Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Lama Jahwe?

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? EmptyPią Mar 16, 2012 11:02 pm

Keith Lorrin

Motyl bojowy żyje krótko. Czasami ledwie mgnienie. A to wszystko przez świat, który potrzebuje wojen. Bez nich nie ma postępu.
A kto kiedykolwiek powiedział, że wojny muszą być takimi jakimi ludzkość znała je od wieków?
Weź dziecko i zabij jego niewinność, zrób z niego żołnierza. Albo wypalonego życiem człowieka i zrób z niego ESP'a. Wyjdzie na jedno.
A teraz zastanów się, który z nich ma bardziej parszywy los.
W świecie Keitha nie było świstu broni. W świadomości nie bylo dławienia się kurzem, potu zalewającego oczu, łamanych kości, ból nie odbierał oddechu. Nikt nie prowadził czołgów, nikt nie dbał o działa ani odpowiednie ochronne uniformy. Nie było słychać nawet świstu kul.
Wystarczyło zamknąć oczy. Poddać się myślom i instynktowi. Pozwolić świadomości prowadzić umysł. Bo nikt nigdy nie powiedział, że nie można zabić myślą, prawda?
Proste. Wygodne. Ukryte przed społeczeństwem, owiane mgiełką tajemnicy i nastrojem wyższych celów wydawało się być rozwiązaniem idealnym: chroniło tysiące od cierpień wojny, od głodu, chorób i epidemii.
Tylko że nikt już nie myślał o tym jak wygląda koniec motyla bojowego.
Nikt nie pamiętał o tym, że nie ginie się za sprawę, za przyjaciół, czy coś równie typowego dla normalnych bitew. Nikt nie pamiętał, że dzieje się najgorsza z możliwych rzeczy.
Bo ESP usycha. Odmóżdża się. Leży nieświadom tego kim jest, ile ma lat, co robi w tym świecie. Oddycha. Przyjmuje podawane kroplówkami substancje odżywcze. Ale nie wie jak to jest jeść czy pić. Czasem, jeśli ma wyjątkowe szczęście - lub pecha - udaje mu się żyć. Ale uszkodzone tkanki mózgowe przestają panować nad poszczególnymi elementami ciała. I trzeba takie usunąć.
Niewielu unikało tego losu. Przeciętny motyl bojowy żył dwa, w wyjątkowych przypadkach cztery lata. Dlatego projekt zakończono.
Zamknięto na cztery spusty i zasypano sztuczną warstwą kurzu.
A okaleczonych psychicznie ludzi nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie, nie rozumiejących realiów świata zewnętrznego odesłano.
I jedyne co im ofiarowano to comiesięczna pensja i nadzór służb specjalnych. Na wszelki wypadek. Bo przecież na świecie nie trzeba więcej świrów bez opieki.

Keith przesunął znudzonym spojrzeniem brązowych oczu po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Gabinet lekarski. Oczywiście. Przecież muszą założyć mu ten denerwujący chip, ściągnąć stare szwy, których dorobił się dzięki nadgorliwym policjantom.
Ponoć przydzielili mu mężczyznę ze służb SAS.
Nastolatek uśmiechnął się mimowolnie: no no, zwykły dzieciak, w dodatku nie posiadający prawej ręki, mający nie do końca równo pod sufitem potrzebuje przedstawiciela najbardziej elitarnych służb Wielkiej Brytanii? Łechtało to jego dumę.
Kiedy lekarz zgrabnie ukrył ślady po zabiegu - Lorrin sądził, że chip będzie mu przeszkadzał bardziej, tym czasem nawet nie czuł, że nagle coś znalazło się w jego karku - a pielęgniarka skończyła robić to, co do niej należy, pozwolono mu wyjść. Na zewnątrz czekał tylko jeden człowiek: dorosły mężczyzna, wyższy od Keitha o jakieś piętnaście centymetrów. Ciemne, długie włosy związane w luźny kucyk sięgały mu niemalże aż do pasa.
Nastolatek przekrzywił głowę.
- Myślałem, że będziesz młodszy.
Nie ma to jak bezpośredniość...

John "Gray" Smith


Dokładnie trzy dni piętnaście godzin i dwie minuty temu miał tę wątpliwą przyjemność postawienia nogi we własnym mieszkaniu. Małym, wykupionym gdzieś na przedmieściach jeszcze mniejszej miejscowości. Springwood, tak? John nigdy nie widział tego miejsca, bo i nigdy nie potrzebował czegoś takiego jak "dom". Jego rodzina przestała dla niego istnieć w momencie, w którym został zrekrutowany. Nie mógł pozwolić sobie na żadne sentymenty i po prostu zapomniał. Nie wiedział czy jego rodzice jeszcze żyją, czy ma jakieś rodzeństwo albo zwierzątko domowe. I dobrze.
Takie rzeczy utrudniały tylko życie i istniało to nieprzyjemne ryzyko, że odbiją się na tobie rykoszetem.
Misja w Afganistanie została zakończona pełnym sukcesem. Stracili tylko dwóch ludzi, co było całkiem niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę fakt, jakiej wagi zadanie mieli do wykonania. Wreszcie, po ponad dziesięciu latach spędzonych na wojnie Smith mógł odpocząć. I czuł się z tą wiedzą, z brakiem wybuchów, kul i adrenaliny dziwnie. Rzucił na kanapę dużą torbę, zawierającą jedyny dobytek jaki posiadał i ledwie zdążył na niej usiąść, kiedy ktoś zadzwonił.

John uśmiechnął się pod nosem. Miał cichą nadzieję, że przydzielą go do kolejnego, wymagającego zadania.

- Myślał indyk o niedzieli - mruknął posępnie Gray, spoglądając na chłopaka z zupełną obojętnością.
Dokładnie. Myślał taki John o jakiejś misji w dziczy, a dostał psychicznego inwalidę. Czy życie nie jest zaskakujące? W dodatku, powiedziano mu, że tenże chłopak może z jego umysłu zrobić sieczkę. Smith już dawno nauczył się, że to, co mówią do ciebie twoi przełożeni ma stać się tak oczywistą częścią twojego życia, że nawet obudzony w środku nocy, będziesz wiedział dokładnie, co powinieneś zrobić.
Ale żeby dzieciak z nadprzyrodzonymi zdolnościami? Ufok. Zdecydowanie ufok. A John nigdy nie dawał wiary tym oszołomom z discavery channel.
- Masz jakieś bagaże? - Zapytał, nie przejmując się czy to kulturalne czy nie i ocenił chłopaka wzrokiem. Ubrany jak normalny nastolatek, wyglądał jak normalny nastolatek, tyle że bez ręki. Oczy też miał bardziej ludzkie niż ufockie. Gray mentalnie wzruszył ramionami. To się nazywa mieć pecha w życiu.
Wyciągnął kluczyki z kieszeni.
Witaj, nowy współlokatorze.

Keith Lorrin

Uśmiechnął się lekko.
- A w sobotę łeb mu ścięli? Wybacz, moja głowa jest na to zbyt cenna - odpowiedział, równie spokojnie.
Naprawdę nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego, psychopatycznego zabójcy. Ot, dzieciak, metr siedemdziesiąt, 57 kilogramów, może nieco zbyt intensywnie rude włosy i szaroniebieskie oczy. W dodatku bez prawego ramienia, amputowanego tuż przy barku.Co w nim właściwie było takiego przerażającego, poza odrobiną bezczelności i brakiem wyczucia?
No nic.
Dopóki ktoś nie zauważył do jakiego stanu psychicznego Keith potrafi doprowadzić innego człowieka. A potrafił robić z nich śliniące się, nieświadome niczego rośliny.
Nie sam, oczywiście, że nie. Żeby to wszystko było szybsze i bardziej efektywne, potrzebował pomocy od odpowiedniej aparatury, której zadaniem było wzmocnienie przekazu jego i tak przecież silnych fal mózgowych.
Gdyby potrafił usłyszeć myśli mężczyzny, pewnie by się roześmiał. Nie był żadnych ufokiem ani dziwolągiem, bynajmniej nie w takim stopniu, o jakim myślał wojskowy. Był całkiem ludzki. Może tylko jego rzeczywistość była inna niż wszystkie.
- Zabrane - oświadczył. Wzruszył jednym ramieniem. - Nie wiem przez kogo ani gdzie, ale pewnie tam, gdzie mam mieszkać. Żebym przypadkiem nie zamordował nikogo za pomocą zamka błyskawicznego - westchnął z rozbawieniem.
Jego przełożeni nagle stali się ostrożni. Doskonale wiedzieli, że nie umie nikomu zrobić krzywdy żadnym przedmiotem. Tak po prawdzie to z tego duetu, to ten cały przedstawiciel SAS'u był dużo groźniejszy.
Poprawił opadające na czoło przydługie kosmyki.
Podszedł do bruneta i bez zastanowienia wpakował mu rękę do kieszeni płaszcza. Wyciągnął z niej portfel i całkiem zgrabnie - pomagając sobie nieco nikłą telekinezą jaką władał, przydawała się w takich drobnostkach, kiedy człowiek nie miał ręki, nawet jeśli teraz została mocno wyciszona przez jakieś dziwne, otępiające go leki - otworzył go, po czym wyjął dowód osobisty żołnierza.
- John. John Smith. Jak w Matrixie!


John "Gray" Smith


A jego głowa na ścięcie była zbyt sprytna. Wiedział już, że to zadanie, pilnowanie chłopaka, będzie ciągnęło się przez długie lata, o ile kiedyś się skończy. A to oznaczało tylko tyle, że cała jego grupa, ludzi którzy pracowali przy misji 098 będzie niedługo rozwiązana. Jako ich lider poszedł na pierwszy ogień, odstawiony od czynnej służby w tak paskudny sposób.
Nie, że nigdy nie chciał prowadzić normalnego, sielskiego życia i zarabiać na rodzinę pracując na budowie. Kiedyś, jak jeszcze zaczynał stawiać pierwsze kroki w SAS miał wizję miłej i spokojnej starości. I szybko tę wizję odstawił, na rzecz zabijania terrorystów w dzień i w nocy.
- Będziesz mieszkał ze mną - odpowiedział, równie bezbarwnie jak poprzednio.
Mogli dać im większe mieszkanie.
Tylko to przychodziło mu do głowy, kiedy czytał wytyczne tego zdania. Naprawdę, mogli dać im więcej niż mieszkanie w Springwood składające się z salonu, łazienki, kuchni i dwóch pokoi. Czyli dwóch sypialni, które w dodatku do największych nie należały. Co prawda, Smith nocował w naprawdę dużo gorszych warunkach, no ale...
- Można zabić zamkiem błyskawicznym - zauważył. - Na bardzo wiele sposobów.
Kiedy chłopak wpakował mu rękę do kieszeni płaszcza spojrzał na niego z uniesioną brwią. A potem, jego portfel znalazł się nie odpowiedniej dłoni. John zmarszczył niezadowolony brwi.
- Tak. Oddaj portfel - poprosił, jak na żołnierskie standardy bardzo kulturalnie. A potem zauważył, jak chłopak posługuje się tą całą swoją telekinezą. Smith był raczej realistą i zazwyczaj musiał zobaczyć, żeby w pełni uwierzyć... Wow. Zdecydowanie zrobili z niego ufocką niańkę.
- Następnym razem zapytaj jeśli będziesz chciał coś wiedzieć - dodał po chwili, kiedy już odzyskał swoją własność i przyzwyczaił myśli do tego, że ma na wychowaniu dziwnego dzieciaka.
Kiedy wyszli z przychodni, na parkingu stało tylko jedno auto. Czarny Fiat 125p z wymalowanymi z przodu płomieniami. John podszedł do niego i otworzył chłopakowi drzwi.



Keith Lorrin

Wiedział, że można zabić zamkiem błyskawicznym. Ale jego umiejętności nie sięgały aż tak daleko.
Naprawdę, dużo lepszy był w robieniu papki z mózgów, niż w rozrywaniu gardeł. Oczywiście, przy odpowiednim skupieniu i chęciach, może trochę lekach na koncentrację, mógł sobie polewitować czymś niebezpiecznym i kogoś zabić... Ale, nie, jakoś nie bardzo.
Nie sprawiało mu to radości.
- Wiem, że z tobą. Samemu mi nie pozwolili.
Bez zbędnych dyskusji odłożył portfel na miejsce.
- Dlaczego? Kiedy pytam, ludzie kłamią. Prościej jest sprawdzić. Dokumenty kłamią rzadziej niż ludzie. I są mniej gadatliwe. Chociaż zależy czyje.
Był śmiertelnie poważny, kiedy mówił, że niektóre rodzaje papierów do niego mówią.
Bo i niektóre posiadały tę możliwość, jego skromnym zdaniem.
Pamiętał, jak po jednej z bitew, zaczęła gadać do niego legitymacja. O matko, jaka była upierdliwa... Szkoda słów.
Kiedy znaleźli się przy wyjściu z przychodni, Keith zatrzymał się.
Poczuł niewyjaśnioną niechęć do opuszczania pomieszczenia.
Była środa: a więc, według jego schematu idealnego, powinno być pochmurno, na śniadanie miały być parówki, po śniadaniu nauka, później trening, na kolację płatki, a nikt w jego otoczeniu nie miał prawa nosić zielonej koszuli. Miał wziąć prysznic, a potem wyczyścić kolekcję szkieł.
Tymczasem na dworze świeciło słońce. Nie, to nie mieściło się jego standardach.
Skrzywił się lekko. Nie chciał wychodzić. Bo świat po drugiej stronie szyby był zły. Poza schematem. Poza ideałem dnia.
Zerknął niechętnie na otoczenie. Jego wzrok przykuł paskudny, niesamowicie brzydko ozdobiony, stary samochód.
Keith długo się wahał, ale ostatecznie zdecydował się pójść za wojskowym.
Stara, rdzewiejąca anomalia rekompensowała mu brak pogody.
Keith uśmiechnął się szeroko, ale nie odezwał się.
Tylko coś w jego spojrzeniu mówiło, jak bardzo rozbawiony jest Bóg jeden wie czym.
- A gdzie będziemy mieszkać?
Dopiero kiedy wsiadł, otwarcie się roześmiał. I znów Bóg wie czemu.


John "Gray" Smith

- Dokumenty kłamią częściej niż myślisz - pozwolił sobie zauważyć.
Naprawdę, John wcale się tak nie nazywał. Przynajmniej nie przez pierwsze piętnaście lat życia. To imię, nazwisko, a później, z czasem, także przydomek wybrał sztab zarządzający danymi SAS. Nic w jego życiu, oprócz ludzi, których zabijał i ran, jakie ponosił, nie było prawdziwe. Ani jego dane, ani historia życia, którą nauczył się przedstawiać i pamiętał lepiej niż prawdziwą.
Szczerze, miał problemy z przypomnieniem sobie nazwiska swoich rodziców. Ale to dobrze. Dzięki temu byli bezpieczni.
- I nie możesz ich torturować - dodał po chwili zastanowienia. I co? Jak przypali kartkę, to raczej nie pojawią się na niej prawdziwe dane.
Chociaż zresztą kto tam wie tego dzieciaka.
Wsiadł do samochodu od strony kierowcy. Jego zdaniem Kazik był całkiem dobrym autem. Co prawda biuro mogło wziąć na warsztat inny model, ale z drugiej strony, kto posądzałby takiego Fiacika o wbudowaną wyrzutnię mini rakietek i karabin maszynowy? Już nie wspominając o tym, że ważyło to cholerstwo grubo ponad miarę, ale kuloodporne szyby i tytanowa karoseria zapewniała bezpieczeństwo. No i opony. Czysta guma, ciężko zniszczyć.
John lubił też mruczenie tego cholernie mocnego silnika, który zużywał aż za dużo paliwa. Ważne, że to nie on za nie płacił.
- W kamienicy kilka kilometrów stąd - odpowiedział, a potem spojrzał z powątpiewaniem na śmiejącego się chłopaka.
Naprawdę, dziwny.
Co go tak rozbawiło?
Ostatecznie John wzruszył lekko ramionami, wsadził klucz do stacyjki - brelok z gołą laską był jego własnym dodatkiem - i odpalił Kazika. Z rury wydechowej wystrzeliło, cały samochód podskoczył, ale ruszył dziarsko przed siebie.
- Co jest takiego zabawnego?

Keith Lorrin

Kiedy samochód wydał z siebie dźwięk przywodzący na myśl rozpacz i wielkie wycieńczenie Keith znów parsknął śmiechem. Większość życia spędził w otoczeniu najnowocześniejszej elektronicznej aparatury. Wszystkie stare urządzenia budziły w nim rozbawienie, ale i pewnego rodzaju pożałowanie.
- Nic - odparł po prostu.Stary człowiek i jego stary samochód. Ot co. Chyba można było ich wręcz postrzegać jedno przez perspektywę drugiego.
Samochód ledwo jeździł; czy to oznaczało, że John też miał jakieś problemy w kwestii swojej energiczności? Cóż.
Było to właściwie całkiem możliwe. W końcu był stary. No i jak człowiek jest taki zgorzkniały to musi mieć powód...
Keith uspokoił się odrobinę i spojrzał krytycznie na swojego nowego opiekuna.
Obojętne spojrzenie, równie neutralne ułożenie ust, twarz niezmącona żadnymi zbędnymi emocjami.
Posąg, nie człowiek. John stanowczo musiał być nieszczęśliwy. No i ta goła kobieta...
Jakieś wspomnienie już niemożliwych czynności? Pewnie tak.
Keith co prawda nie miał bladego nawet pojęcia o życiu seksualnym w praktyce, bo chociaż wiedzę teoretyczną miał dużą, to zabraniali mu wykonywać czynności seksualne, więc...
Ale, cóż. Po prostu czuł, że z Johnem jest w tej kwestii coś nie tak.
- Wszystko da się torturować - odparł z przekonaniem. - Ale nie wszystko trzeba, łatwiej po prostu sprawdzić jaka jest prawda.
No tak. Dla niego to brzmiało zupełnie normalnie.
Większości ludzi mógł namieszać w głowach i po prostu powiedzieć się tego, czego się chciał dowiedzieć, bez czasochłonnego wymuszania informacji.
Tylko że w realnym życiu to wszystko nie było już takie proste. Nie wszędzie była aparatura, której on używał, niewielu było ludzi potrafiących używać mózgu tak jak on.
Zresztą, skoro projekt zamknięto, to pewnie takich ludzi już w ogóle więcej nie będzie.
Keith przypuszczal, że sam umrze za dwa, trzy lata, wszyscy mu podobni zapewne też.. Bez nadzoru naukowców i lekarzy nie mieli szans. Znalazła się, broń. Tak delikatna, że można było zniszczyć ją w sekundę. Ale przynajmniej przydatna.
- Ile ty masz właściwie lat, hm?
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Re: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? EmptyNie Maj 27, 2012 10:21 pm

John "Gray" Smith


Cóż...
Był żołnierzem SAS to prawda. Większość swojego życia spędził albo na wojnie, albo na misjach, albo na szkoleniach. To jednak nie znaczyło, że nigdy sobie, jak zdrowy samiec, nie podupczył. Wręcz przeciwnie. Miał w swoim życiu kilka wyjątkowo zjawiskowych i pięknych kobiet, kilkanaście średnich i jedną, o której wolałby nie wspominać, niemniej jednak jego zdolności seksualne pozostawały na odpowiednim poziomie.
Nawet jeśli od sześciu miesięcy nie szukał kobiety.
Jak to mówią w wojsku, twoja broń jest twoją najlepszą i najwierniejszą kochanką.
- Trzydzieści dziewięć - odpowiedział bez zbędnego ociągania się. Generalnie, zdawał sobie sprawę z faktu, że a i owszem w kwiecie wieku to on już nie jest i młodszy też już nie będzie, ale nadal posiadał ponadprzeciętną sprawność fizyczną i umysłową. Inaczej nie mógłby nazywać siebie człowiekiem z S.A.S. prawda?
Spojrzał kątem oka na chłopaka, nadal dziwnie rozbawionego.
Naprawdę, nie pojmował o co chodzi w tym ufockim poczuciu humoru, ale już czuł w gnatach, że życie z tych dzieciakiem nie będzie należało do spokojnego i nieszkodliwego. I na pewno zje mu bardzo dużo nerwów, skoro nie może mu tak po prostu wpakować kulki w łeb.
Czy to nie byłoby mądrzejsze rozwiązanie? Skoro i tak w jego danych napisano, że istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że za kilka lat będzie bezmózgą rośliną? Zresztą, John nie znał się na tym.
Nie skomentował zdania o torturach.
Nie, naprawdę nie chciał wnikać w tę dziwną teorię o torturowaniu dokumentów.
- Jesteś głodny? - Zapytał, doskonale pamiętając że za 5 i pół minuty jeśli światła na następnym skrzyżowaniu będą zielone, dojadą do baru szybkiej obsługi. Mogli również zadzwonić po jedzenie na wynos z domu.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Re: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? EmptyNie Maj 27, 2012 10:44 pm

Keith Lorrin

- O matko - nastolatek dziwnie przekrzywił głowę i zaczął spoglądać na Johna pod nienaturalnym kątem. Nie patrzył mu, jak kulturalnemu człowiekowi przystało, w oczy, tylko w środek podbródka.
Ewidentnie i nachalnie się gapił.
Nie, żeby miał w tym jakiś konkretny cel. Ot, patrzył się. Bez ważniejszych według świata przyczyn analizował te elementy twarzy Smitha, które mogłyby powiedzieć mu, czy w organizmie mężczyzny dominują homozygoty recesywne czy też dominujące.
Czasami na podstawie takich szczegółów kształtował drugie wrażenie o człowieku.
Bo pierwsze już sobie wyrobił..
- To ty wiesz, że jesteś starszy o 22 lata? - Znów zmienił ułożenie głowy. Tym razem nachalnie wpatrywał się w prawe ucho kierowcy. - Jak to jest, podchodzić pod czterdziestkę?
Naprawdę był ciekawy. Być takim starym człowiekiem... Fiu fiu!
Sam nigdy nie miałby szans dożyć takiego wieku . No, pod opieką naukowców, może dociągnąłby 25 w pełnym zdrowiu, ale później i tak zaczęłoby się sypać. A bez nadzoru odpowiednio wykształconych ludzi miał zacząć tracić kontakt z otoczeniem już w wieku 21, może 22... Niezbyt wesoła historia, ale jakie miał wyjście? żadnego. Dlatego starsi ludzie - bo już do tej kategorii wrzucił Johna - zaczęli go fascynować.
- Yhym. Mógłbym właściwie coś zjeść, zbliża się odpowiednia godzina. Ale ja żyję według ściśle określonej diety...
No tak. Jeśli tam, gdzie John chciał iść, mieli dobre jedzenie z dużą zawartością między innymi L-tyrozyny i L-tryptofanu, to mógł jeść.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Re: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? EmptyNie Maj 27, 2012 11:06 pm

John "Gray" Smith

No cholera.
Nie był jeszcze aż taki stary, żeby do matki o pomoc wołać. No nie przesadzajmy tak? Był w tym magicznym wieku, kiedy człowiek naprawdę zaczyna żyć, o!
Tak przynajmniej wmawiały te wszystkie pismaki, które czytał na lotnisku, czekając na przelot w okolice Spirngwood. A John podobno mógł być z siebie dumny, że po trzydziestym piątym roku życia nie ma mięśnia piwnego i może ze spokojem przebiec truchtem 50 km. Właściwie, mógłby przebiec i 150 gdyby ktoś mu kazał, ale 164 kilometry były jego górną granicą, której nie udało mu się nigdy pokonać.
Z drugiej strony, nigdy nie było takiej potrzeby.
- I co w związku z tym, że jestem starszy? - Zapytał, ponieważ zagajenie rozmowy z ufokiem, na jakiś dany temat, było znacznie rozsądniejsze i mniej destrukcyjne niż słuchanie jego durnej paplaniny o gadających papierach.
John obawiał się o ilu innych rzeczach przyjdzie mu się jeszcze dowiedzieć.
- Ta ściśle określona dieta to na przykład co? - Zapytał, nieco nieprzyjemnym, szorstkim głosem. W jego informacjach była mowa tylko o przyjmowanych lekach, nie o dozwolonych pokarmach.
Przyjął więc, że ufok żre wszystko jak leci, nawet haggis. Który nawiasem, był całkiem smaczny.
- W barze podają hamburgery, frytki, zapiekanki i inne tego typu rzeczy, możemy zadzwonić po pizzę jak dojedziemy do domu - dopowiedział, kiedy stanęli na czerwonym świetle. A jednak, jak pech to pech.
- Ostatecznie możemy wjechać do sklepu po coś innego.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Re: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? EmptyNie Maj 27, 2012 11:35 pm

Keith Lorrin

- Jak to, co w związku z tym? - nastolatek wydawał się być szczerze zdziwiony. - Bardzo wiele w związku z tym!
Wyjaśnił dobitnym tonem. Tak, to na pewno wyjaśniało wszystko.
Ale.. Cóż. Gray powinien był dostać dokumenty dwóch kategorii. Te w pierwszej powinny dotyczyć typowo "formalnych" informacji - jak długo prawdopodobnie potrwa to zadanie, jak należy traktować obiekt naukowy, jakie leki ma ten obiekt przyjmować, na co mu pozwalać, a czego stanowczo zabraniać, jakie zachowania Johna są wskazane, numery do kilku osób, które mogą ewentualnie udzielić jakichś rad, kilka dat kontroli i takie tam.
Keith przypuszczał, że gdzieś w tym wszystkim powinna znaleźć się też teczka zawierająca kilka bardziej praktycznych informacji na temat charakteru jego samego jako Keitha, nie jego jako obiektu naukowego. Bo tak szczerze powiedziawszy, był cholernie trudny do życia. w Instytucie akceptowali wszystkie jego zachcianki po to, by nie naruszyć w żaden sposób bardzo kruchej i osób takich jak on, równowagi psychicznej. I pewnie podobnie radzili Greyowi. A kilkanaście rad na dobry początek by się przydało.
- Jesteś starszy. Masz całe życie za sobą. W dodatku większość tego życia spędziłeś poza granicami Europy. Jesteś wprost fascynujący! I musisz mi wszystko opowiedzieć!
Przez dłuższą chwilę zwlekał z odpowiedzią na pytanie o dietę.
- Pokarmy obfite w L-tyrozyny, na przykład. - kiedy mężczyzna westchnął z niecierpliwością, doprecyzował odpowiedź. - czyli naturalne białka zwierzęce i roślinne, ryby, soczewica, dwa razy w tygodniu drób. Nie przeżyję dnia bez owoców i warzyw, mam ściśle określoną tygodniową dawkę nabiału...
Ale, skoro nie powiedzieli o tym wojskowemu, to może już to Keitha nie dotyczyło? Kto wie?
Kiedy usłyszał o sklepie, natychmiast się wyprostował. Wydawał się być wręcz spłoszony.
- Sklep?
On nie był w sklepie od pięciu lat!
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Sponsored content





Lama Jahwe? Empty
PisanieTemat: Re: Lama Jahwe?   Lama Jahwe? Empty

Powrót do góry Go down
 
Lama Jahwe?
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: RPG :: RPG. :: John "Gray" Smith x Keith Lorrin-
Skocz do: