okradziony? - mruknął Rayen, wciąż kobiecym, miękkim głosem.
Dwie minuty potem trzymał w dłoniach prosty, skórzany portfel, który właśnie zabrał z rąk kieszonkowca. Siłą powstrzymał się przed rzuceniem mu morderczego spojrzenia. Wręczył własność swojemu Paniczowi. Nie chciał od niego pieniędzy.
- Dwadzieścia sześć - rzucił mężczyźnie badawcze spojrzenie. Po chwili uzupełnił. - Masz dwadzieścia sześć lat, mój drogi. Nie musisz już zgadywać - powstrzymał cisnący się na usta uśmiech, kiedy kolorowowłosy spojrzał na niego z zaskoczeniem. Jak on mógłby nie wiedzieć takiej rzeczy?
- Ach. I nie ukrywaj włosów. Są niezwykłe, nie powinny być powodem do wstydu. A zieleń to piękny kolor. Błękitny również.
Od dziecka, kiedy Panicz był zaskoczony, jego włosy przyjmowały niemalże jaskrawo błękitny odcień.
Odwrócił się powoli, miękko. Ubranie znów poruszyło się, jakby żyło własnym życiem. Wiedział, że mężczyzna pójdzie za nim.

Dziunia

Przez moment coś pojawiło się w oczach i na twarzy wróżki, ale Dziunia nie potrafił tego sklasyfikować. Ostatecznie, dziewczyna wydała mu się dosyć znajoma, jakby już kiedyś ją spotkał. Z drugiej strony, diabli wiedzą ile osób spotyka człowiek jak jest barmanem. Chłopak nie przejął się zbytnio swoim wewnętrznym głosem, uciszył go i sięgnął do kieszeni po portfe...
- Kurwa! - Wykrzyknął, kiedy zlokalizował wzrokiem złodziejaszka. Zaraz potem dziewczyna, która jeszcze moment temu ciągnęła go do swojego namiotu, odebrała jego własność...
Dziunia zamrugał zaskoczony, a same końcówki jego włosów zabarwiły się na jasnoniebieski odcień. Taka zmiana trwała jednak krótko, bo w chwilę później, kobieta znów stała obok niego. I co najdziwniejsze, tak po prostu oddała mu jego portfel. Niemal od razu znalazła się na liście osób podejrzanych. Jeśli ktoś robił coś bezinteresownie, oznaczało to tylko tyle, że ma jakieś ukryte cele, które w ten sposób próbuje zrealizować. To była jedna z pierwszych zasad, których nauczył się na samym początku przebywania w Mieście.
- Dzięki - mruknął w stronę dziewczyny, czując się odrobinę do tego zobowiązany.
Kiedy jednak w odpowiedzi usłyszał swój wiek, jego włosy znów stały się niebieskie. Dwadzieścia sześć? Cóż, zawsze sądził że jest odrobinę starszy. Jego szef i zarazem dobry przyjaciel, zawsze powtarzał, że Dziunia niedługo uderzy w trzydziestkę.
W dodatku to, że wróżbiarka wiedziała o jego włosach.
Cholera, żył w tym mieście zbyt długo by wierzyć w czary i magiczne sztuczki. Czyli pozostawała opcja, że był w jakiś sposób śledzony. Albo panienka miała talent w kłamaniu. Dziunia tylko przez moment zastanawiał się, czy za nią pójść. Spojrzał na wielki zegar na wierzy ratusza i westchnął głośno. Za dwadzieścia minut powinien być już w barze żeby wszystko przygotować.
Żyło mu się dobrze bez wiedzy na swój temat. Nie miał ochoty ryzykować niepotrzebnie skóry. Już nie raz zwabiali go w różne miejsca, a potem lądował na oddziale intensywnej opieki medycznej. Prychnął, poprawił czapkę i ruszył w swoją stronę.

Rayen (Mali) Chelo

Kiedy usłyszał wypływający z ust Panicza wulgaryzm, aż przystanął.
Przesłyszał się, prawda? Przecież on nigdy nie przeklinał. Ba, wróżbita był święcie przekonany, że kiedy Panicz był pod jego opieką, to nawet nie zdawał sobie sprawy z istnienia tak rynsztokowego języka! Zagryzł wargę. Takie słowa nie przystały. Nie następcy tronu!
Ale to chyba nawet nie to było najważniejsze. Dziwniejsze było to, że Panicz Jayden nie poszedł za nim do namiotu. Rayen znał go jako ciekawskiego chłopca chodzącego wszędzie, gdzie mogło być coś interesującego, a szczególnie magicznego.
Tymczasem jego Pan był.. ostrożny. Obawiał się niebezpieczeństwa.
Rayen zacisnął dłonie w pięści. Jeśli ktoś skrzywdził jego Panicza... Uch.
Pokręcił głową. Wszystkich, którzy choćby krzywdo spojrzeli na Jaydena zabije później. Teraz musiał się przede wszystkim dowiedzieć gdzie mężczyzna mieszkał. Jak żył. Ile wiedział.
Pobiegł w kierunku namiotu. Zamknął go i zaczął nerwowo pakować wszystkie istotne drobiazgi.
Po chwili zrzucił także przebranie: sukienka opadła na ziemię, do tej pory ciasno ściągnięty gorset wreszcie pozwolił mu swobodnie oddychać, pończochy trafiły do kurfa, zaraz za nimi poleciały rękawiczki, liczbe bransoletki, kolczyki i inne świecidełka. Rayen w tempie ekspresowym założył żołnierskie oficerki, spodnie i prostą koszulę. Wszystko równie jasne jak jego blada, biała niemalże cera. Z ulgą ściągnął soczewki i zaplótł sięgające do pasa włosy w wygodny warkocz. Zmył makijaż i spojrzał w lustro; znów był nieco zmęczonym, chorobliwie bladym chudym mężczyzną o szarych oczach.
Zostawił namiot i poszedł śladem swojego Panicza: wiedział, że dom wróżki będzie bezpieczny. Rayen już dawno "dogadał" się z właścicielem wesołego miasteczka. Facet był starym zboczeńcem, ale czego się nie robiło dla przetrwania?

Kiedy zapadał już zmierzch, Rayen zdecydował się wejść do baru, w którym zniknął jego Panicz. Białowłosy miał ochotę pluć sobie w brodę. Zawędrował bo najgorszej z możliwych dzielnic miasta. Miejsca, w którym załatwiało się ciemne interesy, gwałciło po zaułkach i kobiety i mężczyzn. Pomyśleć, że to w takim miejscu wylądował przyszły władca... Mali był beznadziejnym opiekunem. Nie wiedział, jak zrekompensuje to księciu. Modlił się, żeby Jayden przynajmnije nie robił niczego upokarzającego.
Zarzucił na głowę kaptur i wszedł do baru. Zacisnął ukrytą w kieszeni dłoń. Wiedział. Przeczuwał że tak będzie.
Jego Panicz stał za barem. Usługiwał.
Magik miał ochotę jednocześnie się rozpłakać i zabić wszystkich, którzy dopuścili do takiego stanu rzeczy. Z sobą samym na czele.
Ostatecznie jednak po prostu zajął miejsce w kącie pomieszczenia. Ignorował ciekawskie, może wrogie spojrzenia stałych bywalców. Znał ten schemat: obcy, w dodatku dziwnie wyglądający, trzeba spuścić wpierdol. Wystarczyło nie prowokować.
Zwłaszcza, że Rayen wcale nie szukał okazji do bitki. Mógł bez problemu i wahania pozabijać większość obecnych tutaj osób - może i nie wyglądał, ale był pieprzoną głową powstania, zabijał świetnie - ale chciał po prostu wybadać sytuację.

Dziunia

Wszedł do baru od strony zaplecza dosłownie na dziesięć minut przed otwarciem. Ale ostatecznie, nikt mu nie marudził, nie spóźnił się przecież.
Całą drogę, jaką miał do pokonania od wesołego miasteczka zastanawiał się, kim mogła być ta dziewczyna. I co najważniejsze, skąd tyle o nim wiedziała. Dziuniek nigdy nie miał jakoś specjalnie przesrane z prawem, ale mogli go śledzić. Rozprowadzał własne narkotyki. Produkcja domowa, zawsze sprawdzone i świeże składniki. W dodatku niezapomniany efekt tęczy w głowie... Dziunia był dumny ze swoich kolorowych wynalazków, zwłaszcza, że chemii uczył się raczej od podstaw. Co nie zmieniało faktu, że weszła mu do głowy zaskakująco szybko.
Przywitał się szybko z szefem i ruszył w kierunku szatni. Najlepiej strzeżone miejsce w całym Mieście. Żaden żyjący człowiek, czy nawet potwór, albo android! nie chciałby zadzierać z Miuriel. Babka miała w bicepsie więcej niż Dziuniek w pasie, a jak już się z kimś lała, to nie ma przebacz. Swego czasu on i szef zgarnęli ją z nielegalnych walk w Podziemiu. Teraz co prawda też chodziła tam zarabiać, ale miała przynajmniej stałą pracę w barze.
Chłopak założył swój różowy (prezent, cholera!) fartuch, poprawił ogromną czapkę i zapalił jednego z tęczowych papierosów. Uwielbiał je.
Potem z zawadiackim uśmiechem ruszył w stronę baru, wyciszając jednocześnie telefon.

Dwie godziny później, kiedy tylko na dworze zrobiło się ciemno, speluna zaczęła powoli się wypełniać. Dziunia zdążył wypindrzyć całą ladę, aż się świeciła. I oczywiście, poukładać butelki Finlandii tak by dawały coś na kształt palety kolorów. Nowa dostawa przyjechała dzisiaj rano i cóż, klienci po prostu musieli przyjść. Co jak co, ale bar w którym Dziuniek pracował był słynny nie tylko z załatwiania czarnych interesów.
Siedział za barem, opierając się łokciami o ladę i wypinając tyłek. Jego szef, nieco przygruby facet, niższy od niego o jakieś piętnaście centymetrów, podchodzący pod pięćdziesiątkę może i na oko wyglądał na obłudnego zboczeńca, ale był nim tylko po trochu. Oczywiście, jako biseksualista uwielbiał klepać Dziunie po tyłku, ale to był raczej przyjacielski gest, niż rzeczywista sugestia spędzenia razem nocy. W końcu to właśnie ten człowiek zabrał go z ulicy.
- Nie obijaj się Dziunia, klienci sami się nie obsłużą! - Krzyknął w jego stronę, a potem podszedł do niego i zrobił to, czego chłopak w pełni się spodziewał. Zasadził mu mocnego klapsa w tyłek.
- Taaakk, taaak - zaśmiał się w odpowiedzi, prostując i puszczając oczko do faceta, z którym aktualnie flirtował. - Zaraz wrócę, kochaniutki.
Zupełnie nie zauważył, kiedy do baru wszedł ktoś nowy. Dopiero kiedy obsłużył ludzi przy ladzie, zwrócił uwagę na nowego klienta siedzącego w jednym z najdalej schowanych stolików. Jako, że nie posiadali kelnerek - ostatnia zrezygnowała tydzień temu - Dziuniek chwycił za notes i ruszył w jego stronę. Kręcąc biodrami, na których opinały się aż za bardzo dopasowane spodnie.
- O...! - Mruknął, przekrzywiając głowę. - Jesteś znajomym tej ślicznotki z wesołego miasteczka? Wyglądacie jak rodzina - zaczął, przyglądając się mężczyźnie. Cóż, nie można powiedzieć, żeby był okazem zdrowia z takim wyglądem.
- Co podać?


Rayen (Mali) Chelo

Starając się jak najmniej rzucać się w oczy, zajął miejsce w kącie pomieszczenia. Udawał, że patrzy się w przestrzeń, ale w rzeczywistości wręcz nachalnie przyglądał się swojemu Paniczowi.
Kiedy ten obleśny, stary zboczeniec klepnął go w pośladek, w Rayenie się zagotowało. Zacisnął dłoń na kolanie, wręcz boleśnie wbijając w nie palce.
Jak ktoś śmie, jego Panicza... Białowłosemu wręcz zabrakło słów. Ale nie, nie mógł zrobić tutaj rozróby. Nie teraz.
Mógł zabić starego gnoja później. Bez świadków.
Jego cierpliwość skutecznie skracały kolejne poczynania obrzydliwego starucha. Nazwał Jaydena Dziunią. Jak jakąś cholerną dziwkę!
Jeśli już miał taką cholerną potrzebę obrażania kogoś, mógł to robić w stosunku do każdej wybranej osoby. Jeśli miał taki kaprys, mógł zmieszać Rayena z błotem. Nie takie rzeczy buntownik już przechodził.
Ale nie miał najmniejszego choćby prawa do najmniejszego nawet urażenia jego Panicza. Nie miał kurwa możliwości krzywego spojrzenia na pupilka Księcia, a co dopiero na bezpośrednie ubliżanie jemu samemu!
Rayen walczył z samym sobą. Niemalże siłą zmuszał się do pozostania na krześle. Musiał wyglądać strasznie; nie dość, że chorobliwie blady, chudy, to jeszcze z nieokreślonym rozgoryczeniem wymalowanym na twarzy.
Wręcz rwał się do brutalnego zamordowania gnoja. Ale wciąż tłumaczył sobie, że może to zrobić kiedy obok nie będzie świadków.
O tak.
Zafunduje zboczeńcowi powolną, bolesną śmierć.
Oklapł jak stary kundel, kiedy jego Panicz... nie zareagował. A właściwie to zareagował. Ale zupełnie nieodpowiednio. Nie tylko się nie zdenerwował i przyjął to jak coś normalnego, ale zdawał się być wręcz rozbawiony.
Złość Rayena momentalnie wyparowała. A właściwie to jej większość. Ta mniejsza pozostała część skierowała się na niego samego.
Wróżbita mógł pluć sobie w brodę. To wszystko była jego i tylko jego wina. Nie powinien był dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń.
Kiedy jego Panicz ni stąd ni zowąd znalazł się tuż przy nim, nieprzytomnie uniósł głowę.
Nie wierzył własnym uszom. Przyszły król właśnie pytał, czy coś mu podać... Mali udzielił sobie mentalnego pozwolenia na strzelenie sobie w łeb.
Tak, na pewno. Kiedy tylko uświadomi Księcia i zapewni mu bezpieczną drogę do władzy, popełni samobójstwo.
Ale teraz musiał grać. I nie ważne jak cholernie go to bolało, musiał udawać, że to wszystko jest przecież normalne.
- Nie, nie znam nikogo z wesołego miasteczka - skłamał gładko. Bez kilku magicznych sztuczek jego głos znów brzmiał zupełnie męsko, głęboko. Ale dalej wręcz emanował zmęczeniem. - Może po prostu pochodzimy z tego samego miejsca. I, cóż, może być gin z tonikiem.
Nic specjalnego. Ale też i Rayen wcale nie miał ochoty pić.
Ba, kiedy jego Panicz podał mu napój, sprawiał wręcz wrażenie, że zaraz rozpłacze się ze złości. Znalazł się, cholera, prawdziwy żołnierz, oaza spokoju...
Z trudem się opanował i zapytał swojego Panicza, jak to tutaj jest z tymi ewentualnymi pokojami, bo widział przy drzwiach, że jest możliwość wynajmu.


Dziunia

Spojrzał na faceta trochę podejrzliwie.
Nie wyglądał na kogoś, kto przyszedł zatopić w alkoholu swoje smutki, ale też nie wyglądał na kogoś, kto pije bo jest zadowolony. Ewidentnie coś go męczyło w środku. W dodatku to jego spojrzenie. Ciągle utkwione tylko w nim...
Dziunia odetchnął. Okej, jak będą chcieli go złapać, to złapią. Sam się im w ręce pchać nie będzie.
- Gin z tonikiem, raz! - Odparł, uśmiechając się tak jak kelner uśmiechać się powinien, a potem wrócił za ladę. Zrobienie drinka nie zajęło mu wiele czasu.
Wrócił z tacą w jednej ręce i zaraz potem postawił szklankę przed mężczyzną.
- Niedługo zacznie się ruch, więc jeśli będziesz chciał jeszcze coś to ja stoję za ladą - odparł, tym razem z zaciekawieniem, ale i z uwagą przypatrując się białowłosemu. Już miał wrócić do baru, kiedy przypomniał sobie o czymś ważnym.
- A! Racja. Od autorsko polecam tęczowy zestaw. Fajeczki, ciasteczka i coś specjalnego na dokładkę - wymruczał, uśmiechając się zawadiacko i rzucając na stolik jedną, na pozór normalnie wyglądającą fajkę. Tylko bibułka była czarna. Dziuniek mrugnął do faceta i poszedł obsłużyć innych klientów.
Na nieszczęście, jego cudownego mężczyzny z marzeń na dzień dzisiejszy już przy ladzie nie było.

Ludzie zaczęli się schodzić. W tym, oczywiście, przyjaciele Dziuńki. Co mógł na to, że zadawał się z największymi szmuglerami, oszustami i zwyrodnialcami jakich Miasto widziało? Wpadł też jego najlepszy kumpel od dawien dawna, dorabiający sobie ostatnio jako płatny morderca. Aww, zawsze lubił mówić o swoich rozterkach miłosnych! Z Liene był niezły pantoflarz. Ciemne, krótko ścięte włosy, jedno oko zasłonięte piracką przepaską, tylko dlatego, że akurat tak mu się podobało i spojrzenie godne największego wariata. Ale za to głowa równie mocna jak jego własna.
Dziuniek nie miał okazji za długo pogadać. Rozluźniło się dopiero około pierwszej w nocy. Klienci zalegali niemal całkowicie spici przy stolikach, a Liene wypalił już drugą paczkę tęczowych fajek, oboje zwrócili uwagę na mężczyznę przy ostatnim stoliku.
- O rany - jęknął Dziuniek, robiąc minę i opierając policzek na dłoni. - Myślałem że do tego czasu zniknie.
- Cały czas na ciebie patrzy - mruknął Liene, a potem wzruszył ramionami i zaczął śmiać się z samego siebie. - Wybacz Dziuńka, nie pomogę ci z nim. Jestem tak najebany, że nawet w moją starą nie trafię!
Dziunia parsknął śmiechem i zdzielił przyjaciela ręcznikiem w łeb.
- Zamknij się geniuszu i chlej do końca. - Podstawił mu przed nos już niemal pustą butelkę bourbona. - Sam będę musiał się nim zająć. Mam nadzieję, że chodzi mu o seks. Przez niego straciłem swoją dzisiejszą okazję!
Dokładnie w momencie, w którym wypowiadał te słowa, zobaczył, jak białowłosy wstaje od stolika. Wreszcie chce coś zamówić? Wypadałoby, po tylu godzinach!


Rayen (Mali) Chelo

Właściwie to sam nie zauważył kiedy minęło tyle czasu. Miał wrażenie, że siedzi tutaj zaledwie kilkanaście minut.
Że jest tak późno zorientował się dopiero kiedy dotarło do niego, że większość klientów albo wyszła, albo jest zalana w trupa.
On sam nie należał do żadnej kategorii. Był trzeźwy jak dziecko i nie zamierzał nigdzie iść.
Ba, nie mógł nigdzie iść. Dokładnie w momencie, w którym znalazł swojego Panicza, jego obowiązki uległy wznowieniu.
A najważniejszym z nich było chronienie Panicza. I spełnianie jego życzeń.
Ale Rayen podświadomie czuł, że to już nie jest ten sam człowiek, którego znał dziesięć lat temu. Że jego życzenia mogą być zupełnie inne. I zapewne zaskakujące.
Białowłosy przeczuwał, że będzie go czekać wyjątkowo trudne zadanie. Przywrócenie starego Panicza będzie na pewno wymagało ogromnej ilości czasu i nerwów... Nie, wróżbicie nawet przez myśl nie przeszło, że może jego Panicz jest szczęśliwy tutaj.
Kiedy przy barze pojawił się podejrzanie wyglądający mężczyzna, Rayen rzucił mu niechętne spojrzenie. Chwilę później wbił wzrok w pustą już szklankę.
Musiał się opanować. W ogóle nie zachowywał się jak na powstańca przystało.
Tak dać się ponosić nerwom! Stanowczo musiał odreagować.
Nawet nie zauważył kiedy poprosił - Bóg mu świadkiem jak cholernie trudno mu to przyszło - swojego Panicza o jeszcze dwa drinki.
Dalej był zupełnie trzeźwy, ale jakoś tak... Czuł się lepiej. Jakby miał przed Paniczem gotowe usprawiedliwienie.
Kiedy również towarzysz jego Panicza zupełnie się upił, zdecydował się wreszcie podejść. Musiał znaleźć sobie jakieś miejsce.
A czytał, że nad tą speluną można wynająć pokój.
Już, już miał wstawać, kiedy usłyszał, że jego Panicz będzie musiał wracać do domu. Z wypowiedzi wynikało, że mieszkał gdzieś daleko.
Więc, nie, nie było sensu wynajmować niczego tutaj. Trzeba było znaleźć sobie miejsce gdzieś w okolicach Panicza.
Ledwie wstał, zadzwonił jego telefon. Zerknął na wyświetlacz, warknął coś niezadowolony, ale ostatecznie odebrał. Mówił w jakimś obcym języku. Na początku był całkiem spokojny; oparł się o blat stołu i po prostu coś tłumaczył. Chwycił swoją szklankę i jako jedyny z klientów sam odniósł ją na blat baru, wciąż rozmawiając. Chyba coś się stało, bo podniósł głos, a jego ton stał się bardziej ostry. Wyciągnął portfel z kieszeni i podał go swojemu Paniczowi - przez myśl mu nie przeszło, że ten może go w jakikolwiek sposób oszukać.
Z kimkolwiek rozmawiał, ten ktoś ewidentnie go drażnił. Z nerwów zaczął bawić się końcówką przerzuconego przez ramię warkocza. Z sięgającego do pasa splotu - naprawdę, miał włosy, których mogłaby zazdrościć mu kobieta - uwolniło się kilka kosmyków.
W pewnym momencie na białe jak papier policzki wróżbity wpłynęło coś na kształt bladego rumieńca. Warknął coś i stanowczo zakończył rozmowę.
Rayen doszedł do wniosku, że chyba jednak chce się podchmielić. I nie, nie ważne, że chciał ze swoim Paniczem porozmawiać. Najpierw musi się napić.
- Czy mógłbym prosić byle co, byle mocne? - był zaskakująco, wręcz nienaturalnie uprzejmy.
Kto normalny pamięta o etykiecie w stosunku do barmana, zwłaszcza, kiedy ewidentnie właśnie się z kimś pokłócił?

Dziunia

Przyglądał się facetowi bacznie, zastanawiając się po pierwsze, z jakiego kraju pochodzi, po drugie, czemu przychodzi w takie miejsce i jest aż tak nieostrożny? Rozmawiać tak głośno i to zdecydowanie o sprawach prywatnych? Nawet jeśli nie był to język, który Dziunia rozumiał, to na pewno w pobliżu są ludzie, może i pijani, którzy zrozumieli każde słowo, jakie mężczyzna wypowiedział do telefonu.
A potem Dziunia dostał portfel.
Uśmiechnął się wesoło do mężczyzny i wyjął całą papierową zawartość, po czym zgrabnie wsunął ją do kieszeni swoich spodni. Drugą zasadą jakiej nauczył się w Mieście, było "kradnij komu wlezie i ile wlezie, byleby się nie zorientowali." Oddał mężczyźnie portfel, przechylając się za ladą i kiedy ten jeszcze rozmawiał przez telefon, wsunął mu go w tylną kieszeń.
- Mocne, hm? - Zamruczał, a potem oblizał usta. Ewidentnie chciał uwieźć mężczyznę. Za godzinę miał piętnaście minut przerwy. Idealnie żeby zaciągnąć go na zaplecze, albo do toalet. Oczywiście, na szybki numerek. Potem będzie mógł z czystym sumieniem wrócić do domu i spać do czternastej.
Odwrócił się do mężczyzny plecami, by przygotować swój specjalny drink.
Zajęło mu to dokładnie trzy minuty, by wymieszać tyle alkoholu ile zdołał i dodać kilka specjałów od siebie. Dosypał także nieznajomemu kilka gramów jego tęczowego narkotyku. Powinien pobudzić go do działania... A Dziunia już mu pokaże, co ma robić dalej.
- Specjał wieczoru tylko dla ciebie, kochanie - wymruczał, uśmiechając się kącikami ust. Przed białowłosym pojawił się drink tryskający kolorowymi iskierkami, z równie kolorową zawartością. Oczywiście fluorescencyjną.
- Najmocniejsze cudo w moim arsenale - dodał, opierając łokcie na blacie i wypinając kusząco tyłek. Przyglądał się nieznajomemu.
- Ładnie ci w rumieńcach, wiesz? Lepiej spij się szybko.

Rayen (Mali) Chelo

Musiał sprawiać wrażenie naprawdę naiwnego. Nawet nie sprawdził ile pieniędzy tak naprawdę wziął jego Panicz. Nie przemknęło mu przez myśl, że mógłby go okraść. Co prawda, nawet gdyby to zrobił, to nie zyskałby zbyt wiele - Rayen już dawno nauczył się chowania pieniędzy w kilku miejscach - ale zawsze coś...
Przez chwilę patrzył z niechęcią na telefon, ale wreszcie wyłączył go i wsunął do kieszeni.
Tego, że ktokolwiek go zrozumie, nie bał się w ogóle. Dla postronnego słuchacza kłócił się właśnie o to jak to bardzo ciężko jest mu ugłaskać swoją kapryśną dziewczynę. Dla osoby rozumiejącej funkcję jaką pełnił rozmowa nabierała zupełnie innego sensu. Niby przypadkowo podane numery telefonów, wydatki, hasła... Wszystko to tak naprawdę było niemalże instrukcją postępowania, szeregiem arcyważnych informacji: współrzędnych, numerów kont, kwot... Tylko, oczywiście, jego przyjaciele i te ich metody unikania namierzenia, nalegania, żeby przestał się odzywać, próby ignorowania go "dla bezpieczeństwa". Nie jego bezpieczeństwo było ważne, tylko te strzępki informacji, które mógł zdobyć.
Tak. Tylko trzeba było znać Rayena, żeby to zrozumieć.
Więc wróżbita nie martwił się ani odrobinę.
- Dziękuję - mruknął i uśmiechnął się wdzięcznie.
Gdzieś na jego twarzy odbiła się niepewność. No bo, jak to tak, jego Panicz mówił do niego "kochanie"? Nie wypada.
Rayen, Mali, Wróżbita, Sługa, Mężczyzna, czy nawet jakieś pogardliwe wyrażenie... Ale żeby kochanie? Wszystko brzmiałoby lepiej.
Rayen nie czuł się wystarczająco godny. Ot co.
Jeszcze bardziej zbił go z tropu komplement. Ba. Albinos wydał się wręcz speszyć. Spuścił wzrok i zaczął z uwagą wpatrywać się w fakturę drewnianego blatu. Nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć.Ostatecznie po prostu podziękował.
Zgodnie z zaleceniem, zamierzał upić się szybko. Kolorowy drink okazał się wyjątkowo dobry. I mocny. A Wróżbicie nawet nie przyszło do głowy, że mógł być czymś doprawiony.
Wypił go właściwie jednym haustem. Był całkiem dobry. Kilka takich i może nawet zaczęłoby szumieć mu w głowie...
Okazało się, że szarooki chyba przecenił swoje możliwości. Po dwóch kolejnych drinkach świat zaczął prezentować się w zadziwiająco różowych barwach.
Panicz klnie? Trudno. Poradzimy sobie. Obrażają Panicza? I tak się ich zabije. A powstanie? A jakoś przecież będzie. Nie zrobił się jednak w żaden sposób rozmowny. Miał zadziwiającą samokontrolę. Ale nawet przez myśl nie przeszło, że ten dziwny rodzaj gorąca, który rozlał się po jego ciele, może być spowodowany narkotykami.
Dlatego kiedy po godzinie jego Panicz nagle zaczął ciągnąć go w kierunku łazienki, w ogóle nie wiedział o co może mu chodzić.

Dziunia

Był pod ogromnym wrażeniem.
Niewiele osób pozostawało niemalże w pełni trzeźwym po wypiciu jego drinka. I to w dodatku takiego z dodatkiem narkotyków! Niemniej jednak, ten biały facet wydawał się jedynie lekko podchmielony.
I zdecydowanie dziwnie się zachowywał. Cały czas obserwował Dziunię, aż do momentu, w którym zaserwował mu trzeciego drinka. I oczywiście nie poskąpił mu prochów. Co prawda dodał trochę mniejszą ich ilość, ale zawsze. W końcu mieli tylko piętnaście minut na zwalczenie jego drobnego problemu.
Dziunia ani na moment nie przestał się wdzięczyć. Nawet kiedy szef zauważył jego grę i pokręcił głową z dezaprobatą. Do tego to już się chyba przyzwyczaił.
- Aww, wytrzymały jesteś. I nawet nie powiedziałeś mi, jak masz na imię - zamruczał chłopak, delikatnie głaszcząc białe włosy mężczyzny. Róż na policzkach wskazywał, że ofiara jest już w odpowiednim stanie. Godzina też już była dobra na małą przerwę.
Dziunia wsunął do kieszeni spodni prezerwatywę, w pełni niezauważalnie dla drugiego mężczyzny. A potem pociągnął go lekko za rękę i obiecał pokazać coś ważnego i nie cierpiącego zwłoki. W męskiej toalecie.
Co jak co, ale ta dla personelu zawsze utrzymywana była w nienagannej czystości. Dziunia otworzył drzwi, wepchnął białowłosego do środka i zamknął od wewnątrz na klucz. Nie ucieknie mu już.
- Chodź do mnie - zażądał, nadając swojemu głosowi ponętny, kuszący ton. Włosy zabarwiły się na ciemno-czerwony, niemal bordowy kolor. Dziunia usiadł na blacie, tuż przy umywalce i przyciągnął mężczyznę tak, by ich krocza stykały się ze sobą. Czyżby dopiero teraz białowłosy zorientował się, co się dzieje?
- Zerżnij mnie.
Dziunia przyciągnął go do mocnego, nieco pijackiego pocałunku. Zdecydowanie nikt mu nie odmówi, nie jeśli jest w takim stanie.


Rayen (Mali) Chelo

W przypadku Rayena instynkt przetrwania i sposób postrzegania świata okazywały się nawet silniejsze niż alkohol.
Zapewne gdyby teraz ktoś spróbował go okraść, pobić, wyciągnąć poufne informacje - mimo szumiącego w głowie alkoholu zachowałby się zupełnie odpowiedzialnie. Potrafiłby się obronić, odgryźć i zataić wszystko co ważne.
Gdyby ktoś podniósł rękę na Panicza, zapewne wytrzeźwiałby w sekundę. I zabiłby wszystko i wszystkich, co mogłoby Panicza choćby zadrasnąć.
Więc nawet jeśli sprawiał wrażenie wciętego, to w razie potrzeby natychmiast stawał na nogi.
Tak, przeczyło to prawom natury. Ale i Rayen nie był zwykłym człowiekiem. Nie zapierdalał w tej cholernej kiecce dlatego, że dzięki niej zarabiał. Ona pozwalała mu nabierać większej autentyczności.
Zarabiał, bo naprawdę widział przyszłość.
A poza tą, bardzo przydatną umiejętnością, znał jeszcze kilka innych magicznych sztuczek.
Chociaż jego Panicz próbował zagaić jakąś rozmowę, Rayen czuł się zbyt niegodny, żeby ją w jakikolwiek ciągnąć. Nie sądził, że może pozwolić sobie na przyjacielską pogawędkę z Jaydenem. Kiedyś młody książę niemalże wymusił na nim bardziej przyjacielskie stosunki, zmęczony jego ciągłą oficjalnością, ale po tylu latach Wróżbita zapomniał. Wrócił do starych nawyków.
Mimo wszystko, na część pytań odpowiadał. Jak na przykład o to dotyczące imienia.
- Ma... - zaciął się. Nie, nie mógł przecież przedstawić prawdziwego. To byłoby stanowczo zbyt niebezpieczne. Ufał Paniczowi. Ale nie ufał całej reszcie ludzi. - Mam na imię Rayen - wybrnął.
Cóż. Przybrał to imię na potrzeby tego konkretnego Miasta. Kiedy się przeniosą, zmieni je.
Kiedy Panicz oświadczył, że musi mu przekazać coś bardzo ważnego, nie cierpiącego zwłoki, zrobił się bardziej czujny. Dał się zaciągnąć do łazienki.
To, że Jayden zamknął drzwi na klucz nie zdziwiło go ani odrobinę. Widocznie Panicz uważał, że to potrzebne.
- A więc? O co cho... - jego zdanie zostało przerwane w połowie, kiedy został pociągnięty w kierunku blatów.
Kiedy tylko Panicz zmusił go, żeby oparł ręce na jego ramionach,Rayen zamarł.
Momentalnie pojaśniało mu w głowie.
Jego Panicz właśnie proponował mu seks. W dodatku jak tania prostytutka. Jego Panicz! Cały świat mógł się walić, ale Jayden nie mógł robić z siebie dziwki!
Rayen mógł, jeśli właśnie tego zażądałby Panicz. Ale nie z samym Księciem... Przecież to... Nie można, nie przystoi... No i Panicz... Żona... Nie, nie, nie!
To było na wszelkie możliwe sposoby nieodpowiednie!
Zgrabnie wyplątał się z objęć, przerwał pocałunek i odsunął się o kilka kroków.
- Co Pani... - szybko zreflektował. - Co ty wyrabiasz?
Jego Panicz wydawał się być jeszcze bardziej zaskoczony niż on sam.

Dziunia

- Jaka pani! Facetem jestem do kurwy nędzy - odpowiedział dość gwałtownie.
Na początku, kiedy był znacznie młodszy, przez jego włosy ciągle mylili go z kobietą. Ale na diabły, był w tedy chudy, chodził w dziwnych ciuchach i niemal ciągle był jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Ale żeby go teraz babą nazywać!? Zrozumiałby już nawet ciotę albo pedała... Ale babę!?
Już po kilku chwilach jego rozjuszenie minęło. Nie zamierzał tracić cennego czasu na pogaduszki. Miał dzisiaj ochotę na seks, to ten seks dostanie, choćby miał uciec się do ostateczności i skurwić się do reszty. Generalnie wyznawał zasadę, by nie obciągać jako pierwszy, ani osobom nieuprzywilejowanym, ale kichać to.
- Słuchaj no, Rayen - zaczął, zeskakując z blatu.
Mężczyzna, nie wiedzieć czemu, przecież to wcale nie był aż taki groźny ton, odsunął się tuż pod ścianę. Dał się podejść Dziuni.
- Mam niecałe dwanaście minut, a ty palący problem w spodniach. I zdaje mi się, że oboje wiemy jakie jest odpowiednie rozwiązanie. Więc z łaski swojej przestań pieprzyć głupoty, a zacznij pieprzyć mnie.
Korzystając z tego, że Rayen nie miał dokąd uciec, Dziunia przylgnął do niego i na nowo pocałował. Jednocześnie, jedną rękę wpakował w jego spodnie, niemal od razu odnajdując i ściskając pobudzonego członka. Zamruczał zadowolony. Teraz już mu się nie wywinie! Nie ma bata, żeby zrezygnował z seksu, nawet jeśli miałby trwać tak krótko i bez gry wstępnej.


Rayen (Mali) Chelo

Kiedy tylko Panicz podniósł głos, Rayen odruchowo cofnął się pod ścianę. Miał ochotę przeprosić za to, że żyje.
Właściwie gdyby był zwierzęciem, pewnie właśnie położyłby po sobie uszy.
Jak mógł wywołać na twarzy Jaydena takie niezadowolenie? Kim on był, żeby denerwować władcę?
- Nie chciałem powiedzieć pani, to tylko przejęzyczenie, proszę mi wybac... - znów nie było mu dane dokończyć.
Jego Panicz przyparł go do ściany i zmierzył zdenerwowanym, ale jednocześnie niecierpliwym spojrzeniem. Wróżbita czuł się dziwnie: zapamiętał księcia jako niższego, drobniejszego, delikatniejszego... Ten sam chłopak był teraz o pół głowy wyższy i zbudowany jak szanujący się mężczyzna.
Jeszcze większą konsternację wywołał we wróżbicie wewnętrzny dylemat.
Panicz żądał. Wydawał polecenia. Rayen nie tylko musiał, ale czuł wręcz wewnętrzną potrzebę je wypełniać. Ale treść rozkazów była kompletnie absurdalna. Zupełnie nielogiczna. Niewłaściwa wręcz.
- Kiedy, proszę zrozumieć, ja nie mogę... - kurwa mać, co dzisiaj było nie tak!? Cokolwiek próbował powiedzieć, coś mu przeszkadzało. Znów padło na silny, zaborczy wręcz pocałunek.
Rayen był kompletnie rozbity. Z jednej strony musiał słuchać Panicza, z drugiej polecenie było bez sensu, z trzeciej czuł się niekomfortowo atakowany w ten sposób, z czwartej wolałby przejąć kontrolę, ale się tego bał, z piątej rzeczywiście, miał problem w spodniach, z szóstej nie mógł problem rozwiązać z Paniczem, z siódmej chciał się wyrwać, ale silna ręka Jaydena mu to uniemożliwiała, z ósmej, jego dolny mózg krzyczał, że wyrywanie się jest złe i z dziewiątej i z dziesiątej i z setnej i jeszcze milion innych stron.
Skończyło się tym, że Rayen zacisnął oczy i stał jak wryty. Wreszcie spróbował łagodnie odsunąć Panicza.
Kiedy się nie udało, wplótł palce w jego włosy i ni stąd ni zowąd przejął kontrolę nad pocałunkiem. A czego jak czego, ale umiejętności całowania nie można mu było odmówić. Jak to mówiły kobiety? Jego pocałunki zwalały z nóg. Wolną dłonią sięgnął do krocza Jaydena i lekko zacisnął palce. Bóg mu świadkiem, czuł się gorzej niż szmata do podłogi. Żeby on... Swojego Panicza... Miał ochotę wyć ze złości. Ale nie miał innego wyjścia. Panicz dostał to, czego chciał: stanowczego, silnego mężczyznę bez skrupułów. W dodatku ten typ, od którego kobietom miękną kolana. Bynajmniej na chwilę. Bo kiedy Panicz wreszcie się mu poddał... Rayen zgrabnie wywinął się z jego uścisku.
Niemalże nerwowo doskoczył do drzwi. Zamknięte. No, cholera jasna!
- To naprawdę nie jest dobry pomysł, proszę mi wierzyć...
Rzucił Paniczowi niepewne, przepraszające spojrzenie.
Kurwa mać, tak nie spoglądał pieprzony uwodziciel, który właśnie dał kosza jednemu z najbardziej przystojnych mężczyzn w okolicy. Tak spoglądał ktoś, kto naprawdę czuł się winny.


Dziunia


Ten koleś naprawdę wydawał się straszliwie dziwny. Nie dość że zwracał się do niego jak do nie wiadomo kogo - już pomijając tę pomyłkę z per "pani" - jakby był jakimś zasranym milionerem, przed którym należy się płaszczyć i pod żadnym pozorem nie wolno urazić. W każdym innym przypadku Dziunia z pewnością by to wszystko wykorzystał, wybadał o co tak naprawdę chodzi... Ale coś mówiło mu tym razem, że prawda i tak walnie go przez łeb i będzie się musiał długo po tym zbierać. Wolał ufać swoim instynktom, zwłaszcza, że jeszcze nigdy go nie zawiodły.
Nigdy nie dowiedział się, dlaczego uprawianie seksu we wcale nie takiej brudnej toalecie dla personelu nie jest dobrym pomysłem.
Ale za to w zamian otrzymał naprawdę pobudzający pocałunek, od którego został siłą oderwany. Nie było mowy, żeby Rayen nigdy nie uprawiał seksu z facetami. Zbyt dobrze całował mężczyzn, żeby móc zwątpić! Dziunia zamruczał zadowolony i odpowiedział na pieszczotę, a kiedy czyjeś ręce wplątały się w jego włosy nie mógł nie zamruczeć. Nie pozwalał każdemu na takie bezczeszczenie swojej fryzury, ale tym razem było, cholera, warto. Nawet jeśli przez to jego czapka wylądowała na ziemi, a on sam został potem dość nieprzyjemnie odsunięty.
Z ogromnym jak na siebie wyrzutem w oczach spojrzał na białowłosego. Który już stał przy drzwiach i próbował uciec.
- Oczywiście, że możesz - zamruczał Dziunia. - Chyba, że wolisz być pasywem? Uwierz mi na słowo, mój tyłek będzie dla ciebie idealny.
Uśmiechnął się kokieteryjnie i chwiejąc nieco biodrami ruszył w kierunku Rayena. Cholera, zostało jedenaście minut. To będzie naprawdę szybki, szybki numerek. Ale czego się nie robi dla rozładowania napięcia?
- Czego się tak boisz? Nikt się nie dowie, nikt się nawet nie zorientuje - zachęcał dalej, i nie wiadomo jak, znów przyciskał mężczyznę do drzwi. I znów jego ręka zawędrowała na krocze białowłosego.

Rayen (Mali) Chelo

Nawet mu przez myśl nie przeszło, że może sprawiać wrażenie co najmniej dziwnego. Zwracanie się do Panicza z należnym mu szacunkiem było dla niego tak naturalne jak mruganie dla każdego innego człowieka. Równie naturalnym wydawało mu się wypełnianie poleceń Panicza. To było zwyczajnie proste: Panicz każe, więc Rayen robi. Buntowanie się było dla niego trochę podobne do prób wstrzymania oddechu na kilka minut. Bolesne i ostatecznie niewykonalne. Ale to co Panicz wyrabiał było kompletnie nieodpowiednie! I absurdalne!
Matko kochana, Boże Drogi, co on miał zrobić?! No co?! Był między młotem a kowadłem!
Naprawdę, gdyby był dzieckiem, pewnie usiadłby w kącie. I zacząłby płakać z bezsilności.
No bo co on miał zrobić? No co do cholery, jeszcze raz się pyta?!
Zagryzł dolną wargę. Myśl, myśl, myśl... To było cholernie trudne, wyjście z takiej sytuacji. Rayena nikt nigdy nie uczył myśleć samodzielnie. Nikt nigdy nie uczył go jak odmówić Paniczowi. Białowłosy właściwie nie wiedział jak to zrobić. Zastanawiał się, czy w ogóle potrafi.
Ale nie mógł przecież wykorzystać niewiedzy Jaydena dla własnych, fizycznych uciech. Tak, przecież nie mógł. Przecież to by było jawne wykorzystanie Panicza.
Musiał działać na jego korzyść!
Ostrożnie, z przestrachem niemalże chwycił jego nadgarstek i odsunął go delikatnie. Bardziej przypominał wystraszone kocię aniżeli zdecydowanego wojaka z wyboru... Ale, cóż, liczą się starania, prawda?
- Kiedy, proszę zrozumieć, nie chodzi o żadne bycie pasywem - matko kochana, dlaczego on mówił przy Paniczu o tak nieodpowiednich rzeczach jak jego życie seksualne? - tylko o to, że ja.. Ja po prostu...
I co? I co dalej? I miał skłamać? Miał kłamać swojemu Paniczowi w żywe oczy? Przecież on kompletnie nie potrafił oszukiwać, jeśli w grę wchodził ten mężczyzna. Rayen powiedziałby mu dokładnie wszystko, gdyby ten tylko zażądał. Nawet nie wiedział, że w ogóle da się okłamać Panicza.
- Mnie po prostu nie interesują mężczyźni, przepraszam - miał wrażenie, że coś utknęło mu w gardle. Z trudem wytrzymał spojrzenie Jaydena.
Oszukiwanie Panicza było najbardziej obrzydliwą rzeczą jaką w życiu zrobił. Zabójstwa nagle traciły na ważności.
- Mogę... Mogę wyjść?
Nie, nie zauważył,że to dziwne. Prowokuje go chętny przystojniak, a on, zamiast zmieszać go z błotem za pedalstwo grzecznie pyta, czy może opuścić pomieszczenie. Chore.


Dziunia


Okej.
Dziunia odsunął się po usłyszeniu tych magicznych słów "nie interesują mnie mężczyźni" odsunął się na jeden krok do tyłu. Jego mózg próbował zanalizować ten mały paradoks, który wkradł się o jego upojnej wizji kolejnych dziesięciu minut w łazience. I, coby uściślić i wyjaśnić, ów paradoks namieszał mu w tym planie bardzo, bardzo mocno.
Włosy Dziuni zabarwiły się na ciemny, dziwnie nieokreślony kolor, ponieważ każde pasmo, wydawało się oznajmiać coś innego. Dziunia jednocześnie był napalony, czerwone końcówki mówiły o tym za niego, z drugiej strony zdziwiony - jasnoniebieskie, zaintrygowany - jasny pomarańcz tuż przy uszach, wyczuwał dodatkowo coś, czego nie mógł określić, ale jego włosy właśnie przez to uczucie tak się zmieniały. Dziunia doskonale wiedział, że to kłamstwo. Czuł wzwód Rayen`a, widział jego głodny wzrok, kiedy dostał ten upragniony pocałunek.
Zdecydowanie białowłosy był gejem. Albo przynajmniej w jakimś stopniu kręcili go faceci.
Jaki więc był sens w odmawianiu mu? Dziunia oferował mu przecież własną dupę, za nic i nawet jeśli był pasywem, to grzech nie skorzystać! W ostateczności, mógł przecież sam wypiąć się do rżnięcia, Dziunia de facto, nie pogardziłby taką propozycją. Jednocześnie Rayen mógł być zupełnie spokojny o przykrywkę. Barman potrafił trzymać język za zębami, jeśli ktoś wyraźnie sobie tego życzył. Już nie raz miał nóż na gardle, nauczył się jak cenne są pewne informacje. A także tego, że niektórymi najlepiej w ogóle się nie dzielić, absolutnie z nikim.
- Kłamiesz - odburknął, i nagle w jego oczach odbiło się aż zbyt wyraźnie oburzenie i... I cholera, uraza. Wielka, ogromna uraza. Jak można było odrzucić jego? Czego mu do cholery brakowało? Zdrowe, męskie ciało, doświadczenie. W dodatku on sam wyszedł z inicjatywą. Kiedy dotarło do Dziuni, że po prostu został spławiony, nawet nie wyzwany od pedałów, to mógłby zrozumieć, ale nie, kiedy dostał tak jawnego kosza od drugiego geja!
Dziunia prychnął, jego włosy zdradzały tę ranę na jego ego.
A potem po prostu podał Rayen`owi kluczyki już nic nie mówiąc. Czuł się jak ostatnia szmata.
Nie dość, że nie dostał swojego seksu, to jeszcze uświadomiono mu, że tak naprawdę nie jest wart tych cholernych piętnastu minut w kiblu. Cudownie, piękne życie.
Spojrzał na zegarek, zostało mu siedem minut. Dziunia westchnął, prychnął, a potem, kiedy był już pewny, że Rayen (po co pamięta jego imię?) wyszedł z korytarza, wyciągnął z kieszeni jointa i zapalił. Nie minęła chwila, a zaczął się śmiać sam z siebie.
- Moje biedne pogruchotane ego - mruknął pod nosem, wszedł do pierwszej kabiny, zsunął z siebie spodnie do kolan.
Ręczna robota musiała mu dzisiaj wystarczyć.


Dziunia


Okej.
Dziunia odsunął się po usłyszeniu tych magicznych słów "nie interesują mnie mężczyźni" odsunął się na jeden krok do tyłu. Jego mózg próbował zanalizować ten mały paradoks, który wkradł się o jego upojnej wizji kolejnych dziesięciu minut w łazience. I, coby uściślić i wyjaśnić, ów paradoks namieszał mu w tym planie bardzo, bardzo mocno.
Włosy Dziuni zabarwiły się na ciemny, dziwnie nieokreślony kolor, ponieważ każde pasmo, wydawało się oznajmiać coś innego. Dziunia jednocześnie był napalony, czerwone końcówki mówiły o tym za niego, z drugiej strony zdziwiony - jasnoniebieskie, zaintrygowany - jasny pomarańcz tuż przy uszach, wyczuwał dodatkowo coś, czego nie mógł określić, ale jego włosy właśnie przez to uczucie tak się zmieniały. Dziunia doskonale wiedział, że to kłamstwo. Czuł wzwód Rayen`a, widział jego głodny wzrok, kiedy dostał ten upragniony pocałunek.
Zdecydowanie białowłosy był gejem. Albo przynajmniej w jakimś stopniu kręcili go faceci.
Jaki więc był sens w odmawianiu mu? Dziunia oferował mu przecież własną dupę, za nic i nawet jeśli był pasywem, to grzech nie skorzystać! W ostateczności, mógł przecież sam wypiąć się do rżnięcia, Dziunia de facto, nie pogardziłby taką propozycją. Jednocześnie Rayen mógł być zupełnie spokojny o przykrywkę. Barman potrafił trzymać język za zębami, jeśli ktoś wyraźnie sobie tego życzył. Już nie raz miał nóż na gardle, nauczył się jak cenne są pewne informacje. A także tego, że niektórymi najlepiej w ogóle się nie dzielić, absolutnie z nikim.
- Kłamiesz - odburknął, i nagle w jego oczach odbiło się aż zbyt wyraźnie oburzenie i... I cholera, uraza. Wielka, ogromna uraza. Jak można było odrzucić jego? Czego mu do cholery brakowało? Zdrowe, męskie ciało, doświadczenie. W dodatku on sam wyszedł z inicjatywą. Kiedy dotarło do Dziuni, że po prostu został spławiony, nawet nie wyzwany od pedałów, to mógłby zrozumieć, ale nie, kiedy dostał tak jawnego kosza od drugiego geja!
Dziunia prychnął, jego włosy zdradzały tę ranę na jego ego.
A potem po prostu podał Rayen`owi kluczyki już nic nie mówiąc. Czuł się jak ostatnia szmata.
Nie dość, że nie dostał swojego seksu, to jeszcze uświadomiono mu, że tak naprawdę nie jest wart tych cholernych piętnastu minut w kiblu. Cudownie, piękne życie.
Spojrzał na zegarek, zostało mu siedem minut. Dziunia westchnął, prychnął, a potem, kiedy był już pewny, że Rayen (po co pamięta jego imię?) wyszedł z korytarza, wyciągnął z kieszeni jointa i zapalił. Nie minęła chwila, a zaczął się śmiać sam z siebie.
- Moje biedne pogruchotane ego - mruknął pod nosem, wszedł do pierwszej kabiny, zsunął z siebie spodnie do kolan.
Ręczna robota musiała mu dzisiaj wystarczyć.

Rayen (Mali) Chelo

- Proszę mi wybaczyć, przepraszam za moją impertynencję - powiedział jeszcze, zupełnie automatycznie lekko skłonił głowę.
Dopiero później odwrócił się i wyszedł.
Jeśli ktoś tutaj miał czuć się jak ostatnia szmata, to Rayen nieskromnie stwierdziłby, że jednak czuje się gorzej niż Panicz.
Odkąd pamiętał, wypełniał wszystkie polecenia swojego księcia. Był na każde jego skinienie, na każde, najmniejsze nawet zawołanie.
Pozwalał mu dosłownie na wszystko, nie śmiał bez uprzedniego pozwolenia dać choćby rady: po prostu zawsze był obok, gotów przyjąć na siebie konsekwencje pochopnych działań młodego Panicza czy wyratować go z kłopotów.
Kurwa mać, prawie za niego zginął. Przeszedł przez koszmar bycia przetrzymywanym przez nową władzę i ryzykował skórę nawet nie będąc pewnym czy jego pan jeszcze żyje. I nie żałował ani sekundy swojego życia, ani jednej z tych decyzji, bo przecież w końcu Go znalazł.
I co zrobił?
I potraktował gorzej niż mógł to sobie kiedykolwiek wyobrazić, zdenerwował, uraził, może i zranił.
Ale, na Boga, nie mógł... Jego brudne dłonie nic nie wartego ulicznego wróżbity, pożal się Boże dawnego opiekuna zwyczajnie nie miały prawa dotknąć księcia. Wszystkich, ale nie księcia. Nie zasłużył sobie na to. Rayen nie miał najmniejszego prawa do splamienia go swoją osobą.
Kiedy wybiegł za drzwi, mocno zagryzł dolną wargę.
Właściwie to miał ochotę walić głową w ścianę, płakać i przeklinać cały świat jednocześnie.
Ograniczył się do zaciśnięcia pięści i jak najszybszego opuszczenia lokalu.
Zaskoczonym spojrzeniem mężczyzny siedzącego przy barze - chyba jakiś znajomy Księcia, siedział tu wcześniej (Boże, jak to brzmiało.. Znajomy Księcia. Ktoś tak nisko postawiony. Znajomym! ) - i wyszedł z budynku.
Dopiero teraz dotarło do niego, że właściwie to nie wie co ze sobą zrobić.
Na pewno musiał zostać w tym mieście. I na pewno musiał dowiedzieć się gdzie mieszka książę.
Ostatecznie ukrył się w którymś z zaułków i poczekał aż jego Panicz skończy pracę (Jezu, dlaczego pracę? Dlaczego w takim miejscu? To była, kurwa mać, jego wina!). Cóż. Musiał coś wiedzieć, tak? A śledzić umiał świetnie..
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyPią Maj 04, 2012 11:38 pm

Dziunia

To nie był jego szczęśliwy wieczór. Nienawidził zadowalać się samemu, kiedy koło nosa przemknęła mu okazja całkiem dobrego, darmowego seksu z całkiem przyzwoitym, dobrym facetem. W dodatku jego ego, kiedy wychodził z toalety dla personelu, nadal nie mogło się pozbierać po porażce.
Może to jego włosy?
Nie.
Gość powiedział, że są "niezwykłe". Trochę w tym prawdy było, nie ukrywajmy. Po prostu Dziunia za bardzo za nimi nie przepadał. Oczywiście, kochał je i był do nich cholernie mocno przywiązany, ale czasami miał po prostu dość. Tak samo jak dość bycia całym przemalowanym na czarno. Jako jedyny.
- Dość - powiedział do siebie pod nosem, naciągając czapkę na głowę. - Nie ma mowy, żebym spieprzył sobie wieczór przez coś podobnego.
I wrócił za ladę, obsługiwać gości. Przerwy już co prawda nie dostanie i na "mniej więcej nie schlanego" faceta nie ma już nadziei ale a nuż się uda? A nuż przyjdzie tu jakiś napalony seks w obcisłej koszulce i zechce posiąść Dziunie na blacie w barze? Nie, Dziunia zdecydowanie nie miałby nic przeciwko.
Dupa go swędziała, potrzebował porządnego aktywa! A tu cholera, nici.
Około czwartej nad ranem zaczął zwijać biznes, a jeszcze przed piątą wyrwał się do domu. Był odrobinę wypruty, jak zawsze pod koniec swojej zmiany. Zdążył też wypić na koniec jednego ze swoich drinków i teraz przyjemny szum rozchodził się w jego głowie, a ciepło po ciele. Uwielbiał tę robotę, mimo wszystko.
Oczywiście, nie zauważył że ktokolwiek mógłby go śledzić. Założył słuchawki na uszy i w rytm Walking on sunshine ruszył w stronę swojego mieszkania. Niewielkiego, składającego się z małego aneksu kuchennego, salonu w którym również spał i łazienki. Ale jak na jednego faceta, w dodatku samotnego i nie zarabiającego dużo to było aż nadto.
Pracował w barze, który mieścił się w najgorszej części miasta.
Mieszkał w kamienicy, która znajdowała się w tej części miasta, w której mężczyźni szukali prostytutek obu płci.
Wchodząc do środka nadal nie zdawał sobie sprawy z obserwatora. Wskakiwał po stopniach, kiwając się w rytm muzyki i podśpiewując. Jego włosy zdradzały wszystko, co w tej chwili czuł, ale nie przejmował się tym.
Kiedy już znalazł się w swoim przytulnym mieszkaniu, po prostu ściągnął kurtkę i koszulkę, rzucił torbę, zdjął buty i padł na materac. Nadal z mp3 w uszach, uśmiechnął się zadowolony i nakrył kołdrą.
- Dobranoc - mruknął sam do siebie. Muzykę wyłączył dopiero kiedy minął ostatni refren.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyNie Maj 27, 2012 10:27 pm

Rayen "Mali" Chelo

Nawet w najgorszych koszmarach nie dopuszczał do siebie myśli, że jego najdroższy książę, mężczyzna, który wnosił do jego życia cały sens jakie ono posiadało, będzie zmuszony pracować w tak obskurnym miejscu.
W życiu nie przeszło mu też przez myśl, że jego Panicz kiedykolwiek zaproponuje - ba, wręcz odważy się niemalże go molestować w miejscu prawie że publicznym! - seks. I nigdy też nie sądził, że to urażone spojrzenie tak typowe dla ludzi o zbyt lekkich obyczajach dotknie go aż tak bardzo. Że - słuszna, do cholery, Panicz ewidentnie nie pamiętał, i nikt, zupełnie nikt nie miał prawa wykorzystać tego do własnych korzyści! - odmowa będzie dla niego aż tak trudna. I wywoła w żołądku ten nieprzyjemny ucisk, od którego Rayenowi robiło się niedobrze.
Jak zawsze kiedy w jakikolwiek sposób przyczynił się do złego samopoczucia Księcia, miał ogromne wyrzuty sumienia. Ale żeby nie wykonać jego polecenia? Odrzucić je w tak okropny sposób?
Na Boga, on słuchał Księcia nawet kiedy ten miał zaledwie kilka lat i kazał mu robić tak upokarzające rzeczy jak chodzenie po dworze w jakichś idiotycznych kocich łapkach. I uszkach. Bo własnie ubóstwiał jakąś postać z bajki animowanej.
Ale, żeby jeszcze dorzucić do tego wszystkiego tą okropną dzielnicę?! Na pierwszy rzut oka było widać, że zamieszkują ją wszystkie, najgorszego gatunku menele. Z wyjątkiem Panicza, oczywiście.
Rayen ze złości uderzył w ścianę. Z jego ust wyrwała się co najmniej nieprzyzwoita wiązanka, w której zawarł matki i ojców wszystkich, którzy doprowadzili do takiego obrotu sytuacji a także kilk epitetów wartościujących ich samych.
Siebie oczywiście też nie oszczędził.
Po dłuższej chwili wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić. wyklinanie wszystkiego i wszystkich pod oknami Panicza nie miało sensu. Musiał zorganizować sobie w okolicy jakiś nocleg - najchętniej przesiedziałby całą noc pod drzwiami do mieszkania Panicza, ale zapewne zostałby uznany za jakiegoś chorego prześladowcę...
Okazja nasunęła się sama. A właściwie przyszła. Nieco chwiejnym krokiem.
Kobieta może nie była najpiękniejsza, ale jej generalny wygląd nie odrzucał Rayena, a strój sugerował, że pójdzie z nim do łóżka, jeśli tylko wyciągnie odpowiednią kwotę.
Ale.. Cóż. Buntownik miał to do siebie, że nie musiał wyciągać pieniędzy.
Brunetka z chęcią zabrała go do domu. I jeszcze chętniej zapewniła nocleg.
O dziwo - choć bardzo szczęśliwym zbiegiem okoliczności - mieszkała naprzeciwko Panicza.
Rayen zmełł w ustach przekleństwo. Mieszkanie było maleńkie. Klitka wręcz, w niczym nie przypominająca pokojów niegdyś zamieszkiwanych przez księcia. Rayen stanowczo musiał to wszystko odkręcić - i zamieszał zacząć od samego rana, kiedy tylko będzie mógł znów spotkać Panicza.

Nie spodziewał się tylko, że spotkanie nastąpi w drzwiach domu jego obecnego kochanka, kiedy ten -tak, poryte szczęście Rayena naprowadziło go na wyjątkowo przekonujuącego transwestytę. Jak wielkie było zaskoczenie buntownika, kiedy odnalazł w niewielkich miseczkach stanika materiał i solidne poduszeczki... - poprosił, aby otworzył drzwi temu natrętowi tak upierdliwie naciskającemu dzwonek.
Rayen, nieco rozczochrany i ubrany tylko w niedbale naciągnięte spodnie, spojrzał na Panicza, zupełnie zbity z tropu.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyNie Maj 27, 2012 10:50 pm

Dziunia


Słuchawki zaplątały się dookoła jego szyi i ręki, kiedy smacznie spał na kanapie. Zresztą, jak zawsze. Zazwyczaj też zasypiał w ubraniach i to po części dlatego, że nie miał w domu ogrzewania. Zimą potrafiło być naprawdę chłodno, ale wtedy Dziunia albo zostawał w barze, w piwnicach, albo siedział pod całkiem sporymi i grubymi kocami. Czasami też brakowało mu pieniędzy na kupno gazu do kuchenki, ale to były wyjątkowo skrajne wypadki.
Niemniej jednak, zdarzały się.
Dziunia przeważnie budził się popołudniu, brał prysznic i przebierał się w świeże rzeczy. W środy i piątki chodził do pralni po drugiej stronie miasta, a potem całe jego 24 metry kwadratowe zajęte były przez suszące się ubrania.

Około szóstej nad ranem obudziły go wyjątkowo głośne jęki od strony sąsiada z naprzeciwka. No jasna cholera i kurwa mać. Już dawno ustalili z Hiro, że skoro oboje wracają zmachani z nocnych zmian, to po piątej nikt się nie pieprzy. Dziunia otworzył zaspane, przekrwione oczy i spojrzał z mordem na sufit.
Miał takie dziwne wrażenie, że kiedyś jego spojrzenie naprawdę byłoby w stanie kogoś zabić. Albo sprowokować do zabicia. Szkoda tylko, że nie umiał tego robić teraz. A przydałoby się.
- Zamorduje - wysyczał, po czym zaczął wyplątywać się z własnych słuchawek. Wziął poduszkę pod rękę i cały rozczochrany wyszedł na klatkę schodową.
Z wyższego piętra jechało rzygami. Albo kocimi sikami. Albo jednym i drugim.
Ciekawe czy ta stara pruchwa z trzeciego zdechła w swoim mieszkaniu, że po kotach nie sprząta?
- Hiiiirooooo - zawył, naciskając po raz kolejny na dzwonek.
Kiedy drzwi się otworzyły, Dziunia nie patrzył, kto za nimi stoi. Po prostu przypieprzył temu komuś z poduszki w nos.
- Ile razy można powtarzać, nie pieprz się po piąt... - jego głos podniósł się o dwie oktawy i bardziej przypominał pisk urażonej księżniczki, kiedy Dziunia zauważył, kto przed nim stoi.
Hiroki, schlany i podniecony, leżał na swoim materacu z szeroko rozłożonymi nogami.
Dziunia, którego włosy przybrały wściekły-marchewkowy odcień, spojrzał na krocze białowłosego faceta. Rayena, tak?
Rayen, którego-imienia-wcale-nie-powinien-zapamiętać, który tak bezczelnie rzucił go w barowej toalecie teraz PIEPRZY SIĘ Z TRANSEM. W dodatku z HIRO.
Nie, tego było za dużo.
Znał Hiro, tolerowali siebie, jak sąsiedzi. Ale Hiro był szmatą. Wywłoką, która puszczała się ze wszystkim co miało działkę albo alkohol. Albo pieniądze. Albo w ogóle chętnego kutasa.
Dziunia po raz pierwszy dziękował za swoje czarne zabarwienie, ponieważ rumieńce gniewu albo raczej furii pojawiły się na jego twarzy.
- Ty - powiedział, bardzo gardłowo, a potem popchnął Rayena do środka. - Jeśli chcesz go posuwać, to kurwa lepiej tę szmatę zaknebluj, bo jak jeszcze raz będę musiał tutaj przyjść to obu wam powyrywam fiuty.
Po czym obrócił się na pięcie i wrócił do swojego mieszkania.
Rozzłoszczony i diablo zazdrosny.
No i nawet ulubione piosenki z MP3 nie pomogły mu zasnąć, aż do 8.


Obudził się około szesnastej, ze świadomością, że cholera, naprawdę jest głodny. W jego żołądku zaburczało, a kiedy poczuł cudowną woń gulaszu warzywnego - kojarzył mu się z dzieciństwem, którego notabene nie pamiętał - otwotrzył szeroko oczy.
Ktoś był w jego domu.
I ktoś gotował coś wyjątkowo dobrego.
- TY!? - Wykrzyknął, kiedy zauważył białe włosy. Dopiero potem zreflektował. To wcale nie ten cały Rayen, tylko ta podobna do niego wróżbiarka z festynu. Co ona na diabły robiła w jego mieszkaniu?
- Co ty tu robisz? I jak tu weszłaś? - Wybełkotał, przecierając oczy i przeciągając się.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyNie Maj 27, 2012 11:17 pm

Rayen "Mali" Chelo


Właściwie to dokładnie w momencie, w którym zobaczył przed sobą twarz Panicza wiedział, że wchodząc do mieszkania tej taniej prostytutki popełnił ogromny błąd.
Cholera jasna, przecież powiedział Paniczowi, że jest stricte heteroseksualistą. Że nie pociągają go mężczyźni.
I tuż przy jego ścianie zaczął pieprzyć faceta.
Co za idiotyczny pomysł właściwie wpadł mu do głowy?!
Buntownik miał ochotę dosłownie upaść na kolana i przepraszać Panicza za to, że żyje. Że ośmiela się w ogóle patrzeć na Księcia, a co dopiero robić tak głupie rzeczy.
Ale co miał robić? W jego obecności kompletnie głupiał. Przestawał podejmować racjonalne decyzje.
Żył po to, żeby Paniczowi służyć. Kiedy nie było go w pobliżu, decydował sam za siebie tylko z jednego powodu - żeby Panicza znaleźć. Uchronić od wszelkich niebezpieczeństw. A i tak ani razu nie złamał żadnego z głupich, dziecinnych zakazów Panicza, które wydał, a później zapomiał odwołać.
Ale teraz, skoro już go znalazł grunt pod jego stopami zaczynał się powoli kruszyć. Przestawał myśleć, że ma prawo do własnej woli. Ba, jego własna wola zmieniła się w jedno, proste życzenie - znowu być na każde, najmniejsze nawet skinienie Księcia, na każdą jego głupią zakładkę.
A tak to wszystko źle rozplanował. Głupiał. Jak jakiś zakochany trzpiot.
Ale kiedy Panicz popchnął go na ścianę i opieprzył z góry do dołu, Rayen nawet nie próbował się bronić. Po prostu stał w miejscu, spuścił wzrok i poczekał, aż Jayden się wykrzyczy.
Nie, oczywiście, że nie zostal u Hiro.
Poszedł do Wesołego Miasteczka, przespał się dwie godziny i z wyjątkową nawet jak na siebie dokładnością znów przebrał za kobietę. Kiedy skończył makijaż, zerknął w lustro.
Tak. Nie było na tym świecie prawie żadnego faceta, który rozpoznałby w nim płeć właściwą. I prawie żadnego, który by go nie chciał.

Po południu, cicho, ostrożnie, wszedł do mieszkania swojego Panicza. Drzwi miały conajumniej beznadziejne zamki - otworzył je w kilkanaście sekund, wsuwką.
Okazało się, że lodówka Panicza świeci pustkami. Z niczego nie dało się zrobić konkretniejszego obiadu. Jak Panicz mógł tak żyć... Rayen powstrzymał się przed wypowiedzeniem kolejnej wiązanki i najzwyczajniej w świecie przeszedł się po zakupy.
Godzinę później kończył już robić jedno z ulubionych dań Księcia. Cierpliwie czekał, aż ten się obudzi.
Coś w jego sercu boleśnie zakłuło, kiedy Książę przywitał go spokojnie, bez większych emocji. Taka nieostrożność, taki brak nerwów!
Dopiero później albinos ugryzł się w język. Był w tej chwili szczupłą, delikatną kobietą w mieszkaniu wyższego o głowę świetnie zbudowanego mężczyzny. O co Panicz mógł się martwić?

- Robię ci obiad - odparł Rayen łagodnym, kobiecym głosem. Czego to nie mogła zdziałać technika i kilka magicznych sztuczek... - A drzwi były otwarte.
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - dopowiedziała po chwili, kiedy postawiła , na umytym stole, bo kuchnię Rayen też posprzątał, świeżo ugotowany gulasz. - Fascynujesz mnie.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyNie Maj 27, 2012 11:27 pm

Dziunia


Przez moment odganiał jeszcze półsen, zanim zapach pysznego obiadu nie wyszedł na pierwszy plan w jego głowie.
Taaak.
Zdecydowanie nie było powodu, żeby złościć się na tą wróżbitkę. Nawet jeśli ukradła z domu cokolwiek, to i tak nie było to pewnie więcej warte niż dobry obiad. Czyli nie ma się czym przejmować.
(Chyba że to ukochana koszulka Dziuni z koncertu Bowiego, wtedy zadźgałby kobietę pierwszym lepszym ostrym narzędziem. Bez litości.)
- Z jakiej okazji? - Zapytał tylko, chociaż tak po prawdzie, nie zależało mu za bardzo na drążeniu sprawy. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Prawda?
Dziunia wstał i rozciągnął w iście kocich ruchach mięśnie. Poprawił koszulkę, która odsłaniała na moment dobrze zbudowany brzuch.
A potem Dziunia oklapł na chyboczącym się zydelku, poczochrał włosy i ponownie ziewnął, jakby co najmniej miał połknąć pół królestwa. Zero manier.
Nie pokusił się nawet o jakąkolwiek postawę podczas jedzenia. Po prostu wziął miskę w jedną rękę, w drugą widelec i niemal pochłonął to, co mu podano.
Jak prawowity samiec z żołądkiem bez dna.
Dopiero kiedy kobieta powiedziała o swojej fascynacji, w głowie Dziuni zapaliły się ostrzegawcze, różowe jarzeniówki.
- Hola - mruknął znad jedzenia. - Mnie interesują jedynie faceci. W sumie trochę głupio niszczyć ci nadzieję po takim dobrym obiedzie, ale zawsze możemy coś na to zaradzić.
W sumie, Dziunia nie miałby nic przeciwko gdyby przyszło mu płacić za jedzenie własną dupą.
Zwłaszcza, że dziewczyna wcale nie brzydka, a odpowiedni "sprzęt" w tej okolicy można było podwędzić bardzo łatwo. Co prawda Dziunia nigdy podobnych cudów nie próbował, ale co mu szkodzi?
Za taki dobry gulasz? Czemu nie?
Spojrzał pytająco na wróżbitkę, która chyba nie do końca wiedziała o co chodzi. Mamo, jaka ona niewinna. Jak nieobsrana łąka.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptySob Lip 14, 2012 11:23 pm

Rayen "Mali" Chelo

Skrzywił się w duchu kiedy Książę pokazał taki brak manier. Tak siedzieć? Tak trzymać sztućce? Nie zastanawiać się nad tym w jaki sposób jeść? To było co najmniej nieodpowiednie. I zupełnie nie przystało prawowitemu królowi.
Rayen zanotował w głowie, że będzie musiał przypomnieć Paniczowi cały savoir vivre.
Jeśli będzie trzeba to spędzi z kolorowowłosym całe dnie nad tym, żeby na nowo nauczyć go odpowiednio chodzić, mówić, trzymać sztućce. Status społeczny w końcu wymagał poświęceń.
Coś nieprzyjemnie zakuło go w okolicach żołądka kiedy Książę oświadczył, że interesują go tylko mężczyźni.
Takie spaczenie Panicza było jego i tylko winą. Jak mógł do tego dopuścić? No jak?! Żeby jego niewinny, ukochany Panicz był w stanie składać tak amoralne propozycje?! Mówić w ten sposób?!
To wszystko stanowczo było tylko i wyłącznie jego winą. Naprawdę, kiedy tylko sprowadzi Jaydena z powrotem na dwór, strzeli sobie w łeb. Stanowczo.
- Nie, nie o to mi chodzi - poprawił szybko, łagodnym, kobiecym głosikiem. Boże, jak on w tej chwili błogosławił magię! - Nie taką fascynację. Wolę kobiety - starając się zachować jak na niepewną wróżbitkę przystało na chwilę odwrócił wzrok i odgarnął włosy za ucho. - Chodzi o coś kompletnie innego. O aurę. Charakter. Wszystko co cię otacza i otaczało, a o czym kompletnie nie masz pojęcia. - Rayen wiedział, że chyba dotknął niepewnego lodu. Ale co miał, cholera jasna, zrobić?
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyWto Lip 24, 2012 9:32 pm

Dziunia

- Ooo! - Wymsknęło mu się, kiedy usłyszał, że dziwna wróżbitka gustuje w swojej płci. Nie, żeby lesbijki w jakikolwiek sposób Dziuni przeszkadzały. Nie był w końcu hipokrytą. Po prostu wyszedł z założenia, że jeśli jakaś kobieta wchodzi do jego domu i robi mu smaczne jedzenie, to ma na niego ochotę.
Być może jednak to przez jego doświadczenie życiowe i przez okolice w jakiej mieszkał. Dziunia przyjrzał się dokładniej dziewczynie.
- Znaczy, nie. W porządku, nie mógłbym mieć nic przeciwko - dopowiedział szybko, uśmiechając się przy okazji nieco przepraszająco. - Po prostu musiałem się upewnić. Wiesz, za taki gulasz można by się dać pokroić. Dobrze gotujesz.
Włosy Dziuni zabarwiły się z zakłopotania na końcówkach. Chłopak spojrzał na nie z lekką nienawiścią. Mali, podli zdrajcy. Dziunia praktycznie nigdy nie potrafił dobrze ukryć tego, co czuje. Ale właściwie, już się do tego przyzwyczaił.
- Hmmm - nad kolejnymi słowami dziwnej wróżki musiał się poważnie zastanowić. - Wiesz, dla mnie to po prostu brzmi jak jeden wielki wróżkowy bełkot, który wciska się ludziom na jarmarkach. Ale gdyby to było to, pewnie nie fatygowałabyś się dla mnie.
Cóż, Dziunia nie wiedział jak powinien na to zareagować.
Że niby był fascynujący? No w sumie. Jako jedyny miał zupełnie czarną karnację i włosy, które zmieniały kolor w zależności od tego, co ich właściciel w danej chwili odczuwał. To mogło czynić go fascynującym.
- Nieważne - mruknął, machnął ręką i dokończył w pośpiechu gulasz. Jego żołądek domagał się odpowiedniej dawki jedzenia. - A tak właściwie... Będę mieć do ciebie jedno pytane. Nie przyjechałaś tutaj może z jakimś znajomym? Wczoraj w barze spotkałem mężczyznę łudząco podobnego do ciebie. Myślałem, że to twój brat.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę EmptyPią Sie 17, 2012 11:11 pm

Rayen "Mali" Chelo

Uśmiechnął się łagodnie, z typową dla kobiet tajemniczością.
- Wiem, że ciężko uwierzyć w gadanie jarmarcznej wróżbitki. Sama często wciskam ludziom naprawdę dobre kity. Ale wróżenie nie polega na tym, żeby każdemu mówić prawdę tylko na tym, żeby czasem dobrze poznać jednego człowieka - wzruszył lekko ramionami.
Spojrzał na włosy Księcia, które w tej chwili zmieniły kolor, pokazując całemu światu jego zakłopotanie.
- I nie musisz się czuć ani skrępowany ani zakłopotany tą czy drugą słowną wpadką, czy moją obecnością - zgodnie z charakterem tego typu wróżbitek, Rayen puścił Księciu oko.
I prawie padł na zawał. Jak on tak może, do Panicza!
Mówił spokojnie, z odpowiednią intonacją, dobrze się ruszał i robił dobre miny - i tylko on sam wiedział jak bardzo wiele kosztowało go przebywanie tak blisko Panicza, jak trudno było mu powstrzymać głupie serce przed zbyt szybkim biciem ze szczęścia i stresu jednocześnie, jak bardzo chciał klęknąć przed swoim prawowitym władcą, oddać należny mu szacunek, zabrać do domu i wrócić wspomnienia.
Naprawdę, granie kosztowało go dużo nerwów. I chyba tylko wieloletnie lawirowanie pomiędzy wrogami, oszustami, kłamcami i miliony pułapek po to, żeby chronić własną głowę pozwalały mu na ukrycie tych wszystkich emocji aż tak dobrze.
- Kogoś takiego jak ja? - z odpowiednią dawką zaskoczenia Rayen uniósł brwi. - Nie. Przyjechałam sama. W ogóle nie sądziłam, że w tych stronach da się znaleźć ludzi podobnych do mnie. Może po prostu choruje na to samo co ja. A czemu pytasz?
Nawinął włosy na palec. Jeśli Książę nie będzie chciał kontynuować tej beznadziejnej paplaniny, to nie będzie miał żadnego punktu zaczepienia.
Cholera, Rayen, myśl, myśl, myśl!
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Sponsored content





Mój słodki książę Empty
PisanieTemat: Re: Mój słodki książę   Mój słodki książę Empty

Powrót do góry Go down
 
Mój słodki książę
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: RPG :: RPG. :: Rayen (Mali) Chelo x Dziunia//Jayden-
Skocz do: