Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sonata Księżycowa

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyCzw Mar 15, 2012 9:54 pm

Aleksiej

Ubrany w jeden z najbardziej eleganckich i bez wątpienia najdroższych garniturów wszedł do nowoczesnej restauracji. Na szyi zawiązaną miał chustę w odcieniu pasującym do koszuli i dobranego krawata, zgodnie z tym, co nakazywała najnowsza paryska moda. Włosy, długie i złociste, opadały po jednej stronie ramion, a w połowie spięte zostały ciemną klamrą. Kilka blond pasemek tworzyło swojego rodzaju grzywkę.
Aleksiej dobrze zadbał o swój wygląd, ale też za wygodę należy płacić. Nie przywiązywał wagi do tego ile pieniędzy wydawał. Miał ich w tej chwili wystarczająco dużo by pozwolić sobie na jakiekolwiek luksusy. Musiał jednak odpowiednio się przygotować, zanim w wieczornej porze wyszedł do ludzi. Posiłek zaliczył co prawda w pośpiechu, zaskakując niczego niespodziewającego się policjanta. Pożywił się, porzucił ciało na śmietniku, nie zawracając sobie głowy ukrywaniem zwłok i nieco rumiany na policzkach, ruszył promenadą. W świetle latarni nikt nie był wstanie odróżnić go od zwykłego śmiertelnika. Dłonie i skóra na kilka godzin stały się przyjemnie ciepłe.

Dzisiejszego wieczora dowiedział się zupełnie przypadkowo o występie jednego ze sławniejszych pianistów. Podobno chłopak, który miał dzisiaj zaszczycić swoją grą gości "Colloseum". Aleksiej nie byłby sobą gdyby i jego zabrakło. Wprosił się do restauracji, zaskakując kurtuazją ale i grubym portfelem, tak, że na dziesięć minut przed występem zajmował jeden z pierwszych stolików, z doskonałym widokiem.
W ręku obracał kieliszek z winem i czekał z niecierpliwością na występ.

Jean Damien Herve

Nie lubił, kiedy nazywano go sławnym. Bo i nie o to chodziło w muzyce, jego zdaniem. Traktował ten rodzaj sztuki zupełnie inaczej niż reszta społeczeństwa. Może dlatego, że sam był nieco inny? A może dlatego, że dźwięk pianina, jego delikatne tony płynnie przechodzące w ostre uderzenia i dotyk gładkich klawiszy pod palcami były wszystkim, co mógł mieć?
Nie miał szans podziwiać dzieł kinematograficznych ani fotograficznych. Nie mógł oglądać prac malarzy ani codziennego pejzażu. Odkąd skończył dziesięć lat cały jego świat stał się serią dźwięków, zapachów i wrażeń dotykowych.
Nie narzekał. Kochał swój świat. Chyba właśnie za to, że był zupełnie inny. Dziwny. Taki jak on sam.
Wyrwał się z zamyślenia i odruchowo przeciągnął ręką po długich, gęstych włosach. Splecione w luźny warkocz dalej dosięgały mu do krzyża. Mama twierdziła, że są kasztanowe. Podniósł się powoli. Sięgnął po okulary, które wcześniej schował w kieszonce garnituru. Ciemne połówki, eleganckie, a przede wszystkim zasłaniające jego oczy.
Nie o to chodziło, że chciał wywrzeć większe wrażenie. Po prostu sądził, że dla rozmawiającego musiało to być niesamowite krępujące, kiedy próbował spoglądać na niego, ale nieświadomie patrzył gdzieś bardziej na bok. Okulary były po prostu bezpieczniejsze.
- Chodź, już czas - po głosie matki poznał, że jest podekscytowana.
Chwyciła go pod ramię i pomogła dotrzeć do sceny.
Ech. Znów te zapowiedzi. Cuda niewidy. Młody geniusz, wyjątkowy, bo przecież to takie cholernie trudne grać, kiedy się nie widzi. Guzik prawda. Jean sądził że łatwiejsze niż kiedy się widzi.
Z pomocą matki doszedł do fortepianu. Usiadł na niewielkim stołeczku. Nachalne światła - czuł ich ciepło nawet mimo tego, że był tutaj tak krótko - ukazały publiczności artystę wieczoru. Zapewne gdyby nie zapowiedź, część odwiedzających miałaby problem ze sklasyfikowaniem płci Jeana: miał łagodne, kobiece rysy, szczupłą twarz, kształtny nos i zadziwiająco pełne usta, którym reflektory nadały nienaturalny, różowawy kolor. Identyfikacji nie ułatwiały długie, kasztanowe włosy. Właściwie bardziej przypominał porcelanową lalkę, aniżeli szanującego się mężczyznę.
Chłopak skłonił się delikatnie. Na sali zapadła wyczekująca cisza.
A później Jean zagrał wszystko z czym jego widownia miała do czynienia: szybkie, płynne dźwięki kiedy się radowali płynnie przechodzące w smutek oddany powolnym, spokojnym piano. Tutaj skala minorowa, dalej znów dysharmonijne dźwięki molowe, które wprowadzały słuchaczy w niepokój.
A Jean właściwie zapomniał, że jest z ludźmi. Grał to, co podpowiadały mu palce.
Zorientował się, że skończył, kiedy dostał oklaski. Wstał i skłonił się lekko nieświadom zupełnie tego, że na swojej widowni gości wampira.

Aleksiej


Artysta, gwiazda dzisiejszego wieczoru, dla której zebrał się w restauracji całkiem spory tłum, błyszczał tak, jak powinien błyszczeć. Puder, który z hojnością położono na jego twarz połyskiwał w różowawym świetle i tylko on mógł to dostrzec. Tak samo, jak nieco niechlujnie zawiązane włosy, zupełnie, jakby przed chwilą ktoś naruszył delikatną konstrukcję na głowie młodego pianisty. Być może matka, nienagannie ubrana, dostosowana do statusu społecznego swojego męża i prestiżu dziecka, chcąc dodać swojej pociesze otuchy poczochrała go odrobinę.
Wampir wychwytywał wszystko, co dotyczyło złotego chłopca. Jego zwilżone niedawno usta, ledwie dostrzegalne nawet dla niego zmarszczki, kiedy widownia zaczęła klaskać i wiwatować zagłuszając wszystko dookoła. Szatyn był zjawiskowo piękny i Aleksiej nie mógł oderwać od niego swojego spojrzenia. Równie uroczych chłopców śledził nieraz tygodniami, zastanawiając się, czy są odpowiedni by zastąpić mu jego ukochanego za czasów jego śmiertelnego życia. Do jakiej desperacji doprowadziły go długie lata spędzone sam na sam w wielkim, zbyt wielkim jak dla jednej osoby zamku? By uciekać się do tak drastycznych środków?
Zresztą nie był już człowiekiem.
Nie obowiązywały go żadne ludzkie prawa, żadne kanony. Cała ta maskarada służyła jedynie jako doskonały kamuflaż najlepszego drapieżnika, który kiedykolwiek stąpał po ziemi.
Młody artysta ukłonił się, zasiadł przy pianinie. Ledwie opuszkami palców musnął klawisze i jego przedstawienie, spektakl porywający wszystkich obecnych na sali, rozpoczął się.
Wampir przymknął oczy, rozkoszując się szybką, wesołą melodią przywodzącą na myśl wiosenne poranki, pełne życia. Szemrzące strumyki, promienie ciepłego słońca, zapach trawy i szum poruszanych przez wiatr liści. Pamiętał to wszystko, widział jak przez mgłę. Noc odebrała mu wszystko, co niósł ze sobą następny dzień. I tak przez stulecia, ciemność, księżyc i blask gwiazd do samego końca.
Melodia, jakby młody pianista wyczuł gorzkie wspomnienia starego nieśmiertelnego zwolniła, przerodziła się w smutek. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy i wampir wiedział, że oto w jego wspomnieniu nadchodzi noc, która już nigdy nie dobiegnie końca. Dźwięki przybrały na sile, mroczna burza kotłowała się na horyzoncie, zagrażając wszechobecnemu pięknu.
Moment kulminacyjny, zniszczenie wszystkiego, co cenne nadchodził nieubłaganie. Zbliżał się, najpierw wolno, coraz szybciej, szybciej... Złapał się na wstrzymaniu oddechu, kiedy po kilku sekundach ciszy upragniony finał nie nadszedł. Salę zalały brawa i wiwaty zwykłych ludzi, którzy nijak nie potrafili zrozumieć, czego podczas spektaklu doświadczył Aleksiej. Zbyt podatny na piękno muzyki i dawniej jako człowiek, i teraz jako nieśmiertelny.
Decyzja zapadła w umyśle wampira dokładnie w momencie, w którym chłopak wstawał i kłaniał się publiczności.
- Jean Damien - wymruczał, pieszcząc głosem każdą sylabę.
Wieczór powoli przeradzał się w noc, kiedy wampir opuścił restaurację by udać się wprost do hotelu zajmowanego przez jego małego pianistę.

Jean Damien Herve

Kiedy wychodził z restauracji uśmiechał się uprzejmie, świadom tego, że znajduje się w centrum uwagi.
Dziecko-geniusz, niewidomy artysta, zwracający uwagę nie tylko talentem, ale również wyjątkową urodą. W dodatku taki cichy, taki skromny!
Jean uciekał od tego wszystkiego. Uciekał do własnego świata.
Gratulacje, podziękowania, życzenia - wszystko to traciło sens, indywidualność. Ostry, nieprzyjemny głos należący chyba do starszej pani zginął gdzieś w gwarze innych rozmów. Wszystkie słowa zlały się w jeden, monotonny szum, z którego nie potrafił wyróżnić żadnych, konkretnych dźwięków.
Całym jego światem stały się szorstki żakiet matki, jej miękka dłoń, której skóra straciła już swoją młodzieńczą elastyczność i dotknięcia zupełnie obcych mu ludzi, którzy co chwilę ściskali jego rękę.
A on dalej się uśmiechał. Dziękował, żegnał się. Przecież ci ludzie i tak nie chcieli niczego innego.

Odetchnął, tak naprawdę, dopiero w hotelu. Na tyle drogim, że zamykał wielu "fanom" drogę do jego pokoju. Stawianie krzywych parafek na niewidzianych kartkach było cokolwiek upierdliwe.
Niemalże z ulgą rozluźnił krawat i zajął miejsce przy stoliku w hotelowej restauracji.
Byli już tam jego ojciec i młodsza siostra.
- Hej - mruknął.
Miał przyjemny, melodyjny głos. Dosyć głęboki, odrobinę zachrypnięty - prawdopodobnie przez te mrozy, zima była wyjątkowo ostra, pewnie złapał przeziębienie - ale dalej miły dla ucha.
Oparł się o krzesło. Do jego uszu nie docierało nic poza stukotem sztućców, przyciszonymi rozmowami i łagodnymi dźwiękami muzyki klasycznej płynącymi ze sprytnie rozmieszczonych głośników.
Po chwili usłyszał szelest kelnerskiego fartucha i poczuł intensywny, zachęcający zapach pieczeni i zapiekanych ziemniaków i subtelną woń sosu winegret.
Jak na niewidomego bardzo dobrze radził sobie ze sztućcami. Ba. Jadł wręcz elegancko, choć widać było, że trzymanie się savoir vivre niekoniecznie sprawia mu przyjemność.
Przez cały czas miał nieprzyjemne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Nachalnie wręcz, zupełnie nie spuszczając z niego wzroku.
Po plecach przeszedł mu nieprzyjemny dreszcz.

Aleksiej

Chłód wczesnojesiennej nocy owinął się dookoła niego. Przeniknął przez materiał garnituru, przez koszulę i dotarł aż do skóry, z której powoli odpływało ciepło ludzkiej krwi. Aleksiej czuł, że niedługo efekty widoczne po posiłku ustąpią i znów stanie się lodowatą, kamienną istotą, której nie sposób zniszczyć. Wiedział, że swoją osobą przyciąga wzrok, idąc pospiesznym tempem przez najpiękniejsze, najbogatsze i najznamienitsze alejki Miasta Zakochanych.
Sam podążał za swoim sercem, które po prawdzie zostało w Rosji, zakopane w mogile jego ukochanego przyjaciela, jedynej prawdziwej miłości, jakiej kiedykolwiek było dane mu zaznać. Bóg mu świadkiem ile razy próbował go odzyskać, z jakimi mocami zadarł, ile ryzykował, co chciał poświęcić, byle tylko znów móc dotykać jego pełnych ust, kasztanowych włosów i anielskiej buzi. Byle tylko znów usłyszeć jego śmiech, zobaczyć radość odbijającą się w ciemnobrązowych oczach. Śmierć zabrała ich obu, w momencie kiedy snuli plany na resztę swojego życia. Piękne marzenia o ucieczce od szarej, mrożącej krew w żyłach codzienności podmoskiewskiej wioski, ludności pracującej, pijącej i pozbawionej własnego rozumu. Aleksiej chciał uciec od chorej matki, wiecznie krzyczącej na jego rodzeństwo i ojca, który od pięciu lat nie wrócił z wojny. Rodion pragnął nigdy więcej nie zobaczyć swojego dziadka, bijącego go kijem od poganiania szkap aż na kwaśne jabłko, a któremu bał się oddać pomimo dorosłego wieku i babki, która pijąc, codziennie wypominała mu morderstwo matki, któremu przecież w żaden sposób nie był winien jako niemowlak.
Wszystko stało się melancholijne, na wspomnienie dawnych, przykrych czasów, ale i radości ze wspólnego bycia razem i trzymania się za rękę. Aleksiej do dzisiaj zastanawiał się, dla kogo śmierć była łaskawsza. Dla niego, który potem odrodził się dla ciemności, wygrzebał z własnego grobu i dokonał zemsty, własnymi rękoma wymierzając okrutną sprawiedliwość.

Aleksiej poprawił chustę na szyi, na ręce naciągnął skórzane rękawiczki pasujące do kompletu. Rozejrzał się dookoła hotelowego holu, w poszukiwaniu swojego eterycznego pianisty. Odnalazł go nie dzięki oczom, bystrzejszym niż te należące do orłów, szybujących gdzieś daleko w górach, w niezbadanych dotąd przestworzach, ale poprzez równie doskonały węch.
Nie kłopotał się wynajmowaniem pokoju hotelowego. Wszedł do restauracji i zajął odpowiednie miejsce, by obserwować szatyna. Jego porcelanowa lalka jadła, piła, śmiała się i udawała, że cała sztywność jego postawy, trzymanie się zasad, dobrego wychowania, nie sprawiają mu trudności. Że wcale nie obawia się przynieść wstydu rodzinie, że nie oczekuje od nich żadnej pomocy. Aleksiej poczekał do końca posiłku, a potem wyczytawszy z myśli młodego Jean`a numer jego prywatnego pokoju wstał bezszelestnie.
Wyszedł na migocącą, rozświetloną i tłoczną ulicę przed hotelem. Minął fanów pianisty i płynnie skręcił w jedną z bocznych uliczek. A potem, używając starego jak świat, wampirzego triku rozmył się w powietrzu.

Kiedy Jean wychodził na balkon, na poręczy siedział dość duży nietoperz, przypatrując się mu swoimi czerwonymi oczami. Chłopak nie zauważył go, dopóki jego ręka nie natrafiła na miękkie zwierzę.

Jean Damien Herve

Kiedy skończyli już kolację, Jean udał się do swojego pokoju. Jego rodzina wynajęła inny apartament; wspólny, trzyosobowy. On wolał mieć własny.
Nie chodziło o to, że nie chciał spędzać z bliskimi czasu. Kochał swoją rodzinę, lubił spędzać czas z siostrą i matką, przepadał za wspólnymi wyjazdami z ojcem.
Ale Jean był po prostu inny: inny od wszystkiego, inny od wszystkich, dziwny, zamknięty we własnym, innym świecie.
Lubił przebywać w zaciszu własnego pokoju, bez ludzi, bez hałasów, bez codziennych zmartwień. Nawet jeśli mama w niego wątpiła, lekarze mówili, że to nic złego. Że jest zupełnie zdrowy i nie potrzebuje żadnej fachowej pomocy. Introwertyzmu się nie leczy, prawda?
Jean powoli udał się do swojego pokoju. Kiedy szedł po schodach jego buty delikatnie uderzały w wypolerowane, marmurowe stopnie. Ciche stuknięcia połączone z głuchymi odgłosami wydawanymi przez cienką, metalową laskę dawały lekką, spokojną kombinację, w której tylko Jean dostrzegał pewien rytm, pewne zasady.
Stuk, puk, stuk puk. Spokojne adagio. Do duetu dołączył przytłumiony śmiech pary zza drzwi. Nieregularna melodia weszła w kolejną fazę; unikalny refren tworzony z wysokiego, kobiecego chichotu i męskiego barytonu. Kiedy Jean się oddalał, melodia stopniowo powróciła do stonowanej, pewnej zwrotki.
Wszystko zakończyło się kiedy natrafił już na odpowiednie drzwi. Hotel był nowoczesny: klucze do pokojów były namagnesowanymi kartami, które przykładało się do czytnika.
To dobrze. Jean nie chciał, żeby szczęk klucza zniszczył jego piosenkę idealną.
Szatyn zamknął za sobą drzwi. Zrzucił z ramion marynarkę , położył okulary na szafce. Odrzucił laskę i dotknął dłonią ściany. Tapeta była zadziwiająco gładka, wręcz miękka pod delikatnymi, szczupłymi palcami. Chłód pod palcami sugerował za jakiś zimny kolor: może niebieski? Tak, tak, na pewno błękitny. Nie miał pojęcia jak wygląda pomieszczenie, ale wyobraźnia sama podsuwała mu obrazy. Kant koło kolana, chłód wypolerowanego drewna, delikatny, mahoniowy zapach. Nienaturalnie wypolerowany plastik, płaskie rozcięcie, znów plastik, przełącznik światła. Jeszcze trochę tapety, miękki, zapadający się pod stopami dywan, zakręt, chłód atłasowej pościeli i miękkość materaca pod plecami. Jean zacisnął dłoń na kołdrze. Granatowa, na pewno była granatowa.
Dostał wyjątkowo elegancki apartament.
A balkon? Musiał być balkon. Młody muzyk niemalże bezbłędnie zlokalizował drzwi prowadzące na taras. Nacisnął klamkę i do jego płuc trafiło ostre, zimowe powietrze. Pachniało chłodem betonowych budynków, chemią świeżo malowanych ścian w sklepie na przeciwko, wiecznym ruchem na ulicach i tą subtelną nutką, charakterystyczną dla miejsc, które odwiedzali zakochani. Pachniało Paryżem.
Dotarł do barierki. Wiatr rozwiał i tak już zrujnowaną fryzurę. Chropowaty, zimny metal, nierówno nałożona farba... Nagle jego dłoń trafiła na coś ewidentnie żywego. Cofnął ją natychmiast. Niewidome oczy spojrzały nieco obok stworzonka.
Jean niepewnie znów wyciągnął rękę w jego kierunku. Było niewielkie, miało krótką, nieprzyjemną w dotyku sierść i specyficzne skrzydełka. Właściwie to nie był pewien z czym ma do czynienia.
- Kim jesteś, mały?
Oczywiście, że zwierzę nie odpowiedziało. Ale poruszyło się niespokojnie. Francuz zabrał dłoń i zaczął znów kierować się do środka. Było zimno. A on miał na sobie tylko koszulę, marynarka została w środku.


Aleksiej

Istniała kiedyś, za czasów jego świetności, cała lista legend, miejscowych opowieści o nadprzyrodzonych szlachcicach, porywających w nocy młode kobiety. O wampirach, którym należało wbić kołek prosto w serce, zasypać solą i zakopać głęboko, głęboko pod ziemią. Inaczej w nocy znów powstawali ze swoich grobów i już jako szkaradne bestie mścili się na swoich oprawcach.
W opowieściach, które rozchodziły się po wsiach w tempie przekraczającym czyjekolwiek pojmowanie, zawsze powtarzały się słowa o nietoperzach wampirach. Aleksiej sam w swoim zamku hodował te piękne nocne zwierzęta i nie raz wyruszał razem z nimi na podbój nieba, lasów i okolic. Prowadził przecież taki sam tryb życia jak one. Budził się wieczorem, kiedy słońce niemal całkowicie znikało za horyzontem i rozpoczynał swoje łowy jako drapieżnik idealny. Potrafił wtopić się w cień i zaatakować z zaskoczenia, potrafił gonić swoją ofiarę przez setki kilometrów by dopaść ją w najdogodniejszym momencie. Nie musiał jeść co wieczór, ale im rzadziej pożywiał się krwią tym bardziej przypominał nieboszczyka, a nie człowieka. A właśnie o to mu chodziło.
Jego rutyną stały się więc conocne posiłki.
Obserwował młodego Jean`a, kiedy światło w apartamencie zapaliło się. Dostał ładny, urządzony z klasą pokój i wampirowi przez myśl przemknęło, że to naprawdę szkoda, że nie widzi piękna, które go otacza. Ale najbardziej chyba żałował, że chłopak nie może podziwiać widoku Paryża o tej porze. I trzeba tutaj przyznać, miasto po zmroku robiło zdecydowanie większe wrażenie niż za dnia. Teraz, kiedy wszędzie migotało tyle kolorowych lampek i neonów, kiedy wieża Eiffela oświetlona została milionem małych, białych światełek, wszystko to wyglądało magicznie. I róże na tarasie w sąsiednich domach, i koty spacerujące leniwie po niedalekim parku. I zakochani, wszędzie zakochani. Bo to Paryż sam w sobie jest esencją romantyzmu.
Kiedy jego mały, słodki pianista z zaskoczeniem odsunął rękę, wampir nie odleciał z barierki. Zastanawiał się, czy chłopak ponownie wyciągnie ręce. Jego dłonie były delikatne, ostrożnie, z niepewnością dotknęły najpierw jego głowy, a potem reszty nieco przerośniętego jak na nietoperza ciała. Chciał odpowiedzieć, że przyszedł po niego, zabrać go do swojego zamku w Rosji, gdzie pomimo wydawałoby się wiecznych mrozów, jest ciepło, a w kominkach zawsze huczy ogień.
Podczas gdy Jean już, już miał wejść z powrotem do środka, o balkonowe płytki uderzyły lekko dwa drewniane obcasy stylowych, skórzanych butów. Męskie, ciemne, rozmiar czterdzieści cztery, robione na specjalne zamówienie. Blond włosy zafalowały na wietrze i dało się usłyszeć lekki szelest ubrań.
- Przyszedłem po ciebie Jean - odezwał się Aleksiej, stonowanym głosem, ani nie zbyt silnym, ani też nie za cichym. Stukając lekko butami o podłogę, chociaż równie dobrze mógł znaleźć się przy szatynie zupełnie bezszelestnie, zbliżył się do niego. Z dłoni zdążyła już odpłynąć ciepła krew, ale na szczęście zadbał o rękawiczki. Dotknął delikatnie twarzy chłopaka i odgarnął z niej niesforne kosmyki.

Jean Damien Herve

Kiedy tylko usłyszał kroki obok siebie, jego serce na moment zabiło szybciej.
Jak, kimkolwiek obcy był, dostał się na balkon na piątym piętrze? Gdyby przechodził przez barierkę z pokoju obok, Jean słyszałby go. A on, po prostu zjawił się znikąd. Szatyn usłyszał cichy szelest poruszonych przez wiatr ubrań, dźwięk kroków przywodził na myśl eleganckie, męskie buty - na pewno męskie, kroki były pewne, silne. Kobiety chodziły zupełnie inaczej. Kolejne informacje przyniósł głos; pianista niemalże instynktownie wyczuł, że kimkolwiek obcy jest, próbuje go za wszelką cenę nie przestraszyć. Miał łagodny, chociaż chłodny ton, ale gdzieś na dnie jego głosu pobrzmiewało... napięcie? Coś na kształt tęsknoty? Tego chłopak nie potrafił określić. Bardziej jednak intrygował go akcent, obcy, odległy, choć na pewno europejski. Może rosyjski? Tak, chyba tak. Jego gość prawdopodobnie był Rosjaninem. Mówił po francusku bardzo wyraźnie, ale nie pozbył się subtelnych, obcych naleciałości.
Kiedy poczuł dłoń na swoim policzku, automatycznie odsunął się o krok do tyłu. Dotknął plecami ściany: przez cienki materiał koszuli powoli zaczęło przenikać dojmujące zimno. Lekki, ostrożny dotyk miękkiej, drogiej skóry. Obcy na pewno nosił rękawiczki, jedne z tych, które uważano za luksusowe. Były zimne. Mężczyzna na pewno już spędził jakiś czas na powietrzu, przemarzł.
Szatyna nie zdziwiło to, że mężczyzna znał jego imię. Wiele osób je znało, zwłaszcza, że nawet nie było w żaden sposób wymyślne ani oryginalne. Ot, kolejny Jean.
- Nie rozumiem - powiedział spokojnie - Czy ja pana skądś znam?
Który normalny człowiek reaguje tak stoicko, kiedy ni stąd ni zowąd nachodzi go ktoś obcy? Który w dodatku wziął się znikąd?! Ale... Nie, Jean nie wpisywał się w klasyczny model współczesnego Francuza.
Zresztą, nikt nie gwarantował mu, że naprawdę czuje to, co czuje, prawda? Kiedyś miał z tym... drobne problemy. Tak, to dobre określenie.
Nacisnął klamkę balkonowych drzwi. Było zimno.

Aleksiej

Nie zdziwił się, kiedy jego dotyk wywołał reakcję u chłopaka. Szatyn naturalną koleją rzeczy odsunął się, nieświadomie znajdując się w jeszcze gorszej sytuacji niż przedtem. Jego możliwość ewentualnej ucieczki zmalała, kiedy jego plecy dotknęły ściany. Zadrżał, a wampir zastanawiał się czy wywołane jest to strachem, czy chłodem, który powoli zaczynał odbijać się na skórze młodego pianisty. Zanim odpowiedział na pytanie, wyprostował się i zabrał swoją wścibską dłoń.
Nie mógł jednak nic poradzić na to, że tak bardzo pragnął dotknąć szatyna. Zbadać każdy centymetr jego skóry, każdy włos. Jean był tak strasznie delikatny! Naprawdę stanowił rarytas dla takiego kolekcjonera jak Aleksiej. Był, co tu dużo mówić, odpowiedni dla niego. W dodatku muzyka którą tworzył... Wampir oddałby swoją nieśmiertelność byle tylko usłyszeć te cudowne dźwięki jeszcze raz. By wysłuchać zakończenia, by zobaczyć ponownie jak jego świat wali się u podstaw, by ujrzeć apokalipsę, a potem powolne, spokojne odrodzenie. Przetrwają jedynie najsilniejsi, prawda?
- Wejdźmy do środka - zaproponował, po chwili ostrożnie popychając pianistę do środka. Nie musiał dotykać klamki, by drzwi zamknęły się za nimi, kiedy tylko przekroczyli próg pokoju. W środku było zdecydowanie cieplej, wiatr nie przebijał się już przez cienkie warstwy materiały. Aleksiej spodziewał się mocniejszej reakcji na swoją obecność, dokładnie takiej jak większość ludzi. Zaskoczenie było miłe, bo i nie sądził, że Jean będzie taki sam jak cała reszta, którą dane mu było spotkać. Aleksiej nie zamierzał wykładać swojego problemu od razu. Najpierw rozejrzał się po pokoju, a nie znalazłszy w nim barku z winem albo chociaż miodem pitnym, westchnął cicho. Usiał na jednym z niedalekich foteli, dbając jednocześnie o to, by jego kroki i fakt, że usiadł były słyszalne. Nie chciał niepotrzebnie straszyć pianisty swoimi nieludzkimi umiejętnościami. Pewien tego, że i tak Jean nie da rady się zorientować, wypowiedział nieme zaklęcie, jedynie poruszając ustami. W jego dłoni pojawił się kieliszek z winem, a on sam uśmiechnął się do siebie.
Wino z jego piwnicy, cudowny rocznik 66. Pyszny jak zawsze.
- Nie krępuj się chłopcze, siadaj. To przecież twój pokój, prawda? - Zagadnął Aleksiej, po chwili upijając odrobinę płynu. Zamruczał z przyjemności, a nieopatrznie jego kły stuknęły o szkło. Dźwięk rozszedł się po całym pokoju, ostatecznie jednak wampir niczego nie zrobił.
- Nie sądzę, żebyś mnie znał, za to ja znam ciebie. Zamierzam zabrać cię ze sobą - obwieścił, mierząc chłopaka spokojnym spojrzeniem.

Jean Damien Herve


Mimowolnie westchnął z ulgą, kiedy wszedł do pokoju. Mimo całej swojej specyficzności i nieco wątpliwej poczytalności, w jednej kwestii łączył się z całym narodem. Nie lubił zimna.
Odruchowo wyciągnął dłoń przed siebie: obcy mężczyzna ostrożnie chwycił jego nadgarstek i pomógł mu bezkolizyjnie podejść do jednego z foteli.
Jean nie usiadł, bo nie bardzo wiedział, co powinien w całej tej sytuacji zrobić.
Przez chwilę po prostu wsłuchiwał się w otoczenie.
Szum wiatru, przez który przebijały się klaksony samochodów, zbyt głośno włączony telewizor w pokoju obok, tłumione przez miękki dywan kroki, ciche skrzypnięcie fotela, kiedy obcy mężczyzna w nim usiadł, po chwili coś jakby uderzenie niewielką, twardą powierzchnią w kieliszek... Podobny dźwięk powstawał zawsze wtedy, kiedy ktoś nieopatrznie stuknął zębami o szklankę. Ale przecież Jean niczym gościa nie częstował. Może na stoliku nocnym stała woda? Ale nie, słyszałby przecież, że obcy sięga po butelkę, odkręca ją, nalewa napoju... Coś tu nie grało.
Chłopak ostrożnie usiadł w drugim fotelu. Złożył ręce na kolanach. Był trochę spięty; pozbawiony najważniejszego dla ludzi zmysłu działał na trochę innych zasadach, zauważał rzeczy, których inni nie dostrzegali.
Na przykład to, że jego gość w ogóle nie porusza się w fotelu, że nie słyszy jego oddechu, że w jego obecności w człowieku budzą się naturalne instynkty obronne. Jeśli istniałoby coś takiego jak ludzka aura, ta należąca do gościa z pewnością byłaby jedną z najbardziej specyficznych na świecie.
- To kim właściwie jesteś? I dlaczego miałbyś mnie zabierać? - Był szczerze zaciekawiony, ale gdzieś na dnie jego głosu pobrzmiewała nuta niepokoju.
Otworzył usta jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie zamilkł. Nie wytrzymał długo w bezruchu, podniósł się, powoli podszedł do gościa i oparł rękę na jego ramieniu. Przesunął palcami po materiale płaszcza; skórzanego, miękkiego, zupełnie zimnego z powodu temperatury na zewnątrz.
Nieco niepewnie przeniósł palce na kość policzkową obcego. Chciał wiedzieć jak wygląda, zdobyć jakiekolwiek informacje na jego temat...
- Mogę? Mogę... przyjrzeć się?

Aleksiej

Pomógł szatynowi odnaleźć drogę do najbliższego fotela, jakżeby inaczej. A potem, kiedy oboje już siedzieli nie mógł się powstrzymać i bezczelnie gapił się na chłopaka. W tym momencie nie czuł absolutnie żadnej potrzeby, by w jakikolwiek sposób się poruszać, włączając w to oddychanie. Tak po prawdzie, wymiana gazowa nie była mu potrzebna do niczego, oprócz wychwytywania zapachów. A pianista, czego by o nim nie mówić, pachniał znakomicie. Teraz, kiedy wampir skupił się na swoich zmysłach, słyszał jak krew płynie w jego żyłach, jak serce bije odrobinę za szybko, poddenerwowane. Widział też jak chłopak niepewnie próbuje zlokalizować Aleksieja, jak zastanawia się, skąd w jego rękach znalazł się kieliszek, albo cokolwiek szklanego. I jak dochodzi do wniosku, że nie ma bladego pojęcia.
Wampir wychwycił też zmianę w zachowaniu chłopaka, kiedy ten doszedł do wniosku, że w tym pokoju nikt poza nim nie oddycha. Aleksiej był za bardzo ciekawy tego, co szatyn zrobi, by przestać go straszyć.
- Wybacz moją nieuprzejmość - powiedział dopiero po długiej chwili ciszy. Nie poruszył się jednak ani o centymetr, nie wliczając ust. - Nazywam się Aleksiej.
Zastanawiał się, czy zdradzić do końca swoją tożsamość, a potem w milczeniu podziwiać reakcję pianisty. Z drugiej strony, jakże rozkosznie byłoby obserwować jak pomału, kawałek po kawałeczku, szatyn układa, rozwiązuje jego zagadkę? Odkrywa tę przerażającą prawdę o nieśmiertelności, o wielkich, złych potworach z legend? O tym, że tak naprawdę te wszystkie mityczne stworzenia, o których piszą teraz bajki tak naprawdę istnieją? Egzystują w cieniu, schowane przed wzrokiem zwykłych śmiertelników. Czekają na odpowiednią okazję by zatopić pazury i kły w świeżym mięsie... Aleksiej odgonił od siebie wizję kolejnego posiłku. Musiał uważać, by jego instynkt drapieżcy nie przejął nad nim całkowitej kontroli. Słyszał już bowiem o przypadkach nieśmiertelnych, którzy zupełnie zgubili siebie podczas wiecznego polowania i jedyne, do czego byli zdolni, to conocne morderstwa.
Aleksiej zdecydowanie nie chciał i nie zamierzał skończyć w podobny sposób.
Ostatecznie postanowił nie mówić szatynowi, że wcale nie jest istotą ludzką. Uznał, że zdecydowanie ciekawiej będzie, jeśli chłopak sam się tego domyśli. Tymczasem, jego mały pianista wstał z fotela i już po chwili znalazł się przy nim.
- Nie krępuj się proszę - odpowiedział, i jakby na potwierdzenie swoich słów, obrócił głowę w kierunku tych delikatnych dłoni. Jego skóra była twarda i miękka jednocześnie ale niezmiennie pozostawała lodowata. Nawet jak na przebywanie przez kilka godzin na dworze... Aleksiej spoglądał z uwagą na śmiertelnego, aż w końcu odstawił kieliszek i sprawnym ruchem posadził chłopaka na swoich kolanach.
- Chcę, żebyś należał do mnie - powiedział cicho, z jakąś ukrytą potrzebą w głosie i jednocześnie odpowiedział na drugie z pytań Jean`a.


Jean Damien Herve

Pochylił się odrobinę i ostrożnie przyłożył drugą dłoń do drugiego policzka swojego gościa. Powoli przesunął opuszkami po jego skórze: była wprost przedziwna. Jeanowi kojarzyła się ze swego rodzaju maską, zrobioną na tyle dobrze, że niemalże doskonale imituje ludzką skórę. Niemalże: była zbyt perfekcyjnie gładka, zbyt zimna. Bo nie sprawiała wrażenia wychłodzonej. Raczej lodowato zimnej z natury.
Ostrożnie przesunął palce wzdłuż kości policzkowych, powoli, delikatnie dotknął łuków brwiowych, poprosił Aleksieja żeby zamknął oczy i z zadziwiającą subtelnością przesunął opuszkami po powiekach. Obrysował opuszką jego wargi, musnął nos, wsunął palce we włosy i przesunął między nimi jedno z pasm. Gość miał długie włosy. I zdawał się być całkiem przystojnym mężczyzną, na tyle, na ile Jean potrafił go sobie wyobrazić.
A miał przed oczyma całkiem dokładny obraz: długie włosy, męskie, ale nie typowo wąskie usta, prosty, ładny nos, mocno zarysowane kości policzkowe, ładny podbródek.
Francuz przygryzł lekko dolną wargę. I wszystko to cholernie, nienaturalnie zimne.
W dodatku ani razu nie poczuł na dłoniach oddechu niejakiego Aleksieja.
Wydał z siebie nieokreślony, zaskoczony dźwięk, kiedy obcy mężczyzna wciągnął go na kolana.
- Nie oddychasz - odpowiedział tylko szatyn. Wydawał się być zaniepokojony.
Jakby w ogóle nie słyszał, że ma być czyjąś własnością. Ważniejsze zdawały się być fizyczne nieprawidłowości mężczyzny. Jean myślał, że już zupełnie doszedł do siebie. Że nie będzie więcej słyszał, dotykał ani czuł niczego nie mającego prawa istnieć. Że już jest dobrze.
A tutaj nagle takie coś?
- Nie chcę do nikogo... należeć - dodał wreszcie,po dłuższej chwili. Zaczął zsuwać się z kolan Aleksieja.


Aleksiej

Dotyk drobnych dłoni na twarzy sprawił mu swojego rodzaju przyjemność. Dawno żadna ludzka istota nie odnosiła się do niego z takim spokojem, chociaż pianista nadal nie mógł wyzbyć się swojego instynktu. Ów szept w głowie, z pewnością podpowiadał chłopakowi, by jak najszybciej uciekł. Odsunął się od tej nienaturalnej istoty, która upodobała sobie właśnie dzisiaj, właśnie jego i granatowy fotel w niebieskim, hotelowym pokoju.
Aleksiej objął szatyna ramieniem, jednocześnie zabierając mu jakąkolwiek możliwość ucieczki. Zadbał jednak o to, by jego dłonie nie były zbyt nachalne, by nie zaciskały się na ramieniu chłopaka, a jedynie asekurowały je. Tak na wszelki wypadek, gdyby Jean miał ochotę zacząć się szarpać. Wampir uśmiechnął się delikatnie. Oto właśnie nadchodził moment, w którym zdrowy rozsądek przemawiał przez ludzi, po wielu próbach wydostania się na zewnątrz. Blondyn przypatrywał się pustym oczom pianisty, które tylko stwarzały pozory, że widzą jego twarz, tym samym pozostając zupełnie niewidome.
- Nie oddycham - przytaknął ze spokojem. - Nie muszę oddychać, jeść czy pić.
Postanowił trochę urozmaicić swoją wypowiedź. Dać chłopakowi trochę więcej wskazówek na swój temat. W końcu jak inaczej mógłby się dowiedzieć? Czy ślepe dziecko, będzie tak samo podatne na popkulturę dwudziestego pierwszego, paskudnego, wieku tak jak inne? Aleksiej nienawidził popkultury z całego swojego serca. Skupiał się na tej części rozrywki, która odznaczała się klasą, starym pięknem dziedziczonym przez pokolenia. Zdecydowanie stroił od nowinek. Prawdą było, że im starszy Wampir, tym trudniej jest mu stawiać czoła kolejnym rozświetlonym nocom, jaśniejszym niż kiedykolwiek był dzień.
- Obawiam się, Jean, że nie masz prawa głosu w tej sprawie - powiedział, słowem wyjaśnienia, zwracając się prosto do szatyna w jego ramionach. To, że zabierze go do siebie i uczyni tylko swoim, było przesądzone w momencie, w którym rozpoczął się koncert dzisiejszego wieczoru. Wampir z natury, już jako człowiek, był wielkim egoistą i teraz, jako nieśmiertelny, zamierzał sobie folgować i dogadzać w ramach rekompensaty za wieczną udrękę na jaką został skazany.
Wyczuł jak puls chłopaka przyspiesza i nieco zmartwiony, przygarnął go bliżej siebie. Może to nie było najrozsądniejsze wyjście, ale Aleksiej nie miał lepszego pomysłu. A zostawić Jeana na pewno nie chciał. Zajrzał do jego myśli i dosłownie kilka sekund później, wiedział już dlaczego jego osoba budzi takie, a nie inne reakcje.
- Spokojnie mój mały kanarku - zamruczał, modulując swoim głosem tak, by brzmiał pewnie, spokojnie a zarazem łagodnie. Wyszło mu idealnie, w końcu miał za sobą wiele lat praktyki. - Nikt nie zarzuci ci utraty zmysłów. Jestem równie prawdziwy, co ty.


Jean Damien Herve

Nie, coś było nie tak. I nawet Jean, chociaż doskonale wiedział, że nie wpisuje się w klasyczne kanony normalności, widział w tym wszystkim coś dziwnego.
Tak po prostu... Po prostu być nie mogło. Zwyczajnie.
Jean niepewnie, ostrożnie dotknął żuchwy mężczyzny. Opuszkami palców powolutku przesunął po zimnej skórze, aż wreszcie dotarł do tętnicy. Była zimna, gładka, i nie poruczała się ani odrobinę. Dłużej przytrzymał na niej palce.
Nie czuł żadnego pulsowania. Żadnego ciepła.
Niczego co świadczyłoby o tym, że siedzący przed nim mężczyzna żyje. Że jego serce bije, że ma tętno, że mięsień pompuje krew i przekazuje ją dalej.
Jean zagryzł dolną wargę. Jego serce znów nieznacznie przyspieszyło. Czuł to wszystko bardzo wyraźnie: gładkość nienaturalnie chłodnej skóry, szorstość materiału, z ktorego zrobione były ubrania gościa, kosmyk jego długich włosów na drugiej dłoni, ciche skrzypnięcie fotela, kiedy znów się poruszył, silną dłoń na swoich plecach. Dokładnie słyszał głęboki, nieco zachrypnięty głos. Wariował.
Cholera jasna, jego głowa znów płatała mu figle. Zaczynał wierzyć w to, że rozmawia z kimś martwym!
W dodatku ten martwy ktoś właśnie oświadczył mu, że zamierza go porwać. I Jeana wcale ta myśl nie martwiła, bynajmniej nie tak, jak powinna go była zmartwić.
- Dlaczego chcesz mnie gdzieś zabrać? - nie próbował uciekać od obcego.
Próbował uciekać od własnych myśli. Bo przecież bezpieczniej było udawać, ze wszystko jest w porządku, prawda?

Aleksiej


Uśmiechnął się lekko, jedynie minimalnie unosząc kąciki ust. Pozwolił, by ciche, nieco rozbawione, nieco pobłażliwe westchnienie dotarło do uszu jego małego złotego chłopca. Nadal czytał jego myśli. Nie wszystkie, oczywiście, taka obecność w czyimś umyśle z pewnością zostałaby zauważona, a wampir nie chciał niepotrzebnie wyprowadzać pianistę z równowagi.
Jeszcze ucierpi na tym jego talent i historia, którą Aleksiej usłyszał dzisiejszego wieczoru nie dostanie upragnionego końca. Nie, na to zdecydowanie nie można pozwolić.
- Ponieważ chcę, żebyś grał dla mnie - odpowiedział, przeczesując spokojnym gestem włosy chłopaka. Były miękkie, sypkie, widać, że nie dawno myte i potraktowane dobrą odżywką. Wampir doskonale czuł tą nikłą woń owoców cytrusowych, która niemalże idealnie mieszała się z naturalnym, ludzkim zapachem. Tym, który na niego działał najbardziej i najmocniej z wszystkich istniejących.
Ponownie tego wieczoru Aleksiej musiał powstrzymywać swoje instynkty przed spożyciem przedwczesnej i nadprogramowej kolacji. Ale co mógł na to poradzić? Ta delikatna dłoń, która przypadkowo została na jego szyi, ten przyspieszony oddech i szybkie bicie serca. Ten strach, który powoli przeradzał się w panikę, kiedy Jean coraz bardziej zagłębiał się w pułapkę własnych myśli.
Jak można udowodnić temu chłopcu, że tak naprawdę Aleksiej jest prawdziwy?
- Nie postradałeś jeszcze zmysłów, Jean. Niedługo zdasz sobie sprawę z tego, że wszystko czego doświadczasz w tej chwili jest prawdziwe, pomimo swojej odmienności. Czy jest w tym pokoju coś, co chciałbyś zabrać ze sobą? - Zapytał blondyn, poprawiając chłopaka w swoich rękach.
Nie zamierzał dłużej przeciągać pobytu w hotelowym pokoju. Niedługo słońce na nowo zacznie wschodzić i Aleksiej będzie musiał szukać schronienia we własnym apartamencie, w mocnej, ciemnej trumnie. Do tego czasu miał nadzieję zabrać tam swojego pianistę i zapewnić mu odpowiednie warunki.

Jean Damien Herve

Chłodną dłoń przeczesującą kosmyki jego długich, bo sięgających do pasa włosów, przyjął całkiem spokojnie. Właściwie to nie zobaczył w tym nienaturalnie czułym geście niczego dziwnego. Dużo gwałtowniejsze emocje wywoływała w nim świadomość, że właśnie rozmawia z kimś, kto nie żyje.
Co prawda... On sam nie widział w tym niczego złego. Nie sądził również, że to niemożliwe. Jean miał to do siebie, że w jego świecie pozbawionym światła i kolorów znalazło się miejsce dla istot z baśni i legend. Znalazło się miejsce dla wszystkiego tego, co reszta świata zrzucała an margines wyobraźni i chwilowej rozrywki w kinie. Bo kto dzisiaj wierzył w anioły, demony, wampiry, wiedźmy i całą resztę fantastycznego tałatajstwa? Właściwie tylko dzieci. I Jean.
Tylko że Jeanowi zabraniano w to wszystko wierzyć. Pamiętał ilu łez przysporzył matce i jak wiele nerwów poświęcił jego ojciec. Nie mógł im tego zrobić jeszcze raz...
Uniósł dłoń i nieco niepewnie oparł ją nad uchem mężczyzny. Powoli, delikatnie przesunął palce pomiędzy kosmykami długich - choć krótszych niż jego własne, szacował, że sięgały obcemu kilka centymetrów poniżej łopatek, ale mógł się przecież mylić - włosów. Równie nienaturalnych jak skóra gościa. Nienaturalnie miękkie, gładkie, ale zupełnie inne niż włosy każdego innego człowieka. Zbyt gładkie. Zbyt miękkie. I zbyt mocne jednocześnie.
- Jeśli chcesz, żebym grał, zawsze możesz po prostu przyjść - powiedział spokojnie. Nie wydawał się jednak zbytnio denerwować tym, że niejaki Aleksiej chce go gdzieś zabrać.
Był wręcz nienaturalnie, jak na taką sytuację, spokojny. Oczywiście, denerwował się: ale za mało. Każdy inny człowiek wpadłby w panikę. Ale Jean... Świat Jeana nie był normalny. Chyba dalej kwalifikował to wszystko jako wyjątkowo pokręcony sen.
Ostrożnie zszedł z kolan drugiego mężczyzny. Niemalże bezbłędnie trafił do wieszaka, na którym zostawił swoją marynarkę. Założył ją, a po chwili do jego rąk trafiły cienka, metalowa laska, ciemne okulary i wyjątkowo wypchany neseser: dziecko-geniusz, czy nie, nut dalej potrzebował.
- Właściwie.. Na ile mam iść z tobą?
Chyba nie zrozumiał, że zostanie zabrany. Raz i na zawsze.


Aleksiej


W myślach przyznał się przed samym sobą, ze dotyk tych delikatnych, ciepłych, a przede wszystkim ludzkich dłoni był naprawdę aż za przyjemny. Wampir zdecydowanie mógłby się uzależnić od takich nieśmiałych, prawie-pieszczot, kiedy jego włosy z takim namaszczeniem zostały przeczesane przez smukłe palce pianisty. W pewnym momencie odchylił nawet lekko głowę, tak by bardziej dotykać dłoni chłopaka. Pozwolił sobie nawet na cichy pomruk pełen zadowolenia. Może nie spędziłby w ten sposób całej wieczności, ale na pewno jakąś jej część.
Nadal jednak intrygowało go samo podejście Jeana do sytuacji. Musiał więc po raz kolejny odczytać kilka z tysięcy myśli, które gromadziły się w umyśle bruneta. Jak dziwny musiał być jego mały Złoty Kanarek, skoro wierzył w niego? W wampiry, w wiedźmy, smoki i magię? I ile kosztowało go życie z tą wiedzą, zaszytą głęboko pod skórą i której nie można uwolnić by nie okazać się wariatem dla reszty świata?
- Obawiam się, Jean, że jestem na to zbyt egoistyczny - odpowiedział, wypowiadając jego imię pieszcząc je jednocześnie. Jeszcze raz przesunął dłonią po biodrze chłopaka, zanim pozwolił mu zejść ze swoich kolan.
I zrobił to, wiedząc, że Jean chce dojść do swojej marynarki, zabrać laskę i nieodłączny neseser. I być może wyruszyć z nieznanym sobie wcześniej mężczyzną, gdziebądź. Na kraniec świata, gdzie nikt nigdy go nie odnajdzie. Ale tego przecież pianista nie mógłby przewidzieć prawda? Aleksiej uśmiechnął się lekko, oblizał usta. Światło księżyca odbijało się od jasnej skróty Jean`a, jednocześnie część jego postaci pozostawiając w cieniu. Tak piękny. Tak eteryczny. Tak kuszący. Blondyn niemalże z żądzą wymalowaną na twarzy przypatrywał się chłopakowi.
- Na zawsze - odparł, nie zastanawiając się, czy może lepiej byłoby skłamać. Ale stało się, Wampir nie zamierzał cofać już swoich słów. - Zabiorę cię stąd na zawsze, czy jesteś na to gotów, czy nie.
Aleksiej nie wstawał z fotela. Od razu znalazł się za Jean`em i objął go lekko w pasie, a potem, znów przenosząc się z miejsca w miejsce, znaleźli się z powrotem na chłodnym balkonie. Nie minęło dużo czasu, a chłopak mógł poczuć jak ciepły, ciężki płaszcz okrywa mu ramiona.
- Tam, dokąd idziemy panuje wieczna zima - powiedział cicho Aleksiej, pochylając się do ucha szatyna.

Jean Damien Herve

Kiedy wampir bezszelestnie znalazł się za jego plecami i lekko objął go w pasie, szatyn z niepokojem uniósł głowę.
Nie przywykł do takich niespodzianek. Miał przecież słuch absolutny. Nie możliwym było, żeby umknęły mu czyjeś kroki, nawet jeśli stawiane na miękkim dywanie.
Nieco spokojniej młody muzyk przyjął to, że bez wychodzenia czy otwierania drzwi znalazł się na zewnatrz: jego mózg zaakceptował fakt, że Aleksiej nie jest normalnym gościem. Nie jest kimś zwyczajnym.
Więc Jean po prostu przestał oczekiwać po nim rzeczy zwyczajnych.
- Na zawsze? - szatyn zagryzł wargę. Nie wierzył w wieczność, co to, to nie.
Ale skoro obcy chciał zabrać go na długo, to chyba powinien iść do matki, zobaczyć ją... Nawet w tak dziwnym śnie jak ten powinien się pożegnać, tak sądził.
- Nie lubię zimna - odparł, zupełnie zresztą szczerze.
Był typowym Francuzem, źle znosił chłód. W dodatku od wielu lat zabraniano mu dostępu do zimowych rozrywek, które niegdyś tak kochał: nie mógł oglądać drzew przysypanych śniegiem, rozkoszować się spokojem cichych, górskich traktów, nie mógł śmiać się i ścigać z ojcem, kiedy nauczył się wreszcie panować nad snowboardem. Nie miał żadnej z tych rzeczy. Większość mroźnych, zimowych dni spędzał przy fortepianie, przy książkach, w ciepłym apartamencie, w miękkich kapciach i szlafroku, obok ciepłego grzejnika albo kominka. Zapomniał co to znaczy uderzyć gołymi dłońmi w lód na lodowisku, nie pamiętał zimnego wiatru na twarzy, kiedy pędził przez zaspy, albo zarył w śnieg po wywrotce na sankach.
Nieco nadopiekuńczy rodzice zabrali go od tego wszystkiego. Nie miał im tego za złe, co to, to nie: wręcz doskonale ich rozumiał.
Ale.. Cóż. Stracił dawną odporność na chłód, a za zimą nie przepadał.
Dlatego też z ulgą wtulił się w narzucony na jego ramiona, stanowczo za duży, ale przynajmniej ciepły płaszcz.
- Nie wziąłem żadnych własnych ubrań - zauważył. - I chciałbym iść do mamy...

Aleksiej


- Polubisz zimę na nowo - odparł mężczyzna, a w jego głosie dało się słyszeć zapewnienie. Wiedział już, że w jego Zamku chłopak znajdzie dla siebie bardzo wiele zajęć. I kto wie, może kiedyś, kiedy Aleksiej poczuje na nowo tę tęsknotę do odnajdywania innych z jego gatunku, może wtedy i Jean zostanie jego towarzyszem na resztę wieczności? Ah, wieczność, cudowna wieczność, przeklęta po stokroć.
Aleksiej miał chwilę, w których pragnął jedynie śmierci. Jednocześnie zbyt bardzo kochał siebie, by odebrać sobie życie. O ile łatwiej byłoby umrzeć w wypadku, na polu walki czy od zwykłej, ludzkiej choroby? Albo zestarzeć się i pewnego dnia już się nie obudzić? Ale nie, los odebrał mu te wszystkie możliwości i teraz jego mały śmiertelny wydawał się taki kruchy. Taki podatny na to wszystko, co go otacza.
Blondyn poprawił puchowy płaszcz, zupełnie mechanicznie. Dopiero po kilku sekundach jego myśli skojarzyły, odkopując w jeszcze dawnych, ludzkich wspomnieniach to jedno, łudząco podobne. Kiedy swojego najlepszego przyjaciela, słońce jego życia, po raz ostatni okrywał płaszczem, zanim tej pamiętnej zimy umarli oboje. Aleksiej westchnął cicho, a potem pogładził włosy szatyna.
- Nie powinieneś przejmować się ubraniami. Dostaniesz nowe - wymruczał, jego spokojny głos odbił się echem w przestrzeni między budynkami, chociaż tak naprawdę, nie miał do tego prawa. Aleksiej szybko zrozumiał swój błąd, kiedy przez moment jego pianista był zupełnie rozkojarzony. Polegając tylko na słuchu nie był w stanie dociec, z której strony głos tak naprawdę pochodził.
- Zaprowadzę cię do twojej matki, pod warunkiem, że jej nie obudzisz. Pozwolę ci na to ostatnie pożegnanie - dopowiedział po chwili Aleksiej, zdając sobie sprawę, jak okrutnie by postąpił, odbierając dziecku taką możliwość. On sam bardzo pragnął odwiedzić swoją własną rodzinę, ale jako wampir, bał się do nich zbliżyć. Bał się, że mógłby uczynić im krzywdę.
- Ale zaraz potem wyruszymy. Podróż jest zbyt długa, by z nią zwlekać, mój mały pianisto.
Aleksiej na moment przymknął oczy, szukając pokoju, w którym spała matka Jean`a. Dobrze się złożyło, że akurat na lewo, od sypialni chłopaka, tuż obok. Prawdopodobnie, gdyby wampir mówił troszeczkę głośniej, kobieta mogłaby go usłyszeć. Tak, to niewątpliwie byłby kłopot, gdyby wpadła w trakcie ich małej pogawędki. Z matkami już tak było, że naprawdę nie lubiły tracić swoich dzieci.
Aleksiej chwycił szatyna za dłoń i przeskoczył razem z nim na drugi balkon, by potem, bezszelestnie otworzyć drzwi do sypialni.

Jean Damien Herve

Kiedy Aleksiej się odezwał, Jean z zaniepokojeniem pokręcił głową. Głos mężczyzny dobiegał właściwie z każdej strony.
I już nawet nie chodziło o to, że było to niezgodne z prawami fizyki czy logicznego myślenia.
Po prostu, na cały świat Jeana składały się głównie dźwięki, wrażenia zmysłowe, zapachy, smaki... To za ich pomocą poznawał świat, identyfikował ludzi i przedmioty.
Kiedy nagle dźwięk zaczynał atakować go ze wszystkich stron, nie był w stanie zorientować się w sytuacji.
Obcy mężczyzna chyba wyczuł jego zakłopotanie, bo ostożnie chwycił go za nadgarstek, znów pozwalając umiejscowić się w przestrzeni.
Pianista zdał się odrobinę uspokoić. Naprawdę czuł się pewniej kiedy wiedział co się wokół niego dzieje.
- Skoro nie powinienem, to nie będę jej budzić - odparł spokojnie.
Było w tym wszystkim coś irytującego, w tym jego nienaturalnym spokoju, braku okazywania gwałtownych emocji i zainteresowania światem zewnętrznym. Ale co Jean mógł na to poradzić? Skupiał się głównie na swoich odczuciach, ale nie potrafił zmusić siebie samego do intensywniejszego przeżywania.
Taki po prostu był. Akceptował świat takim, jakim był. Życie nauczyło go pokory.
Kiedy znaleźli się w sypialni jego rodziców, Jean - korzystając z pomocy Aleksieja - cichutko zbliżył się do łóżka.
Przykucnął przy nim i ostrożnie, delikatnie, przesunął opuszkami palców po ramieniu, szyi i wreszcie policzku matki.
Nie musiał przypominać sobie jej twarzy: znał jej rysy na pamięć, oglądał je tak często, że niemalże wryły mu się w pamięć, choć ciągle, uparcie, kiedy o niej myślał, przed oczyma stawało mu stare zdjęcie z wakacji. Młodsza o dziesięć lat, stała na plaży i śmiała się z jakiegoś żartu. Obok ojciec usiłujący oblać ją wodą i sam Jean, z dumą pokazujący samek z piasku dorównujący rozmiarami niemalże jemu samemu.
Jego ostatnie wakacje, które miał okazję zobaczyć.
Herve uśmiechnął się kącikiem ust. Jego mama miała wyjątkowo gładką skórę, choć muzyk czuł już pod palcami że w pewnych miejscach wiotczeje, traci młodzieńczą elastyczność, a w miejscu uroczych piegów pojawiają się zmarszczki.
Nie próbował dotknąć ojca: miał lekki sen, mógłby się obudzić, a tego przecież Jean obiecał nie robić...
Po kilku minutach pocałował obojga w policzki i cichutko, ostrożnie, wrócił do swojego dziwnego gościa.
Wydawał się być całiem pogodzony z losem.
Albo dalej nie biorący wszystkiego na poważnie.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyCzw Mar 15, 2012 10:24 pm

Aleksiej

Nie zamierzał wchodzić w głąb sypialni rodziców Jean`a. Coś, jakaś niesprecyzowana i niezrozumiała nawet (a może zwłaszcza) dla niego siła sprawiła, że nie był w stanie podejść bliżej. Stanął więc posłusznie, nieco spochmurniały, zaraz za drzwiami prowadzącymi na taras. Lekki powiew chłodnego powietrza poruszył jego włosami, niosąc ze sobą subtelne orzeźwienie. Aleksiej poczuł zapachy ulicy; spaliny, dym papierosowy i ulotny zapach ludzi, gorących, ciepłych i czekających na to tylko, by zagłębić zęby w ich szyi...
Aleksiej postanowił, że jeszcze przed snem skosztuje swojego pianisty. Inaczej prawdopodobnie nie będzie w stanie utrzymać swoich instynktów na wodzy. Zbyt bardzo pragnął go w tej chwili, by móc sobie odmówić tej drobnej i jakże potrzebnej przyjemności.
- Jean - wymruczał, kiedy pożegnanie zaczęło się przeciągać.
Jego głos był cichszy niż szept, wargi poruszyły się jedynie o milimetry, a mimo to jego Kanarek był w stanie wychwycić każdy dźwięk.
Wampir z utęsknieniem wpatrywał się w obrazek, który dziwnym trafem odmalował się właśnie przed nim. Dziecko żegnające swoją matkę. Bez rozpaczy, bez łez, zupełnie pogodzone z losem, chociaż tak naprawdę jeszcze nie zdające sobie sprawy z powagi sytuacji. Z ważności decyzji, jaka została tej nocy podjęta i jej konsekwencji. Aleksiej przez moment poczuł ukłucie żalu. Czy Jean będzie tęsknił za swoją rodziną? Czy przez to jego gra nie będzie już tak doskonała? Oczywiście, że pewnego dnia będzie chciał do nich wrócić. Być może nastąpi to szybciej niż można byłoby się spodziewać. Ale z drugiej strony czyż to nie smutek właśnie prowokował artystów do działania? Do tworzenia sztuki, rzeczy pięknych i bardziej nieśmiertelnych niż sam Aleksiej? Do utworów, które przetrwają tysiąclecia?
Jeśli smutek Jeana udoskonali jego muzykę to Wampir nie będzie miał nic przeciwko temu. W jego ponurym życiu było już tyle samotności i bólu, że jeszcze odrobina może je tylko uświetnić. Zwłaszcza, że dźwięki fortepianu, nawet te najbardziej rozpaczliwe, przynoszą ukojenie.
Aleksiej poczekał, aż Damien wróci do niego, odnajdując go niemal bezbłędnie w swoich ciemnościach.
- Możemy iść? - Zapytał, chociaż tak naprawdę znał odpowiedź. Objął delikatnie swoją cenną zdobycz w pasie, jednocześnie przytrzymując duży płaszcz. Drugą dłoń wplątał w sypkie włosy pianisty i schylił się, zupełnie, jakby chciał ucałować chłopaka w czoło. I z całą pewnością uczyniłby to chętnie, gdyby nie fakt, że do wschodu słońca zostało już naprawdę niewiele czasu.

Aleksiej wynajmował prawdziwy apartament w pełni zasługujący na miano "królewskiego". Za każdym razem kiedy odwiedzał Paryż zamawiał właśnie te pokoje, numer 1113, na najwyższym piętrze budynku. Urządzone tak jak Aleksiej lubił, z przepychem godnym władcy, ale jednocześnie tak dystyngowanie i funkcjonalnie, że nie sposób się było nie zakochać. A pieniądze nie grały tutaj roli.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyCzw Mar 15, 2012 10:47 pm

Jean Damien Herve

W jakiś sposób zupełnie nie docierało do niego to, że właśnie zgodził się na coś zupełnie nienormalnego. Zdawał się również nie zdawać sobie sprawy z tego, że zostanie zmuszony do opuszczenia rodziny już na zawsze.
Nie chodziło o to, że był bezmyślny i niewrażliwy; po prostu rzeczywistość, w której żył, była nieco inna niż ta, w której żyła reszta świata. Dla niego nie istniało coś takiego jak granica między rzeczami prawdziwymi a wytworami wyobraźni: oba światy uważał za równie ważne, unikalne, wyjątkowe. Chociaż, właściwie, świat baśni był chyba bliższy jego sercu.
Tutaj nikt nie mówił mu co jest dobre, a co złe. W co można wierzyć, a co jest nieprawdziwe.
Wszystkie te istoty, które ukrywały się przed ludzkim wzrokiem, lgnęły do Jeana: do złotego dziecka, do niewidomego introwertyka o ogromnej wrażliwości, słuchającego otaczającego go świata dokładniej niż ktokolwiek inny. Młody Herve był wyrwany ze swojej rzeczywistości, nie pasował do niej. Dużo lepiej czuł się wśród przyjaciół, którzy przychodzili do niego dopiero wtedy, kiedy nie groził im wzrok innych osób.
Jean uważał te istoty za swoich najlepszych towarzyszy. Kiedy z nimi był, wszystko stawało się zupełnie inne. Pianista miał wrażenie, że znów widzi, że może dotknąć dźwięku, posłuchać dotyku, zobaczyć smak i poczuć świat. Choć wszystko zdawało się być odwrócone, dla niego niego było zupełnie naturalnie. Jego świat czuł: płakał i śmiał się razem z nim, ale nigdy, nigdy nie zrobił mu krzywdy.
Dlaczego więc tajemniczy nieznajomy miałby zrobić cokolwiek, co sprawiłoby mu ból? Nie było takiej możliwości.
Dlatego Jean z ufnością przyjął dotyk tych zimnych dłoni na policzkach, pozwolił objąć się w pasie i przyciągnąć, a później zabrać z hotelu. Dlatego nie zdziwiło go to, że w ciągu zaledwie kilku minut - albo mniej - znalazł się w innym budynku, w pomieszczeniu pachnącym aksamitem i perfumami boyów hotelowych, pobrzmiewającym śmiechem bogatych kobiet i ich młodszych kochanków, wyłożonym miękkim, miłym w dotyku dywanem.
Nie protestował, kiedy został posadzony na łóżku: miękkim, nakrytym wyszywaną w drobne, misterne wzorki narzutą z gładkiego materiału, przywodzącą na myśl królewskie łoża.
- Znów.. Jesteśmy w hotelu? - Pianista zdawał się być nieco zaskoczony.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyCzw Mar 15, 2012 11:20 pm

Aleksiej


- Jesteśmy w Grande Hotel - dopowiedział Aleksiej, dając chłopcu możliwość wyobrażenia sobie, jak dużą odległość pokonali w przeciągu tej jednej chwili. Jak dużą moc posiadał Wampir i jak wiele jeszcze rzeczy dookoła niego owiane jest tajemnicą.
- Nie musisz się o nic martwić, odpowiednie osoby zaopiekują się tobą podczas mojego snu - ciągnął dalej, w międzyczasie klękając tuż przy łóżku. Spoglądał teraz na Jean`a z dołu, zastanawiając się czy ta cisza jest dla niego naturalna, czy tylko zwiastuje nawałnice, która niedługo zwali się na nich obu.
Mężczyzna wziął dłoń chłopaka w swoją i mrucząc z lekkim zadowoleniem, wplątał ją w swoje włosy. To uczucie było uzależniające i pozwalało mu chociaż na chwilę poczuć tę bliskość, którą utracił przed wiekami.
Niezwykłe i cudowne uczucie, po latach znaleźć kogoś żywego i pełnego odwagi. Kogoś, kto nie bałby się spędzić czasu z nim sam na sam.
Poczekał aż pianista zacznie przeczesywać jego włosy, kręcąc końcówki na palcu wskazującym. Z rozrzewnieniem pozwolił swoim myślą podsunąć na pierwszy plan wspomnienie letniego wieczoru w Rosji, jeszcze za cara. Jeszcze z Rodionem, jeszcze za życia. Wizja jednak szybko minęła, ustępując miejsca wiecznej rzeczywistości.
- Posłuchaj mnie uważnie Jean. Na środku salonu stoi trumna, kiedy wzejdzie słońce nie możesz jej otworzyć - powiedział, spoglądając na moment we wspomnianym kierunku. Jednocześnie jego głos stał się bardziej poważny, chociaż nadal pozostawał w pewnym stopniu łagodny. - Słońce potrafi mnie poważnie zranić, Jean. Rozumiesz?
Uniósł drugą dłoń i dotknął nią policzka chłopaka. Zimna, mocna skóra zetknęła się z gorącą, delikatną. Blondyn obrysował kciukiem dolną wargę pianisty, unosząc się jednocześnie trochę wyżej. Jego twarz znalazła się tuż przy twarzy Jean`a.
- To pierwsza rzecz, której ci nie wolno.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyCzw Mar 15, 2012 11:49 pm

Jean Damien Herve

- Grand Hotel? - mimowolnie, pianista powtórzył przed chwilą wypowiedziane słowa.
Grand Hotel znajdował się co najmniej dwadzieścia kilometrów od hotelu, w którym pokoje wynajmowali Jean i jego rodzina.
W jakim czasie się tutaj znaleźli? W trzy minuty? Dwie? Chłopak nie był w stanie odpowiedzieć dokładnie.Jean nie uważał, że to coś niemożliwego.
Po prostu.. nadzwyczajnego. Jego dawni przyjaciele rzadko zabierali go gdziekolwiek, ale jeśli już to robili, to pianista zmuszony był iść swoim własnym tempem. A kiedy później wracał do domu, rodzice byli zupełnie przerażeni jego nieobecnością. Nie rozumieli, że nie był sam, ani że nic mu nie groziło...
Dotyk chłodnej dłoni na jego własnej wyrwał go z zamyślenia. Ostrożnie, nieco niepewnie poruszył palcami, które obcy wplótł w swoje włosy. Były takie niezwykłe, jednocześnie zaskakująco mocne i gęste, z drugiej strony miękkie i delikatne... Nie tylko ich struktura zadziwiała Jeana: nie zachowywały się jak zwykłe włosy, nie przesypywały się między palcami, jak wtedy, kiedy dopiero skończyło się je myć, ani nie sczepiały w kosmyki, jak po kilku dniach bez używania szamponów. Były... niezwykłe.
Szatyn nieco odważniej przesunął dłoń, powoli owinął pojedynczy kosmyk wokół palca.
- Jakie są? - spytał cicho, spokojnie, ale z ewidentnym zainteresowaniem.
Nie był w stanie określić ich koloru. To prawda, każda barwa ma swoją temperaturę, każdą da się odróżnić.. Ale nawet Jean miał swoje granice.
Kiedy Aleksiej wstał, pianista odruchowo podniósł głowę, jakby chciał śledzić go wzrokiem.
Głupi nawyk.
Nie uciekł, kiedy poczuł zimne palce na policzku, nie odsunął się, kiedy nieznajomy zaczął mówić z odległości zaledwie kilku centymetrów.
Nie zamierzał też łamać przedstawionej mu reguły. Nie kwestionował, nie pytał: po prostu akceptował. Choć był jednocześnie zaciekawiony.
- A są inne? - miał zaskakująco stonowany, łagodny głos. żadnych zbędnych emocji..
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyPią Kwi 06, 2012 6:10 pm

Aleksiej

Pozwolił, by na jego twarzy zagościł cień przyjemnego uśmiechu, ledwie zarysowany przez kącki idealnych ust. Jego Pianista był odpowiedni, jakby każdy cal jego ciała, każda część jego charakteru, wszystko to jakby było stworzone specjalnie dla niego. Starego, niebezpiecznego Wampira, który zupełnym przypadkiem natknął się w Paryżu na swoje własne, prywatne szczęście. Zamruczał zadowolony, nie mając jednak konkretnego powodu.
- Jasny blond - odparł, zastanawiając się, jaki kolor włosów chłopak przypisał mu na samym początku. Może brązowe? Cóż, prawdopodobnie dziwnie wyglądałby w brązowych włosach, jego wyobraźnia była chyba zbyt ograniczona, albo to może on nie lubił aż tak tego odcienia? Nieważne.
- Nie będziesz wychodził z tego apartamentu beze mnie - powiedział, głaszcząc delikatnie bok jego głowy. - Nie będziesz kontaktował się ze swoją rodziną ani znajomymi jeśli nie wyrażę na to zgody.
Zaczekał, aż chłopak potwierdzi jego słowa, aż oswoi się z nowymi, panującymi tutaj regułami. Aleksiej wiedział, że ogranicza przestrzeń swojego małego Pianisty, że zamyka go w klatce niczym okaz najpiękniejszego, egzotycznego ptaka. Ale nie zamierzał z tego rezygnować. Od dzisiaj Jean należał do niego. To już postanowione.
- Nie zamierzam pozwolić, by stała ci się jakakolwiek krzywda, więc nie uciekaj ode mnie, dobrze maleńki? - Wymruczał, całując w chwilę potem delikatny policzek.
Naparł mocniej na chłopaka, zmuszając go by położył się na łóżku. Sam zawisł nad nim, pochylając się tuż nad szyją. Przyjemny szum niemal zagłuszył nieco przyspieszone bicie serca szatyna.
- I ostatnia zasada - szepnął mu na ucho. - Nie wyrywaj się.
Kły zatopiły się ostrożnie w szyi chłopaka. Aleksiej trzymał go stanowczo i wszyscy bogowie mu świadkiem, dawno nie czuł się aż tak wspaniale.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyPią Kwi 06, 2012 10:39 pm

Jean Damien Herve

- Blond - mruknął cicho, nieco odważniej przesunąwszy palce pomiędzy długimi kosmykami. - Pasuje do ciebie. Jeśli, oczywiście, wierzysz w komplement z ust niewidomego.
Zaciekawiony znów dotknął wolną dłonią twarzy Aleksieja: czoła, łuku skroniowego, kości policzkowych.
Fascynowała go skóra drugiego mężczyzny. Sądził, że mógłby dotykać go godzinami i nie byłby w stanie się znudzić, bo za każdym razem odkrywałby coś nowego. Ciekawego.
Kiedy usłyszał kolejne zasady, lekko kiwnął głową. Przecież niemożliwe, że Aleksiej chciałby wyrządzić mu krzywdę: Jean był przekonany, że drugi mężczyzna nie zrobiłby niczego, co mogłoby sprawić mu zawód czy ból. Był też święcie przekonany, że niedługo wróci do rodziny; a ta, jeśli przyzna się, gdzie był, znów stwierdzi, że oszalał, znów będzie musiał udawać, że zrozumiał nikogo takiego nie poznał, że tylko mu się wydawało... Ech. Naturalna kolej rzeczy.
Oni po prostu nie rozumieli, że mimo utraty wzroku Jean widział więcej. Wiedział więcej.
Nie winił ich za to.
Bez protestów pozwolił położyć się na łóżku: dopiero kiedy usłyszał zakaz dotyczący wyrywania się, przygryzł lekko wargę.
Nawet jemu coś w tej materii nie pasowało. Nie ważne jak tolerancyjny, spokojny czy introwertyczny był.
Kiedy silne ręce lekko przycisnęły go do materaca, mimowolnie, pomimo zakazu, poruszył się delikatnie.
Najdziwniejsze nastąpiło jednak dopiero chwilę później; Aleksiej ugryzł go w szyję. Jean wyraźnie czuł, jak nienaturalnie wydłużone kły przebijają jego skórę, później tętnicę. W pierwszym odruchu szarpnął się mocno. Ale za chwilę... Za chwilę uświadomił sobie, że to przecież nie boli.
Wywoływało pewien rodzaj dyskomfortu, ale ten zanikał pod warstwą dziwnego, chorego rodzaju euforii. Pianista zacisnął dłonie na ramionach - jak się właśnie okazało - wampira. Zamknął oczy i przygryzł dolną wargę. Dziwne mrowienie kumulujące się tuż przy przebitej skórze powoli rozprzestrzeniało się na resztę jego ciała, wywołując nieokreślone, obce, ale niesamowicie przyjemne napięcie.
Jean właściwie nawet nie zauważył, kiedy zaczął oddychać nieco nieregularnie.
Nawet kiedy Aleksiej oderwał się od jego skóry, chłopak nie puścił jego ramion. Po dłuższej chwili otworzył oczy. W zamglonych, szarych, lekko zlanych ze źrenicami tęczówkach dało się dostrzec odrobinę wyrzutu, rozczarowania, ale i niezdrowego zaciekawienia.
- Czy to.. Powinno być.. takie?
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyPią Kwi 06, 2012 11:02 pm

Aleksiej


Nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że przez dzisiejszy wieczór ani razu nie przeszło mu przez myśl pytanie, jak Jean zareaguje na ugryzienie. Właściwie, mógł zrobić to na naprawdę wiele sposobów. Jeśli domniemana ofiara Aleksieja bała się, albo przeczuwała, że ugryzienie może boleć, właśnie w ten sposób to wszystko odczuwała. Przeważnie, znacznie silniej niż w rzeczywistości. Ale wampirowi nigdy nie zależało na tym, by wnikać w ludzką psychikę i zajmować się zagadnieniem bólu urojonego.
To nie było tak interesujące, jak jego Pianista.
Chłopak, na samym początku, kiedy Aleksiej dopiero się nad nim pochylał, przez ten jeden moment wydał się nieco przestraszony. Jakby ktoś, niezupełnie celowo, wytrącił go z jego empirycznego spokoju.
Wampir przez moment pomyślał, że może lepiej tym razem sobie darować.
Krew Jean`a była zbyt kusząca, by mógł przełożyć skosztowanie jej na kiedy indziej. Zwłaszcza, że był już tak blisko.
I kiedy tylko zatopił kły w jego skórze, poczuł, jak chłopak się szarpie. A mówił mu, "nie wyrywaj się". Czuł słodką woń krwi, a już ułamki sekund później rozkoszny smak rozszedł się w jego ustach. Pianista smakował zupełnie inaczej niż większość ludzi, gdyby wampir miał go określić prawdopodobnie... Prawdopodobnie przywołałby wspomnienie, kiedy pierwszy raz spróbował brzoskwini. Dorodnej, twardej ale jednocześnie na tyle dojrzałej by jej słodki, pyszny miąższ otumaniał wszystkie zmysły. Jean smakował właśnie tak, wspaniale jak pierwsza w życiu brzoskwinia, jak lato spędzone w ogrodzie i jak szum morza, które Aleksiej widział dopiero po śmierci.
Oderwał się od chłopaka później, niż zamierzał. Wypił zdecydowanie więcej, niż powinien, ale z drugiej strony tka ciężko było się powstrzymać.
Sądził, że Jean będzie przerażony, że będzie uciekał albo zostanie w szoku przez następne kilka minut. Tymczasem jego Pianista oddychał ciężko, jego ręce - kiedy znalazły się na jego plecach? - zaciskały się niemal kurczowo, a oczy, mimo że niewidzące, spoglądały szeroko otwarte w przestrzeń. Zaróżowione policzki, czerwone usta i znaczna wypukłość między nogami... Aleksiej nie musiał udawać zaskoczonego.
- Tak - odpowiedział, dopiero po dłuższym zastanowieniu. - Tak, to powinno być dokładnie takie, Jean. Brawo, doskonale się spisałeś, mój mały.
Ucałował go delikatnie w policzek, zanim wyprostował się i przetarł ręką resztki krwi ze swoich ust.
Idealny. Taki właśnie był jego Pianista. Idealny.
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyPią Kwi 06, 2012 11:17 pm

Jean Damien Herve

Jean nie był zbyt doświadczony w kwestiach dotyczących wszelkiego rodzaju spraw łóżkowych. Nie był co prawda prawiczkiem - dziwił się nieco, że tak ładna, z jaką miał okazję się spotykać chciała wylądować w łóżku z niewidomym, introwertycznym pianistą niegdyś podejrzewanym o lekką schizofrenię - ale wcale nie czuł się wybitnym ekspertem. Dlatego, kiedy dotarło do niego, jak bardzo żywiołowo jego ciało zareagowało na coś tak dziwnego jak ... Cholera, jak bycie gryzionym przez wampira. Nie, sam fakt bycia gryzionym go nie zadziwiał. To, że przebywa właśnie z nieumarłym, krwiopijcą, potworem z bajek dla dzieci, nie dziwił go zupełnie. Zaakceptował to tak samo jak akceptował zmiany pogody.
Bardziej niepokoiła go własna reakcja.
Nieco zmieszany odwrócił głowę. Długie kosmyki ciemnych włosów znalazły się na jego policzku.
Powoli zabrał ręce z ramion wampira.
No patrzcie, taki dziwak, a jednak czasem się krępuje..
- Kłamiesz - odpowiedział, dość pewnie.
Wychwycił tę nutę zawahania, niepewności, w ruchach wampira, kiedy oderwał się od jego skóry. I jego zaskoczenie, kiedy już zobaczył reakcję pianisty.
- Jak zwykle, robię coś inaczej. Dziwnie. Nie przeszkadza ci to?
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyPią Kwi 06, 2012 11:42 pm

Aleksiej


- Jesteś spostrzegawczy - odpowiedział Wampir, uśmiechając się kącikiem ust. Siedział tuż obok swojego Pianisty, przez moment zastanawiając się, czy powinien posuwać się o krok dalej i pomóc w rozwiązaniu jego małego problemu.
Taka myśl pojawiła się w jego głowie zupełnie znienacka, jakby była najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Z tym, że Aleksiej na dobrą sprawę czuł się staro. Nieodpowiednio, by dotykać kogoś tak młodego, zwłaszcza w taki sposób. Może i dawał wrażenie diablo przystojnego mężczyzny w kwiecie wieku, ale do jasnej niedoli, w tym kwiecie wieku był od kilku wieków.
- Ale nie, nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie - mruknął, a jego głos doskonale potwierdzał wypowiedziane słowa. - Nie ruszaj się przez moment.
Ponownie pochylił się nad Pianistą, pozwalając swoim włosom opaść na jego twarz. Przysunął usta do dwóch niewielkich ranek na szyi i polizał je, by lepiej się zagoiły. Magiczną, leczniczą właściwość Wampirzej śliny odkrył stosunkowo niedawno, bo pół wieku temu, niemniej jednak, nie miał okazji by często ją wykorzystywać. Zazwyczaj jego posiłki były jednorazowe.
Aleksiej podnosząc się, przesunął dłonią po policzku chłopaka, uśmiechnął się ponownie, a potem ostatecznie wstał z łóżka.
Słońce powinno wzejść za kilka minut, musiał bezzwłocznie iść spać. Nie było mowy o przeciąganiu czegokolwiek.
- Zajmij się sobą, mój mały Pianisto. Całe łóżko należy do ciebie - powiedział, po czym skierował się w stronę okien. Zaciągnął czarne i grube kotary, a potem stanął przy swojej trumnie.
- Śpij dzisiaj spokojnie. Przyjdę do ciebie, kiedy tylko słońce zajdzie. Do tego czasu nie oddalaj się nigdzie, rozumiesz?
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyWto Kwi 10, 2012 6:44 pm

Jean Damien Herve

Prawdopodobnie każdy inny człowiek poczułby się w tej sytuacji niesamowicie skrępowany. Bo przecież to cholernie niezręczne, dać się ponieść seksualnemu napięciu w obecności drugiego mężczyzny.
I to jeszcze z powodu czegoś tak dziwnego jak gryzienie. Na szczęście - tudzież na nieszczęście, zależy jak na to spojrzeć - Jean miał nieco inne podejście do tego co jest normalne a co nie, co wypada, a czego robić się nie powinno. Miał swoje "spojrzenie" na otaczający go świat.
I, owszem, nie czuł się jakoś wyjątkowo komfortowo, ale w całej sytuacji nie widział też niczego tak złego, żeby robić z tego powodu dramat.
Zwłaszcza, że Aleksiej nie miał mu niczego za złe.
Wydał z siebie zaskoczony półdźwięk dopiero wtedy, kiedy wampir zagoił ślady na jego szyi - Jean dotknął ugryzionego miejsca i kiedy nie zastał tam żadnych śladów, drgnął niespokojnie.
- Rozumiem - powiedział po chwili, po wysłuchaniu instrukcji. - Prawdopodobnie sam zasnę, zarwałem całą noc. Nie będę wychodził poza hotel. Obiecuję.
Uśmiechnął się lekko, prawie niewidocznie - lekkie drgnięcie warg, łagodne uniesienie kącików ust.
- Dobranoc - mruknął, kiedy usłyszał przymykające się, ciężkie, drewniane wieko.
Cicho, niepewnie, usiadł na łóżku. Po krótkiej chwili poszedł do łazienki i - chociaż kąpał się zaledwie parę godzin temu, w poprzednim hotelu - znów wziął prysznic. Miał jakieś dziwne, wewnętrzne poczucie, że musi "uporać się z problemem" pod osłoną szumu płynącej wody, choć był prawie pewien, że drugi mężczyzna i tak go nie usłyszy.
Spędził w łazience ponad półtorej godziny - długo stał przed lustrem, jakby w oczekiwaniu na to, że nagle coś zobaczy, i ten krótki moment widzenia pozwoli mu dostrzec jakąś zmianę, znak, coś nowego.
Jego zwichrowana psychika łączyła dzisiejsze ugryzienie z niezrozumiałym poczuciem zrobienia czegoś zakazanego, w jakiś sposób magicznego. Miał niemiłe wrażenie, że jakoś go to zmieniło: ale nie ważne jak długo dotykał szyi, ust, ramion, jak długo nachalnie - jak sądził - wpatrywał się w lustro, nie stało się nic nieoczekiwanego. Westchnął cicho, ubrał się i wrócił do pokoju.
Nie wiedział jak długo leżał na łóżku, wsłuchując się w dochodzące zza okna dźwięki i ile razy zastanawiał się, czy może zadzwonić do obsługi hotelu, żeby przyniosła do jego pokoju herbatę. Albo czy sam może po nią pójść.
Ostatecznie jednak zawinął się w pościel i zasnął. Kiedy się obudził, chyba ciągle był wczesny wieczór - nie słyszał w pokoju Aleksieja, sądził więc, że ten wciąż jeszcze śpi.
Nieco niepewnie skierował się do drzwi. Chyba mógł po prostu wyjść na korytarz i znaleźć kogoś z obsługi, prawda? Był człowiekiem, musiał jeść, pić, a jego naturalny biorytm został wczoraj mocno zachwiany.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
tsu

tsu


Liczba postów : 747
Join date : 15/03/2012
Skąd : inąd.

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyWto Lip 24, 2012 9:31 pm

Aleksiej

Kiedy zasypiał, słyszał jeszcze cichy szum wody i w jakiś sposób wywołało to lekki uśmiech na jego twarzy. Minęło sporo czasu od momentu, w którym spał w trumnie mając obok siebie żywego śmiertelnika. Zazwyczaj nie otaczał się ludźmi. Byli zbyt ciekawscy, zbyt nieposłuszni, żeby stosować się do jego zasad. A przecież Aleksiej nie prosił ich o nic wielkiego.
Tym razem wampir miał jednak dziwne przeczucie, że Jean nie okaże się kolejnym głupcem i nie otworzy jego trumny. Właściwie, chłopak nie byłby fizycznie w stanie tego zrobić. Wieko było zdecydowanie za ciężkie by ktoś o jego posturze i sile mógł je przesunąć, a co dopiero unieść. Aleksiej zadbał o to, by wieko było odpowiednio obciążone.
Prawdopodobnie dwóch dorosłych, wysportowanych mężczyzn miałoby z tym problemy. Ostatecznie wampir przezorny, zawsze ubezpieczony!
Zazwyczaj Aleksiej nie miewał żadnych snów. Kompletnie się od nich odzwyczaił. Dlatego też, kiedy tym razem przyśniła mu się ta cudowna muzyka, wygrywana przez Pianistę, był aż tak zaskoczony. To było niesamowite, znów w myślach móc doświadczać ciepła promieni słonecznych, słyszeć radosne świergotanie ptaków, czuć powiew letniego wiatru. Aleksiej spał, pogrążony w bardzo przyjemnym i nad wyraz realistycznym śnie.
Był niemal rozczarowany, obudziwszy się wraz z nadejściem wieczoru. Ale najwyraźniej wstał z trumny w samą porę. Zobaczył kątem oka, jak drzwi zamykają się za Jeanem. I bardzo mu się to nie spodobało.
Jedną myślą znalazł się tuż przed swoim Pianistą. Pozwolił w swoim egoiźmie, by chłopak tak po prostu na niego wpadł.
- Dokąd się wybierasz, Jean? - Zapytał, nieco surowszym tonem, niż rzeczywiście powinien. Zaraz potem zreflektował.
- Następnym razem nie wychodź z pokoju - dodał. Odgarnął chłopcu włosy z twarzy i pogładził go delikatnie wierzchem dłoni po policzku. - Jesteś zbyt piękny bym mógł pozwolić ci na taką samowolkę. A co, gdyby ktoś cię tutaj znalazł?
Powrót do góry Go down
http://panhomarek.deviantart.com
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 792
Join date : 13/03/2012

Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa EmptyNie Paź 28, 2012 4:58 pm

Jean Damien Herve

Nieco zbyt głośno wciągnął powietrze kiedy nagle na kogoś wpadł. Nie słyszał żadnych kroków, żadnego skrzypnięcia drzwi czy choćby szmeru butów chodzących po dywanie.
W jakiś paradoksalny sposób kiedy w głosie obcego rozpoznał głos Aleksieja, nieco się uspokoił. Wszystko związane z tym mężczyzną było nienaturalne, dziwne i nieracjonalne, więc to, że ni stąd ni zowąd pojawił się na korytarzu wcale Jeana nie zaskoczyło.
- Przepraszam - powiedział cicho, bardzo spokojnie. - Spałeś. Nie chciałem przeszkodzić, choć przyznam szczerze, nie wiem nawet, jak mógłbym to zrobić. Ja po prostu chciałem znaleźć kogoś z obsługi i poprosić o przyniesienie herbaty - dodał, niemalże z odrobiną wyrzutu w głosie.
No tak. Jean był człowiekiem. Potrzebował jedzenia i picia, zwłaszcza po nocy, w której ktoś nieco nadgorliwie pozbawił go pewnej ilości krwi.
Nie widział niczego dziwnego w tym, że wampir być może zapomniał o tym jakie potrzeby ma ludzkie ciało. Nie widział nawet niczego dziwnego w tym, że obok niego w ogóle stał jakiś wampir. Zdawał się być bardziej poruszony bezpodstawnym zarzutem.
Ostrożnie położył swoją dłoń na dłoni Aleksieja. Jego skóra nie zmieniła się ani na jotę: wciąż miała specyficzną temperaturę, strukturę, nie przypominała mu żadnej, konkretnej rzeczy. Poczekał aż drugi mężczyzna przestanie gładzić go po policzku i skierował wzrok na jego twarz. Przynajmniej tak mu się wydawało, choć w rzeczywistości patrzył trochę zbyt mocno w prawo.
- Skoro nie mogę pójść sam, mogę iść z tobą? To chyba dobry układ - delikatnie przechylił głowę i pozwolił długim włosom opaść na jedno ramię. Uśmiechnął się łagodnie, z tym typowym dla siebie stoickim spokojem.
Nie zachowywał się jak ktoś, kto jest świadom tego, że wampir rzeczywiście zamierza odebrać mu wolnośc. Raczej jak ktoś bardzo zrelaksowany, na swój sposób pewien swojego bytu.
Powrót do góry Go down
http://moyashi1.deviantart.com
Sponsored content





Sonata Księżycowa Empty
PisanieTemat: Re: Sonata Księżycowa   Sonata Księżycowa Empty

Powrót do góry Go down
 
Sonata Księżycowa
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: RPG :: RPG. :: Aleksiej x Jean Damien Herve-
Skocz do: